Ligę Mistrzów piłkarzy ręcznych oglądaj w Eurosporcie i w Eurosport Playerze

- W szatni trener powiedział, że życie sportowca jest dobrym życiem. Nawet kiedy się przegrywa, jest się na kolanach, to ma się szansę podnieść z nich w kolejnych spotkaniach. Szansę dostajemy szybko. Zagramy na trudnym terenie. Mamy okazję, żeby zmazać plamę i wrócić do domu z punktami - zaznaczył II trener Łomży Vive Krzysztof Lijewski.

Zadanie było trudne, bo choć w pierwszej rundzie mistrzowie Polski pokonali wicemistrza Węgier we własnej hali 26:23, to rywale wystąpili wówczas bez sześciu zawodników zarażonych koronawirusem, a kolejnych trzech było kontuzjowanych.

Cios za cios

Początek czwartkowego starcia był bardzo wyrównany. Prowadzenie zmieniało się kilkukrotnie - żadna jednak z drużyn nie wygrywała więcej niż jedną bramką. Tak było do 18. minuty, wówczas Arkadiusz Moryto pokonał z rzutu karnego Rolanda Miklera i przyjezdni prowadzili 9:7.

Komu jak komu, ale skrzydłowemu szczególnie zależało na rehabilitacji z powodu czerwonej kartki obejrzanej w starciu z PSG. Podobnie jak bramkarzowi Andreasowi Wolffowi, który nie wszedł najlepiej w nowy rok. Tym razem był pewnym punktem drużyny. Podobnie zresztą jak jego vis a vis w bramce Picku.

Oglądaj

Pięć minut przed końcem połowy Łomża Vive, głównie dzięki skutecznemu Artsiomowi Karalekowi (cztery bramki, a w sumie pięć w całym meczu) utrzymywała dwubramkową przewagę, ale od tego momentu przydarzył jej się czterominutowy przestój. Węgierska drużyna to wykorzystała, zwłaszcza Bogdan Radivojević (także cztery bramki). Ze stanu 10:12 zrobiło się 13:12 dla gospodarzy. Na szczęście drużyna Dujszebajewa w porę opanowała błędy - na przerwę schodziła przy remisie po 14.

Oglądaj

Kluczowy moment

Obraz gry nie zmienił się po przerwie. Wprawdzie kielecka drużyna nie najlepiej weszła w drugą połowę - zaczęła od stracenia dwóch goli, to już następne trzy trafienia były jej dziełem. Z dobrej strony pokazywał się Szymon Sićko.

Przyjezdni mieli kilka szans, by znów powrócić do dwubramkowego prowadzenia. Długo nie pozwalał na to świetnie broniący Mikler. Sztuka ta udała się dziesięć minut przed końcem po trafieniu Alexa Dujszebajewa. Niedługo potem lider Łomży Vive trafił jeszcze raz (łącznie zdobył osiem bramek) i po raz pierwszy w tym spotkaniu było plus trzy dla polskiej drużyny - 25:22. Zwycięstwa już wydrzeć sobie nie dała. W końcówce znów dał o sobie znać Wolff. Skończyło się wygraną 30:26.

Oglądaj

Zostaną na pierwszym miejscu?

Kielczanie pozostali liderem tabeli grupy A LM (19 punktów w 13 spotkaniach). Mają szansę je utrzymać, jeśli za tydzień w czwartek w ostatnim meczu przed 1/8 finału pokonają w Hali Legionów z Flensburg, a niemiecka drużyna przynajmniej raz straci jeszcze punkty (ma do rozegrania w sumie jeszcze pięć meczów).

MOL Pick-Szeged - Łomża Vive Kielce 26:30 (14:14)

MOL-Pick Szeged: Mirko Alilovic, Ronald Mikler – Matej Gaber 5, Bogdan Radivojevic 4, Mario Sostaric 4, Joan Canellas 3, Dean Bombac 2, Miklos Rosta 2, Dmitrij Żytnikow 2, Richard Bodo 2, Stanislav Kasparek 1, Martin Stranovsky 1, Jonas Kalman, Nik Henigman.

Łomża Vive Kielce: Andreas Wolff - Alex Dujshebajew 8, Arciom Karalek 5, Igor Karacic 4, Szymon Sićko 4, Arkadiusz Moryto 3, Nicolas Tournat 3, Michał Olejniczak 3, Branko Vujovic, Daniel Dujshebajew, Tomasz Gębala.

Karne minuty: Pick Szeged - 4, Łomża Vive - 8.
Sędziowali: Nenad Nikolic, Dusan Stojkovic (Serbia). Bez publiczności.