Liga Europejska. Fuechse Berlin zagra w finale. Orlen Wisła zmierzy się z Rhein-Neckar Loewen

Ekipa z Berlina niemal od samego początku kontrolowała przebieg spotkania. Moment, gdy na tablicy wyników pojawił się wynik 2:2 był ostatnim, w którym Fuechse nie było na prowadzeniu. Zespół Siewarta, głównie za sprawą śwetnie dysponowanych Fabiana Wiede i Lasse Andersona, prowadził nawet 11:3. Bardzo dobrze w bramce Fuechse spisywał się też Dejan Milosavljev.

"Lwy" nie zamierzały się jednak tak łatwo poddawać. Drużyna z Mannheim, gdzie odbywa się turniej Final Four, zdołała doskoczyć rywali na dwie bramki (15:17).

Na 12 minut przed końcem czerwoną kartkę (za trzecią karę) obejrzał filar defensywy Loewen Ymir Gislason. Bez Islandczyka gospodarze nie byli w stanie dogonić Fuechse.

- Nie potrafię wyrazić tego, co czuję. Jestem pusty w środku. Naprawdę nie wiem, co się z nami stało. Szczególnie na początku byliśmy bardzo słabi. Zbyt łatwo oddawaliśmy piłkę, straciliśmy 14 bramek w 15 minut. To nie jest nasz poziom gry. Musimy się podnieść - mówił po porażce załamany bramkarz Loewen Andreas Palicka.

Najskuteczniejszym strzelcem zwycięskiej ekipy został Andersson, który w sobotę rzucił jedenaście goli.

Dla graczy Fuechse Berlin będzie to czwarty z rzędu finał tych rozgrywek. Triumfowali w nich dwukrotnie – w 2015 i 2018 roku.

Co ciekawe, od momentu reformy Ligi Europejskiej w sezonie 2012/13, tylko raz zdarzyło się, by w finale zabrakło drużyny z Niemiec. W 2014 roku węgierski Pick Szeged zdobył trofeum, pokonując francuski Montpellier.

W pierwszym półfinale Orlen Wisła Płock przegrała z SC Magdeburg 29:30, choć to polska drużyna na przerwę schodziła prowadząc 15:13.

Przeciwnicy praktycznie całkowicie wyłączyli z gry Michała Daszka, który mecz zakończył z tylko trzema trafieniami.

W niedzielę płocczanie w spotkaniu o trzecie miejsce zmierzą się więc z Rhein-Neckar Loewen.

Autor: Kali / Źródło: eurosport.pl