Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Skoki narciarskie Oberstdorf 2021. 20 lat od pierwszych medali Adama Małysza w Lahti

Emil Riisberg

26/02/2021, 08:41 GMT+1

- Gdy Adam wywalczył srebrny medal na dużej skoczni, następnego dnia w jednej z gazet ukazało się zestawienie największych porażek polskiego sportu. Był tam Gołota uciekający z ringu i Małysz jako wicemistrz świata. Strasznie niesmaczne - wspomina w eurosport.pl mistrzostwa świata sprzed 20 lat Apoloniusz Tajner. W Lahti na dobre rozkręciła się małyszomania.

Foto: Eurosport

To był pierwszy od 23 lat medal dla Polski w mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym.
W 1978 roku brąz i złoto przywiózł, również z Lahti, biegacz narciarski Józef Łuszczek, a wspomniane zestawienie opublikował "Przegląd Sportowy". Małysz srebra nie traktował jak klęski, wręcz przeciwnie, opowiadał o sukcesie.
- Podobno jestem tam umieszczony w dobrym towarzystwie - trenera Kazimierza Górskiego, Ireny Szewińskiej oraz Mateusza Kusznierewicza. Gorzej z towarzystwem Andrzeja Gołoty, bo ja ze skoczni nie uciekłem, nie przegrałem z Martinem Schmittem dlatego, że się go bałem - skwitował Orzeł z Wisły w "PS".
Po latach wyznał: - Lahti traktuję jak uhonorowanie ciężkiej pracy i wyrzeczeń, które przyjąłem po nieudanych igrzyskach w Nagano w 1998 roku.

Małysz zdołowany, żona przekonała

Rok po katastrofie w Japonii Małysz chciał rzucić narty w diabły i iść do normalnej pracy. Ale dał się ostatni raz namówić Tajnerowi, który stworzył niespotykany na tamte czasy team z fizjologiem Jerzym Żołądziem i psychologiem Janem Blecharzem.
- Adam był zdołowany. Wówczas bardzo pomogła mi jego żona Iza, którą poprosiłem, żeby porozmawiała z nim i przekonała do startów w jeszcze jednym sezonie. A jak Adam dostał wsparcie żony, od razu się zgodził. Skoki narciarskie zawsze były jego pasją - opowiada Tajner, trener reprezentacji w latach 1999-2004.
Zaczęło się od pamiętnego zwycięstwa w Turnieju Czterech Skoczni w roku 2001. Później, w lutym, odbyły się mistrzostwa świata w narciarstwie klasycznym w Lahti.
Małysz pojechał do Finlandii jako wielki faworyt, seryjnie wygrywający konkursy w Pucharze Świata. Każdy musiał się z nim liczyć, przede wszystkim Martin Schmitt, który w ramach przygotowań wyjechał z niemiecką kadrą na tajne zgrupowanie do Lillehammer. Za zadanie miał odzyskać pewność siebie.

Kurtki sztywne od mrozu

Za Małyszem zaś podróżował tabun dziennikarzy. - Przebudzili się po Turnieju Czterech Skoczni. Zajęli pół samolotu do Finlandii, choć niektórzy sprawiali wrażenie słabo zorientowanych w skokach narciarskich. Ale w końcu dawno nie było sukcesów w tej dyscyplinie - śmieje się Wanda Wojtas, pełniąca w Lahti funkcję kierownika polskiej reprezentacji.
- Zamieszkaliśmy w pewnej wiosce, trochę na kształt olimpijskiej, zarezerwowanej wyłącznie dla narodowych ekip. Było okropnie zimno, minus 20-25 stopni, a nasze związkowe kurtki nie były najlepszej jakości. Od mrozu stawały się sztywne. Takie zresztą były czasy. Mnie na przykład wyposażono w telefon komórkowy, ważył chyba kilogram. Musiałam nosić go w plecaku, a miejscowi mieli takie małe telefony. Inny świat, ale dobrze się nam mieszkało. Atmosfera była przyjazna - dodaje.
Konkurs, rozgrywany 19 lutego, trzeba było przełożyć o jeden dzień, bo w Lahti, oprócz przeraźliwego mrozu, mocno wiało. Schmitt w serii finałowej, atakując z drugiej pozycji, huknął 131 m. Rekord skoczni.
Małysz, kończący zawody jako lider, uzyskał 128,5 m. Za krótko, żeby wyprzedzić Niemca, który trafił na lepsze warunki od Polaka. - To było do wygrania, ale nie udało się. Jednak Małysz zyskał dodatkową mobilizację, bo rywalizacja na małej skoczni przemawiała za nim - wspomina Tajner.

"Skakał w szmacie"

Małysz skakał już w nowym kombinezonie, który dotarł dopiero do Finlandii, choć w jednej z niemieckich firm został zamówiony dużo wcześniej.
- Adam miał do dyspozycji jeden kombinezon, dlatego w październiku zamówiliśmy drugi, ale nie mogliśmy się o niego doprosić. Ktoś w końcu z tej firmy nam go dostarczył, bo wiózł także sprzęt dla niemieckiej reprezentacji. Pojawiły się w ekipie myśli, że producent świadomie zwlekał nie dlatego, że ma kiepskie moce przerobowe, bo taki kombinezon szyje się w dwie godziny, ale dlatego, że Schmitt był głównym rywalem Małysza - twierdzi Tajner.
Po rozpakowaniu okazało się, że kombinezon Małysza jest za szeroki w klatce piersiowej i za długi w nogawkach. Mówiąc inaczej, w nim żaden zawodnik nie zostałby dopuszczony do rywalizacji.
- Wzięliśmy igły i nici. Należało dopasować go do obowiązujących przepisów, choć wtedy nie były one aż tak restrykcyjne jak dzisiaj. Ważne, że kombinezon był z nowego materiału, bo poprzedni tracił właściwości aerodynamiczne, zwiększała się jego przepuszczalność powietrza. W zasadzie Adam skakał trochę w takiej szmacie, choć i tak przerastał rywali - tłumaczy obecny prezes Polskiego Związku Narciarskiego.
- Wówczas każdy z naszych zawodników miał po jednym kombinezonie. Teraz dla samego Kamila Stocha powstaje 10-15 sztuk, by dobrał taki, w którym będzie czuł się najlepiej - dodaje.

Premier zmarzł

Na skoczni normalnej, cztery dni później, role się odwróciły. To Małysz gonił z drugiego miejsca (89,5 m), a Schmitt bronił pozycji lidera (91,5 m). Dzieliło ich sześć punktów. Sporo na tego typu obiekcie.
- W pierwszym skoku Adam nie miał takich warunków jak trzeba, Schmitt trafił na lepsze. W drugim odporność psychiczna Adama zdecydowała, wykorzystał też swoje atomowe odbicie, które na mniejszych skoczniach miało decydujące znaczenie. 98 metrów było miażdżącą przewagą. Myślę, że Schmitt był trochę tym stłamszony i uzyskał tylko 90 metrów - mówi Tajner.
- Może nie był to najwybitniejszy skok Adama w karierze, bo sporo w niej osiągnął, ale na pewno jeden z najwybitniejszych. Zdeklasował rywali w swoim stylu. Pamiętam, że wtedy jedyny raz się wzruszyłem. Po prostu popłakałem się - przyznaje.
Wojtas zapamiętała inną rzecz: - Mała skocznia w Lahti nie posiadała windy ani wyciągu. Zawodnicy musieli po schodach wchodzić na rozbieg, a było strasznie zimno. Marek Siderek biegał więc za Adamem i ubierał go dodatkowo w swoją kurtkę, a potem wracał.
Reprezentacja świętowała oficjalnie, z premierem Jerzym Buzkiem i rządową delegacją. I mniej oficjalnie, gdy wąsy stracił asystent Tajnera Piotr Fijas.
- Premier Buzek przyjechał, żeby obejrzeć konkurs na skoczni K-90, ale miał na sobie buty, powiedzmy, biurowe i bardzo zmarzł. Dlatego zawody oglądał w kabinie komentatorskiej. Później spotkaliśmy się na wspólnej kolacji i nam pogratulował. Z kolei przed wyjazdem do kraju w jednym z pokoi odbyło się komisyjne golenie wąsów Fijasa. Wcześniej Piotrek w naszym kontenerze, gdzie chowaliśmy się przed mrozem na skoczni, rzucił, że jak Adam wywalczy złoto, to on zgoli wąsy. Każdy to zapamiętał, więc nie miał później wyjścia. Podchodziliśmy i po kawałku goliliśmy - opowiada Tajner.
- Piotr sam przyznał, że nie golił wąsów, odkąd mu urosły. Tajner i Małysz na pewno brali w tym udział. Chyba jeszcze Żołądź i Blecharz. Wesoło było, bo na drugi dzień nikt nie poznawał Fijasa - dodaje Wojtas.

Stoch i Kubacki gotowi

Wojtas do dzisiaj pracuje w Polskim Związku Narciarskim. Jako szefowa ekipy pojechała także na mistrzostwa świata w Lathi 2017, ale - jak przyznaje - to była już inna epoka. Bo Małysz dawał radość, gdy w kraju był głód sukcesu. - Teraz wobec naszych zawodników są inne oczekiwania. Wymaga się od nich samych zwycięstw - dodaje.
Na co ich stać w odbywających się mistrzostwach w Oberstdorfie?
- Z dwóch medali, po jednym w konkursie indywidualnym i drużynowym, będę zadowolony. To bardzo realne, ale może być nawet lepiej, choć nie wiadomo w jakich warunkach będą odbywały się konkursy. Mamy trzech zawodników, a może nawet czterech, jeśli Andrzej Stękała będzie w swojej normalnej dyspozycji, których stać na medal - uważa Tajner.
- Myślę, że Stoch, na którego najbardziej liczę i Dawid Kubacki na mniejszej skoczni są w stanie, w równej walce, pokonać Halvora Egnera Graneruda (lidera klasyfikacji generalnej PŚ - red.). Z kolei Ryoyu Kobayashi jest w podobnej sytuacji jak nasi skoczkowie, bo też właśnie osiągnął najlepszą dyspozycję w sezonie. Ale można wymienić jeszcze kilku innych kandydatów do medali. Przecież Karla Geigera czy Markusa Eisenbichlera na to stać - kończy prezes PZN.

MŚ Oberstdorf 2021. Kiedy skaczą Polacy?

Piątek, 26.02.2021
19.00 - Oficjalny trening mężczyzn HS106
20.30 - Kwalifikacje mężczyzn HS106
Sobota, 27.02.2021
15.15 - Seria próbna mężczyzn HS106
16.30 - Konkurs indywidualny mężczyzn HS106
Niedziela, 28.02.202115.30 - Seria próbna drużyn mieszanych HS106
17.00 - Konkurs drużyn mieszanych HS106
Środa, 03.03.202117.15 - Konkurs indywidualny kobiet HS137
19.15 - Oficjalny trening mężczyzn HS137
Czwartek, 04.03.2021
16.00 - Oficjalny trening mężczyzn HS137
17.30 - Kwalifikacje mężczyzn HS137
Piątek, 05.03.2021
15.45 - Seria próbna mężczyzn HS137
17.00 - Konkurs indywidualny mężczyzn HS137
Sobota, 06.03.2021
15.45 - Seria próbna mężczyzn HS137
17.00 - Konkurs drużynowy mężczyzn HS137
Autor: Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama