Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Rafał Gikiewicz zatrzymał pseudokibiców Unionu Berlin: pokazałem im bramę i powiedziałem "raus"

Emil Riisberg

04/11/2019, 10:49 GMT+1

- Zdobyłem i obroniłem Berlin jednego wieczoru - przyznał w rozmowie z TVN24 Rafał Gikiewicz. Bramkarz Unionu nie tylko zatrzymał piłkarzy Herthy w pierwszych w historii Bundesligi derbach niemieckiej stolicy, ale też pseudokibiców.

Foto: Eurosport

Mecz już wcześniej był uznany jako spotkanie podwyższonego ryzyka. Na początku drugiej połowy był też przerwany na kilka minut, gdy z sektora gości poleciały race. Wynik został rozstrzygnięty dopiero w 90. minucie. Union wygrał 1:0 po rzucie karnym wykorzystanym przez Sebastiana Poltera.
Gdy po ostatnim gwizdku sędziego nagle na murawę wdarła się grupa zamaskowanych pseudokibiców Unionu, Gikiewicz jako pierwszy zareagował. Podbiegł do nich i gestami oraz okrzykami zmusił ich do wycofania się na trybuny.

Koledzy z zespołu się bali

To była błyskawiczna reakcja. Przebieg sytuacji relacjonował w rozmowie z reporterem TVN24.
- Byłem pewny, że moi kibice nie zrobią mi krzywdy. Było widać, że niemieccy zawodnicy stoją i boją się zareagować bardziej impulsywnie, więc podbiegłem i pokazałem im bramę do wejścia na trybunę z powrotem - wyjaśnił polski bramkarz na trybunach stadionu Unionu.
Co powiedział chuliganom dokładnie? - W trzech językach. Polskiego i angielskiego nie będę cytował, po niemiecku powiedziałem "raus". Powiedziałem, że wygraliśmy, że Berlin jest czerwony i nie ma sensu robić wielkiej hecy i biec na boisko w kierunku kibiców Herthy. Klasę też trzeba zachować po meczu wygranym lub przegranym - podkreślił.
Przyznał, że działał impulsywnie. - Taki jestem. Tak mi serce i głowa nakazały. Wiem, że na stadionie są dzieci, osoby dorosłe i w jakiś sposób zapobiegłem też większym zamieszkom po meczu - przyznał.

"Dostałem burę od żony"

Niemiecka prasa była zachwycona postawą bramkarza. "Pokazał, że ma jaja" - takie komentarze można było przeczytać niemal na każdej niemieckiej stronie internetowej, która pisała o spotkaniu. Inaczej zareagowali najbliżsi.

- Po meczu dostałem burę od żony i znajomych, że mogło się to trochę gorzej skończyć, chociaż ja byłem pewien, że nic się mi nie stanie, bo na ten szacunek w Niemczech pracuję od sześciu lat, bo tyle tu jestem. Czasami coś robię, czego inni nie zrobią, idę swoimi drogami - podsumował Gikiewicz.
Autor: lukl/twis / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama