Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Polskie kluby nigdy tak szybko nie odpadły z pucharów

Emil Riisberg

17/08/2018, 10:31 GMT+2

Klęska, klapa, kompromitacja, wstyd - to słowa, które w kontekście występu polskich klubów w europejskich pucharach padają najczęściej. W tym roku było wyjątkowo mizernie, bo tak szybko nasze zespoły nie żegnały Europy nigdy. Polska piłka stoczyła się do poziomu San Marino i Andory. Z góry patrzą na nas Luksemburczycy. Jak wiemy, oni ciągle są w grze.

Foto: Eurosport

Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok, Lech Poznań i Górnik Zabrze - to te kluby były w ubiegłym sezonie najlepsze w ekstraklasie. To one przez całe rozgrywki pracowały, by dostąpić zaszczytu reprezentowania Polki na europejskiej arenie.
Każda z tych drużyn, może z malutkim wyjątkiem Jagiellonii, rozczarowała, przyczyniła się do kompromitacji naszej piłki klubowej.

Mołdawia, Luksemburg...

Pierwszy odpadł Górnik, który w II rundzie eliminacji Ligi Europy nie sprostał słowackiemu Trencinowi. 2 sierpnia i było po wszystkim, można było skupić się na lidze. Zabrzanie nie mieli w tej rywalizacji nic do powiedzenia, ale na ich usprawiedliwienie działać może fakt, że Słowacy w kolejnej rundzie odprawili holenderski Feyenoord. Przypadkową drużyną zatem nie są.
W tym samym czasie inny ze słowackich gigantów - Spartak Trnava - robił co chciał w eliminacjach Ligi Mistrzów z Legią. Mistrzowie Polski o piłkarskim raju mogli zapomnieć, ale czekał na czyściec, puchar pocieszenia w postaci Ligi Europy. Los - tak się wydawało - był sprzyjający, pchnął Legię do Luksemburga.
Miało być łatwo, przecież w Luksemburgu grają półamatorzy. Jak się skończyło wiemy, F91 Dudelange było lepsze, bardziej chciało. W Europie zostało zasłużenie.
W tej samej III rundzie eliminacji odpadły Jagiellonia i Lech. Białostoczanie mogą sobie zarzucić najmniej. Wyeliminowali solidne Rio Ave, z Gentem nawiązali walkę. A Lech? Cudem uniknął dogrywki z wirtuozami z armeńskiego Gandzasaru, z białoruskim Soligorskiem już męczył się w dodatkowym czasie, a belgijski Genk to już inny świat. Równorzędnej walki nie było.

Kolejny rok, kolejny rekord

16 sierpnia, wakacje w pełni, a ekstraklasa pożegnała Europę. Wcześnie jak nigdy. Rok 2018 wymazuje zatem z niechlubnej tabeli rekordów rok... 2017. Źle było już w zeszłym roku, ale wtedy Legia dotarła chociaż do IV rundy LE. Wtedy zaporą nie do przejścia okazał się mołdawski Szeryf Tiraspol.
Mołdawia, Luksemburg... ktoś z pewnością stwierdzi, że w Europie nie ma już słabych drużyn.

Czerwony punkt na mapie Europy

A jeśli te słabe drużyny jednak są, to te polskie się do nich zaliczają. Przed czwartą rundą eliminacji zarówno Ligi Mistrzów, jak i Ligi Europy swoich zespołów w grze nie ma 19 krajów.
Potęg szukać tu próżno. Znaleźliśmy się w gronie państw, gdzie w piłkę często gra się półamatorsko.
W dużym uproszczeniu stwierdzić można, że ekstraklasa stoczyła się do poziomu ligi San Marino, Andory, Gibraltaru, czy Wysp Owczych.
Autor: pqv/TG / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama