Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Małgorzata Niemczyk komentuje konflikt w siatkarskiej reprezentacji Polski

Emil Riisberg

08/11/2019, 13:55 GMT+1

Bunt siatkarek reprezentacji Polski i ich konflikt z trenerem Jackiem Nawrockim wstrząsnęły środowiskiem sportowym w naszym kraju. Zbulwersowana przebiegiem wypadków jest także Małgorzata Niemczyk. - Mnie zależy na tym, by w kadrze występowały najlepsze zawodniczki, a nie te, które będą akceptować decyzje Polskiego Związku Piłki Siatkowej - mówi w rozmowie z eurosport.pl mistrzyni Europy z 2003

Foto: Eurosport

Niezadowolenie reprezentantek Polski nawarstwiało się od dłuższego czasu, ale dopiero w środę konflikt ujrzał światło dzienne. Siatkarki swojemu trenerowi i całemu sztabowi zarzuciły brak profesjonalizmu i kompetencji, złe prowadzenie zespołu. Ich zdaniem Nawrocki miewał ataki furii, bagatelizował i negatywnie podchodził do prób rozwiązania bieżących problemów.
Zarzucają mu też brak komunikacji w trakcie sezonu klubowego, nie przykładanie należytej wagi do ich stanu zdrowia oraz obniżanie poczucia wartości zespołu. Zawodniczki uznały, że nie widzą możliwości dalszej współpracy z selekcjonerem. Tymczasem PZPS przedłużył z trenerem Nawrockim kontrakt do 2022 roku.
picture

Foto: Eurosport

EUROSPORT.PL: Jak pani zareagowała na awanturę w kobiecej reprezentacji Polski?
MAŁGORZATA NIEMCZYK: Po pierwsze to takie rzeczy muszą być załatwiane w szatni i nie powinny wypływać. Zawsze w drużynach są konflikty pomiędzy zawodnikami, trenerem lub działaczami. Te problemy muszą być na bieżąco rozwiązywane. Widać jednak, że tak się nie działo. Biorąc pod uwagę, że pierwsza rozmowa z prezesem Jackiem Kasprzykiem odbyła się tuż po mistrzostwach Europy, trzeba założyć, że dziewczyny czekały na zakończenie turnieju. Czyli przemawiał przez nie rozsądek.
Niewiele jednak ugrały. Postawiły pewnego rodzaju ultimatum, a trener Nawrocki i tak ma nadal pracować z kadrą.
Bulwersuje mnie decyzja podjęta przez PZPS. Jeśli zespół dawał jakieś niepokojące sygnały, to prezes od razu powinien zacząć mediować pomiędzy nimi i trenerem. Trzeba było zorganizować spotkania, aby wypracować najlepsze rozwiązanie dla polskiej siatkówki, a nie przedłużać kontrakt z trenerem Nawrockim aż do 2022 roku. Podpisanie umowy można było spokojnie zrobić po turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk. Teraz najważniejsze jest dobre zakończenie sezonu. Konflikt w sposób merytoryczny trzeba rozwiązać później. Prezes musi zrobić wszystko, by tak się stało. Nie można zamykać drzwi przed dziewczynami. Oczywiście związek nie powinien pod naciskami robić wszystkiego, co mu dyktują zawodniczki, ale musi zacząć mediacje i dążyć do porozumienia, a nie zamiatać problem pod dywan i ogłaszać pozytywną weryfikację trenera. To, jak sprawa została załatwiona, jest trochę lekceważące i obrażające dla dziewcząt. One powinny w sposób merytoryczny i precyzyjny uzasadnić swoje stanowisko.
Prezes ostatnio powiedział w wywiadzie, że w reprezentacji Polski będą grały tylko te siatkarki, które chcą.
Ale mnie zależy na tym, by w kadrze występowały najlepsze zawodniczki, a nie te, które będą akceptować decyzje PZPS. Tak nie można stawiać sprawy. Kiedy męska reprezentacja miała podobne problemy, to one były inaczej rozwiązywane. Życzyłabym sobie, by związek traktował obie kadry tak samo. Ja bym chciała, by dziewczyny miały najlepszego trenera na świecie, ale czy związek na takiego stać? Czy one potrafią współpracować z obcokrajowcem? Tylko strony sporu wiedzą, na jakie zasady się umawiały między sobą i jakie problemy się pojawiały. Jesteśmy wszyscy zbyt daleko, aby oceniać czy komentować. Możemy tylko rekomendować im wspólne spotkanie, aby polska żeńska siatkówka osiągała sukcesy.
Jednym z zarzutów wobec trenera było faworyzowanie młodych zawodniczek. Co z tym zrobić?
Trenerzy czasem krytykują, a czasem głaszczą po głowie. Każda zawodniczka jest inna i trzeba umieć do nich trafić. Jedna będzie trenowała siedem godzin i okaże się, że jest niedotrenowana. Inna spuchnie po trzech godzinach. W reprezentacji, w klubach nie ma równości. A jeśli wynikają jakieś problemy, to trener powinien zawsze jasno wyjaśniać swoje decyzje.
To jak uporać się z tym patem? Czy jest w ogóle możliwe porozumienie, skoro zawodniczki zarzucają trenerowi niekompetencję?
Po pierwsze, to teraz wszyscy zainteresowani powinni zakończyć dyskusję w mediach. Trzeba jednego dnia zaprosić na spotkanie trenera, dziewczyny, prezesa i oni sami muszą znaleźć najlepsze rozwiązanie dla wszystkich. Najlepiej byłoby zamknąć razem całe towarzystwo w szatni i wypuścić dopiero, gdy znajdą drogę wyjścia z kryzysu. Trzeba ustalić, co będzie najlepsze dla każdego, dla każdej zawodniczki, dla drużyny, dla sztabu, dla PZPS, dla polskiej siatkówki. Na tym spotkaniu albo się porozumieją, albo pozarzynają. Oczywiście to tak pół żartem, pół serio, ale innego wyjścia nie ma. Kluby muszą puścić zawodniczki na takie rozmowy i nie ma gadania, że są przygotowania do sezonu. Bo to jest zbyt palący problem. Pewne tematy najwyraźniej nie były rozwiązywane na bieżąco. Pytanie, jak poważne są te kwestie.
Czy zawodniczki powinny stawiać sprawę na ostrzu noża, że tak czy siak dla trenera Nawrockiego grać nie będą?
Reprezentantki muszą zdawać sobie sprawę z jednego - związek zawsze będzie istniał, zawsze będzie wybierał trenera, a ten zawsze będzie tworzył jakiś zespół. Bez nich kadra narodowa też będzie się kręcić. Dlatego one nie mogą się obrażać, bo przez to nie mogą zrealizować się w pełni w przyszłości. Jeśli im zależy na sukcesach indywidualnych, także w klubach, to nie mogą sobie zamykać drogi do kadry. Nie powinien też tego robić związek. Strony muszą znaleźć wspólne rozwiązanie.
Jak za pani czasów wyglądało życie reprezentacji Polski? Chyba nie zawsze było kolorowo?
Na początku moich występów w kadrze miałyśmy do czynienia z koszarowaniem nas i mocnym trzymaniem za twarz. Byłyśmy ganione na przykład za to, że któraś pomalowała oczy czy paznokcie zamiast koncentrować się na grze. Jak chciałam wyjść z hotelu do kiosku, to musiałam prosić o zgodę trenera i nie zawsze ją dostawałam. Potem przyszedł Andrzej Niemczyk i dał nam wolność. Sam nas musiał wyganiać na dyskotekę czy namawiać, byśmy zaprosiły mężów czy chłopaków. Nie byłyśmy do tego przyzwyczajone. Wszystkie sprawy zawsze są kwestią ustaleń w danej grupie. On dał nam wolność, na kadrze nie było nudy. Ale coś za coś. Sukcesy były. Inny trener może mieć inne metody, na które zespół się godzi albo nie. Pamiętam, kiedy byłyśmy w szoku, jak się dowiedziałyśmy, że Włoszkom zabroniono korzystania z telefonów komórkowych. Musiały widzieć w tym celowość.
Czy na wszystko trzeba się godzić?
Oczywiście, że nie. Wydaje mi się jednak, że pewne zasady funkcjonowania kadry zostały już dawno ustalone przez trenera. I ktoś się na nie zgodził. Przecież cała grupa nie pracuje ze sobą od wczoraj, ale od lat. Nie znaczy to jednak, że po rozmowie nie można zmodyfikować spornych kwestii. Jesteśmy wszyscy dorosłymi ludźmi, którzy mają pracę do wykonania. Ważną pracę, bo w reprezentacji Polski. Każda ze stron nie może utkwić we własnych okopach i bronić swoich pozycji jak twierdzy. Dlatego trzeba znaleźć porozumienie zwaśnionych stron.
Autor: Rozmawiał Dariusz Szarmach / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama