Dawid Szwarga po pokonaniu Flory Tallinn i awansie do 2. rundy kwalifikacji Ligi Mistrzów

Po zwycięstwie 1:0 przy Limanowskiego Raków jechał na rewanż dosyć pewny siebie, ale też mając świadomość, że nie może we wtorek popełnić żadnych błędów. Nie popełnił - do przerwy remisował po zero, ale w drugiej połowie rozwiązał już worek z bramkami.

Jak zaledwie 33-letni Szwarga trafił więc wówczas do swoich zawodników?

- Cała drużyna zagrała na bardzo dobrym poziomie i już w pierwszej połowie powinniśmy byli zamknąć mecz, strzelając co najmniej dwa gole. Przerwa mogła być dla nas trudna: kiedy stwarzasz sytuacje, ale ich nie wykorzystujesz, a rywal cały czas jest w grze. Moje przesłanie do zawodników było więc proste: musimy grać swoje, trzymać poziom - zdradził szkoleniowiec na konferencji prasowej.

Analizował też przy tym, w jaki sposób rozwiązał ten mecz taktycznie.

- Kluczowa była dyspozycja zespołu pod względem rozgrywania akcji w trzeciej tercji boiska. To, co nie funkcjonowało w Częstochowie, dzisiaj zaskoczyło. Potrafiliśmy zagrać na skrzydła i wypełnić pole karne. Bardzo dobrze realizowaliśmy nasz plan na ten mecz - zauważył. - Pierwsza połowa była w naszym wykonaniu bardzo dobra. Byliśmy dobrzy zarówno w ataku, jak i w obronie. Ważne jest również to, że utrzymaliśmy ten poziom w wielu elementach również po przerwie, a to zazwyczaj w drugiej połowie rozstrzyga się mecze.

W drugiej rundzie częstochowianie zagrają z lepszym z pary gibraltarski Lincoln Red Imps oraz azerski Karabach FK. Z kim więc następca Marka Papszuna wolałby rywalizować?

- Nie łudzę się, że rywal, który jest w mojej głowie, zagra przeciwko nam. Cieszę się mimo to, że po raz trzeci w tym sezonie zagraliśmy na zero z tyłu. To jeden z naszych fundamentów i nie był to przypadek - z nadzieją spoglądał w przyszłość.

Mecze kolejnego etapu eliminacji Champions League zostaną rozegrane 25 i 26 lipca, rewanże 1 i 2 sierpnia.