Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

"Nie było schodów, trzeba było skakać". Koszmar polskiego siatkarza w Turcji

Emil Riisberg

07/02/2023, 16:28 GMT+1

Bartosz Bućko, polski siatkarz Hatay Buyuksehir, na własne oczy widział potworne skutki trzęsienia ziemi i nie dowierzał. - Coś niewyobrażalnego. Miasto jest praktycznie zniszczone i nie nadaje się do mieszkania - mówi eurosport.pl zawodnik.

Foto: Eurosport

Wszystkie rozgrywki sportowe w Turcji zostały zawieszone. W kraju, w którym siatkówka jest jednym z najbardziej popularnych sportów, praktycznie w każdym rejonie jest duża liczba klubów grających na różnych poziomach.

Żona z małym dzieckiem zostali sami

Bućko od tego sezonu występuje w Hatay Buyuksehir, w zespole tamtejszej ekstraklasy. W niedzielę drużyna z Polakiem w składzie wracała z wygranego spotkania z Belediye Plevne.
- Wracaliśmy z meczu wyjazdowego. Koledzy w autobusie około trzeciej nad ranem obudzili mnie i powiedzieli, że w Antakii (Hatay to nieoficjalna nazwa miasta - red.) było trzęsienie ziemi i żebym zadzwonił od rodziny. Żona z małym dzieckiem byli sami w mieszkaniu. Na szczęście odebrała chyba za drugim połączeniem. Jak się potem okazało, później nikt nie mógł się dodzwonić. Powiedziała mi w wielkich emocjach, że wybiegli z synem z bloku po jakiś gruzach, nie było schodów, trzeba było skakać. To było przerażające. Tak jak spali, wybiegli na główną ulicę i na jakiś plac - opowiada nam Bućko.

"Najbardziej katastroficzny film"

Autokar z zespołem dojechał do miasta półtorej godziny później. Kierowca próbował wjechać jak najdalej to było możliwe.
- Resztę drogi trzeba było się przebić samemu. Wszystko w wielkim chaosie, sceny jak z filmu grozy. Pokonując trasę pieszo, przechodziłem przez zawalone budynki. Do tego padało i było zimno. To jest coś takiego nie do opisania. Najbardziej katastroficzny film, jaki mogę sobie wyobrazić to właśnie taka scena - wspomina.
W końcu odnalazł się z bliskimi.
- Weszliśmy do zawalonego sklepu, wzięliśmy pieluchy dla syna, mleko modyfikowane ze zniszczonej apteki. Udało nam się cztery godziny przespać w jakimś aucie. Potem znaleźliśmy grupę osób, która całkiem przypadkiem jechała do Mersin, gdzie teraz jesteśmy w hotelu. Na szczęście tutaj wszystko działa, także karty płatnicze. Mieliśmy też trochę gotówki, co uratowało nas przy tankowaniu auta. Ogólnie czuję wielkie szczęście i podziw dla mojej żony, że ona niemal śpiąc, wzięła syna i uciekła. Biegła z dzieckiem po gruzach zawalonego budynku obok - nie kryje Bućko.

Miasto nie daje się do mieszkania

Wygląda na to, że nie ma szans, aby Bućko z rodziną prędko wrócili do dotychczasowego mieszkania.
- Po pierwszym trzęsieniu nasz sześciopiętrowy blok jeszcze stał. Wyjechaliśmy z miasta około dziesiątej, a półtorej godziny potem było drugie trzęsienie, praktycznie takie samo, niby wtórne, ale siła była identyczna. Nie wiem, jak teraz wygląda infrastruktura. Wszystkie bloki były naruszone, miały popękane ściany. Coś niewyobrażalnego. Miasto jest zniszczone i nie nadaje się do mieszkania. Teraz nie wiem, czy ten nasz blok nadal stoi. Tam był właśnie ten sklep, do którego wszedłem - opisuje.
Bućko z żoną i dziesięciomiesięcznym synem jeszcze przez nieokreślony czas pozostaną w Mersin. Rodzina skontaktowała się już z polską ambasadą w Ankarze.
- Musimy się tam przetransportować. Tylko ja mam dokumenty, bo wracając z wyjazdu z zespołem, miałem je ze sobą. Bardzo też przydał nam się klubowy plecak. Musimy wyrobić dokumenty i wracać do Polski. Emocje z nas troszkę zeszły, sytuację mamy opanowaną, bo przespaliśmy się w nocy. Teraz na spokojnie chcemy pojechać do Ankary. Tam u Mateusza Miki (występuje w miejscowym zespole Tursad - red.) mamy zapewnione mieszkanie. Odezwało się bardzo dużo osób, które chcą nam pomóc. Jesteśmy za to bardzo wdzięczni. We wtorek rano poszedłem do sklepu po jakieś ubrania, bo nic nie mieliśmy. Radzimy sobie, najgorsze już za nami - przyznaje.
Bućko w Turcji był od kilku miesięcy.
- Ludzie tutaj potracili wszystko. W porównaniu z nami to wyszliśmy z tego bez szwanku. Chyba każdy chciałby być naszej sytuacji - przyznaje.
Rozgrywki w Turcji zostały zawieszone. Na razie nie wiadomo, kiedy zostaną wznowione.
- Dla nas najważniejsze jest teraz, aby wrócić do Polski. Organizujemy to. Pomaga nam ambasada, tak samo jak wielu kolegów z boiska. To są chwile, kiedy okazuje się, że na wielu osobach można polegać w trudnych sytuacjach. To jest bardzo budujące - cieszy się siatkarz.

Zginęli bliscy członków zespołu

Nie wszyscy z drużyny Polaka mieli takie szczęście jak on i jego bliscy.
- Mało chłopaków miało rodziny w samym Hatayu, bo większość była przyjezdnych. Za to nasz sztab był stamtąd. Wiem, że umarli wszyscy z najbliższej rodziny drugiego trenera. Zginęli także rodzice kierownika drużyny. Skala zniszczeń jest nieprawdopodobna. Jest tyle ludzi pod gruzami, że to jest coś niewyobrażalnego. Te dane dotyczące liczby zabitych będą się jeszcze powiększać. Film grozy, apokalipsa - nie ma złudzeń.
Bućko w poprzednim sezonie występował w Stali Nysa w PlusLidze. Wychowanek SMS PZPS Szczyrk został zawodnikiem Hatay Buyuksehir w sierpniu ubiegłego roku.
We wtorek rano liczba śmiertelnych ofiar trzęsienia ziemi w Turcji i Syrii wzrosła do co najmniej pięciu tysięcy. Kolejnych kilkanaście tysięcy jest rannych oraz zaginionych.
Autor: Krzysztof Srogosz / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama