Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Polska siatkówka bez selekcjonerów. "Są trudności, wszystko może się wywrócić"

Emil Riisberg

07/10/2021, 04:19 GMT+2

Od kilku tygodni główne siatkarskie reprezentacje Polski pozostają bez selekcjonerów. Ofert jest wiele. - W kobiecej kadrze jest więcej, bo u panów szybko został ogłoszony główny kandydat - mówi Sebastian Świderski, nowy prezes Polskiego Związku Piłki Siatkowej. W rozmowie z eurosport.pl opowiada też o wyborczej walce, propozycji Ryszarda Czarneckiego i celach na rozpoczętą kadencję.

Foto: Eurosport

44-letni Świderski, były znakomity siatkarz, ostatnio prezes triumfatora Ligi Mistrzów Zaksy Kędzierzyn-Koźle, od kilkunastu dni rządzi polską siatkówką. Wybory wygrał bez walki. Kandydaci - łącznie było ich siedmiu - w dniu zjazdu delegatów kolejno się wycofywali, w tym uznawani za faworytów europoseł PiS Ryszard Czarnecki i ustępujący prezes PZPS Jacek Kasprzyk. Świderski otrzymał więc 88 głosów, tylko dwa były wstrzymujące. Żadnego przeciw. Jego kadencja potrwa do 2025 roku.
Na początek przed nim dwa wielkie wyzwania - nominacje dla selekcjonerów reprezentacji pań i panów. Kadra kobiet bez trenera jest od 31 sierpnia, mężczyzn - od 19 września. Na decyzje będzie trzeba jeszcze poczekać.
Krzysztof Zaborowski: Podjął pan już pierwsze decyzje jako prezes PZPS?
Sebastian Świderski: Tak, choćby Aleksandra Jagieło (była kapitan reprezentacji Polski - red.) została powołana do zarządu. Ma się głównie zająć kobiecą siatkówką. Są także nowi przewodniczący wydziałów w związku i pełnomocnik do spraw restrukturyzacji biura. Chciałbym, żeby biuro PZPS działało profesjonalnie i przede wszystkim skuteczniej. Wiele udało się zrobić w pierwszym tygodniu pracy, choć czasem za mało jest godzin w dobie.
Przed wyborami zwracano uwagę, że najważniejszym zadaniem nowego szefa polskiej siatkówki będzie zatrudnienie selekcjonerów męskiej i kobiecej reprezentacji. Pana telefon rozgrzany jest do czerwoności?
Zainteresowanie jest ogromne. W kobiecej kadrze ofert jest zdecydowanie więcej, bo u panów jako główny kandydat szybko został ogłoszony Nikola Grbić, także mój faworyt. I to właśnie mocno przyhamowało innych trenerów. Nie będę ukrywał, że koszula bliższa ciału. Nikola jest mi bliską osobą, w Zaksie spędziliśmy wspólnie dwa lata. Musimy pamiętać, że to nie oznacza, iż zostanie wybrany. Są pewnego rodzaju trudności, o których będziemy rozmawiać. Nie chcemy się spieszyć. Ostateczna decyzja zostanie podjęta kolegialnie przez zarząd.

U pań jest mnóstwo ciekawych nazwisk, głównie szkoleniowców z zagranicy. Najpierw je przeanalizujemy z Olą, potem na zarządzie. Wtedy zapadną decyzję, w którym kierunku iść. One nie mają być wyłącznie moje, tylko zarządu, który został wybrany przez delegatów. Podkreślam: jestem zwolennikiem podejmowania decyzji w grupie. Oczywiście jestem na jej czele, ale chciałbym, żeby wszyscy ludzie zarządzający polską siatkówką czuli się potrzebni i odpowiedzialni.

Kiedy zatem zapadną decyzje?
To nie będzie tydzień, nawet dwa. Jeśli chodzi o męską reprezentację, to może zamkniemy się w miesiącu, a może i do końca roku. Nie chcę wiele zdradzić, bo wszystko może się wywrócić. Pamiętajmy, że jesteśmy jeszcze w gorącym, powyborczym okresie. Chcemy uniknąć pochopnie podjętych decyzji.

Grbić obecnie trenuje zespół Sir Safety Perugia. Możliwe jest łączenie pracy w klubie i w reprezentacji?
Tak, choć gdyby chodziło o polski klub, nie zgodziłbym się. Nikola chciałby pracować z naszą reprezentacją, ale niedawno podpisał umowę we Włoszech. Z tego powodu nie chce on podejmować decyzji bez uzgodnienia jej z władzami Perugii. Oni zbudowali, przynajmniej na papierze, bardzo mocną ekipę i będą jednym z największych faworytów do wygrania Ligi Mistrzów. Dlatego jeśli Perugia zagra w finale, skończy sezon dosyć późno, a to może kolidować z przygotowaniami kadry. To trudny temat, który już poruszyłem na pierwszym posiedzeniu zarządu i wrócimy do tematu na kolejnym.

Męska reprezentacja regularnie dostarcza medale z wielkich imprez, choć zawiodła na igrzyskach olimpijskich. Panie o takich sukcesach mogą na razie tylko pomarzyć. Co się dzieje?
Zadaniem Oli Jagieło będzie zdiagnozowanie tych problemów. Ma przeanalizować od góry, czyli od pierwszej reprezentacji aż do samego dołu, gdzie są deficyty, które należy wyeliminować. Na pierwszym zarządzie jej nie było, ale na najbliższym ma się pojawić i będziemy dyskutować.

Jej głos w wyborze następcy Jacka Nawrockiego będzie kluczowy?
Rozmowy trwają, Ola zbiera informacje na temat przyszłego selekcjonera. Może nie jest to olbrzymie środowisko, ale trenerów jest sporo. Chciałbym porozmawiać też z Jackiem Nawrockim, żeby od niego usłyszeć, gdzie tkwi problem oraz zaprosić go na posiedzenie zarządu. Należą mu się podziękowania za sześcioletnią pracę.

Wracając do wyborów, otrzymał pan 88 głosów przy ledwie dwóch wstrzymujących się. To wielki mandat zaufania. Był pan jednak rozczarowany, że nie doszło do prawdziwej wyborczej walki?
Jestem sportowcem i lubię rywalizację. Żałuję, że do niej nie doszło. Z drugiej strony cały czas powtarzałem, żeby środowisko się zjednoczyło. Niedawne wybory pokazały, że potrafi to uczynić, pokazując swoją siłę. Dostałem duży kredyt zaufania, ale też oczekiwania wobec mnie będą wielkie.

Gdy Ryszard Czarnecki jako pierwszy zrezygnował z wyścigu po fotel prezesa, tłumacząc decyzję dobrem polskiej siatkówki, pan stał obok. Wyglądało to tak, jakbyście połączyli siły.
Nie było rozmów na ten temat. Wcześniej jakieś propozycje padły, ale do przekazania głosów nie doszło. Po prostu zostałem zaproszony na konferencję prasową. Zresztą pan Czarnecki powiedział, że nie oddaje głosów, tylko się wycofuje. Jak widać, w nowym zarządzie go nie ma.

To prawda, że ostrzegał, żeby nie brał pan udziału w wyborach, bo inaczej zderzy się pan z górą lodową?
Takie zdanie padło, ale nie z ust pana Czarneckiego.

Potem była ponoć propozycja współpracy?
Tak, dołączenia do jego grupy. Początkowo nie byłem zdecydowany, czy w ogóle startować w wyborach i zdecydowałem się pójść swoją drogą.

Po co panu prezesura PZPS? Będzie pan na świeczniku. Kibice o dawnych sukcesach jako zawodnika mogą szybko zapomnieć.
Chcę i lubię się rozwijać. Do tego realizować wyznaczone cele, spełniać marzenia. Przez całą karierę dążyłem, żeby iść wyżej i wyżej. Podobnie było przez sześć ostatnich lat w Zaksie. Ten klub zawsze będzie w moim sercu. Mam nadzieję, że nasze drogi jeszcze się zejdą. Zostałem prezesem PZPS, bo głos środowiska siatkarskiego był jasny. Wierzę, że poradzę sobie.
Co zamierza pan zbudować?
Chcę pokazać, że środowisko można spróbować połączyć, żeby praca była prosta i przyjemna. Chciałbym również, żeby PZPS stał się związkiem przyjaznym, kojarzonym z sukcesami i wielkimi wydarzeniami. Teraz je mamy. Brakuje nam tylko medalu olimpijskiego. To cel numer jeden. Oczywiście chciałbym, żeby także panie walczyły o najwyższe cele. To są wyzwania, do których będziemy dążyć, pamiętając też o szkoleniu młodzieży i siatkówce plażowej.

O finanse chyba nie musi się pan martwić. Poprzedni prezes Jacek Kasprzyk chwalił się, że związek zostawia w dobrej kondycji, wypracowując w trakcie kadencji zysk na poziomie ponad sześciu milionów złotych.
Muszę do tego równać. To tylko zwiększa wymagania wobec mnie.
picture

Foto: Eurosport

Autor: Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama