Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Korupcja w polskiej piłce nożnej. Kasacja w sprawie meczu Górnik Polkowice - Lech Poznań

Emil Riisberg

06/07/2022, 06:34 GMT+2

Śledczy żądają ponownego przyjrzenia się podejrzanemu meczowi z 2004 roku, w trakcie którego piłkarze i działacze Lecha Poznań podbijali stawkę i negocjowali jednocześnie z dwiema drużynami żywo zainteresowanymi wynikiem. Trenerem Lecha był wtedy Czesław Michniewicz, dziś selekcjoner reprezentacji Polski. Od prawomocnego wyroku, jaki zapadł w tej sprawie Prokuratura Regionalna we Wrocławiu złożyła

Foto: Eurosport

Chodzi o jedną ze spraw dotyczących korupcji w polskiej piłce, ze słynnym Ryszardem F. ps. "Fryzjer" w roli głównej.
- Wpłynęła do nas kasacja z Prokuratury Regionalnej oraz kasacje dwóch skazanych w tym procesie –przyznaje w rozmowie z eurosport.pl Małgorzata Lamparska z Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu.
Jednym z tych skazanych jest właśnie F., który też nie zgadza się z wyrokiem (choć z innych powodów niż prokuratura) oraz sędzia Grzegorz G., który nie jest związany ze sprawą meczu z 8 czerwca 2004 roku.
Ten mecz był jednym z wątków procesu, w którym w listopadzie 2021 roku prawomocnie skazano 17 z 19 oskarżonych piłkarzy, działaczy i sędziów. "Fryzjer" usłyszał wyrok 4,5 roku więzienia, do tego zakaz działalności w futbolu oraz zwrot przyjętej korzyści majątkowej w wysokości 25 tys. zł. Sąd uznał go winnym ponad 100 przestępstw. Ale akurat od zarzutu dotyczącego meczu Górnik-Lech, "Fryzjer" został uniewinniony.
Prokuratura Regionalna we Wrocławiu nie zgodziła się z sądami pierwszej i drugiej instancji, które uniewinniły "Fryzjera" oraz Piotra R., Waldemara K. i Roberta D. od zarzutu ustawienia wyniku wspomnianego meczu. R. i K. to byli piłkarze Lecha, z doświadczeniem na niemieckich boiskach i w reprezentacji Polski. Mieli przyjąć pieniądze za korzystny wynik. Trzeci był masażystą poznańskiego klubu i miał pomóc w dobiciu targu.
Jeszcze trochę czasu minie, zanim kasacje wyruszą do Sądu Najwyższego, który je rozpozna. - My nadajemy bieg kasacji, musimy ją doręczyć, a robimy to drogą tradycyjną, a nie elektroniczną, i poczekać na zwrotne poświadczenia odbioru. Dopiero wtedy przekazujemy dokumentację Sądowi Najwyższemu. Myślę, że powinno się to wydarzyć do miesiąca – dodaje Małgorzata Lamparska.
By Sąd Najwyższy uwzględnił kasację, trzeba wykazać, że sąd odwoławczy (w tym wypadku Sąd Apelacyjny we Wrocławiu), który kończy postępowanie wyrokiem prawomocnym, popełnił rażące błędy proceduralne. Należy również udowodnić, że owe błędy miały istotny wpływ na treść zaskarżonego orzeczenia.
"Fryzjer" pomagał, gdy piłkarze za słabi
Ale po kolei. Materia jest skomplikowana, bo mecz wprawdzie był jeden, ale działo się wiele, były zwroty akcji.
Wszystkich wymienionych w złożonej przez Prokuraturę Regionalną we Wrocławiu kasacji łączy data 8 czerwca 2004 roku i mecz Górnik Polkowice – Lech Poznań. Sprawa budzi dodatkowe zainteresowanie, bo trenerem poznaniaków był wtedy Czesław Michniewicz, obecny selekcjoner reprezentacji Polski.
To był mecz ligowy, dla Lecha bez większego znaczenia, bo mistrzostwo ani spadek z najwyższej klasy rozgrywkowej mu nie groził. Co innego Górnik. Była końcówka sezonu, do rozegrania zostały dwie kolejki. Klubowi z Polkowic w oczy zaglądało widmo spadku.
O ligowy byt walczył również Świt Nowy Dwór Mazowiecki, który nie pojawia się tutaj przypadkowo. "Opiekunem" Świtu, jak wcześniej choćby Amiki Wronki, był "Fryzjer". Klubowi z Nowego Dworu Mazowieckiego pomagał, gdy trzeba było zatroszczyć się o wynik, bo piłkarzy nogi nie niosły.
Sam o sobie w wydanej 11 lat temu książce napisał: "mój udział w korupcji w polskiej piłce jest bezsporny". Książkę zdobią liczne zdjęcia F., a to z sędziami, a to z obserwatorami sędziów. Są też fotografie z dziennikarzami. Pionkiem na piłkarskiej szachownicy nie był. Świt wtedy też potrzebował pomocy, był zagrożony spadkiem. Jak Górnik. I się zaczęło.
Z aktu oskarżenia wynika, że Świt obiecał i później przekazał Lechowi 34 tys. dolarów (127 500 zł). Ale dlaczego Świt, skoro z Lechem nie grał? Świt w przedostatniej kolejce grał z mocnym Groclinem. Przy swojej porażce i zwycięstwie Górnika z Lechem Nowy Dwór Mazowiecki musiałby szykować się do spadku z ligi. Kolejkę przed końcem Górnik miałby cztery punkty przewagi nad Świtem. Według śledczych Groclin nie zgodził się sprzedać meczu Świtowi, a dodatkowo do klubu spod Warszawy docierały głosy o próbie ułożenia się Górnika z Lechem. "Fryzjerowi" pozostało działać. Zaczęły się telefony i spotkania.
Piłkarze z Polkowic uzbierali 60 tys. zł. Bogatszy Świt obiecał Lechowi dolary, a w przeliczeniu na złotówki wyszło tego ponad dwa razy więcej. Umowa była prosta: my wam dajemy 34 tys. dolarów, wy gracie z Górnikiem na maksa i wygrywacie.
Pieniądze w dniu meczu w Komornikach pod Poznaniem, gdzie Lech przygotowywał się do meczu, przejął od Świtu D., wspomniany masażysta. Nieprzypadkowo on. Przed Lechem pracował w Świcie.

Rozgrzewka w lesie

Poznaniacy przed spotkaniem zatrzymali się w lesie. Tam Michniewicz zarządził rozgrzewkę. Zezna później, że chciał uniknąć niepotrzebnych podtekstów i kontaktów swoich piłkarzy z rywalami.
Wreszcie zajechali na stadion, mecz się rozpoczął. Wszystko było jasne? Role rozpisane? Jednak nie. Następuje zwrot. Do przerwy 0:0, taki wynik nie jest korzystny dla Świtu. Według śledczych w ruch poszły telefony. Lech podwyższył stawkę. Zażądał od Świtu dodatkowych 30 tys. zł. Usłyszał, że zgoda. Skończyło się na zwycięstwie poznaniaków 2:0. Tym, który po meczu podzielił pomiędzy 22 osoby gotówkę od Świtu był Michniewicz. Swoistą premię jeszcze w drodze powrotnej, w autokarze, dostali trenerzy, lekarze i piłkarze.
Opisany powyżej przebieg wydarzeń to ustalenia prokuratury. Sąd nie kwestionował przebiegu wydarzeń, ale nie zgodził się z prokuraturą, że doszło do przestępstwa.
Śledczy nie mieli wątpliwości, że doszło do przestępstwa. Żądali skazania "Fryzjera", R., K., D. i Zbigniewa W. Ten ostatni był trzecim ze starszyzny Lecha, który brał udział w "negocjacjach". Nie czekał na sąd, przyznał się do przyjęcia pieniędzy za mecz i poddał się dobrowolnie karze.
Tymczasem Sąd Okręgowy we Wrocławiu, a potem Sąd Apelacyjny we Wrocławiu nic złego nie widziały. Zachowanie lechitów uznano za uczciwe tylko dlatego, że wynik dla ich klubu był korzystny. Zgodnie "Fryzjera" i resztę uniewinniono.

"Uczciwość miała swoją cenę"

Stąd kasacja Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.
"Zachowania przyjmujących korzyść majątkową były na wskroś nieuczciwe, a dostrzegana przez Sąd Orzekający i Odwoławczy uczciwość rozumiana jako gotowość pełnego zaangażowania, sportowej walki i zamiaru odniesienia zwycięstwa miała swoją wymierną cenę. Cenę ustaloną w drodze negocjacji, która miała doprowadzić do obiecania i wręczenia korzyści majątkowej wyższej niż możliwości bezpośredniego rywala w tym meczu.
Wykreowana przez zawodników Lecha oferta uzależnienia swojej postawy na boisku od przekazania korzyści majątkowej – zagramy dobrze, na miarę swoich możliwości, jeżeli zapłacicie tyle, ile chcemy - nie mieści się w katalogu zasad współzawodnictwa w sporcie i niewątpliwie jest sprzeczna z zasadami etyki" – brzmi fragment dziewięciostronicowego uzasadnienia.
Prokuratura kontynuuje krytyczną ocenę zawodników Lecha:
"Gotowi byli być 'uczciwymi', ale pod pewnymi warunkami, o charakterze wprost merkantylnym. Za kompletnie niezgodną z zasadami fair play i etyki była postawa zawodników Lecha Poznań, kierujących w przerwie meczu Lech – Górnik Polkowice żądania podwyższenia korzyści majątkowej w związku z wynikiem remisowym, którym zakończyła się pierwsza połowa tego spotkania.
Za wysoce prawdopodobne, przy uwzględnieniu stopnia demoralizacji i chciwości skorumpowanych piłkarzy Lecha Poznań, uznać można świadome dostosowanie czy zaniżenie swoich umiejętności piłkarskich i zaangażowania w pierwszej połowie w zakresie zapewniającym jedynie wynik remisowy. Takie rozstrzygnięcie tworzyło świetną podstawę do podwyższenia swoich żądań finansowych. Sąd powyższe okoliczności zupełnie pominął w ustaleniach wypełnienia przez oskarżonych znamienia nieuczciwości zachowań uczestników tych zawodów, handlujących nawet w przerwie meczu swoją uczciwością i umiejętnościami sportowymi.
Nie można w takiej ocenie uznać, że końcowy wynik spotkania, zgodny z oczekiwaniami uczestników układu korupcyjnego to wystarczający argument do nadania ujawnionym zachowaniom statusu uczciwości".
Śledczy uznali, że sprowadzenie dokonania oceny uczciwości bądź nieuczciwości przez pryzmat końcowego wyniku jest "uproszczeniem oceny obowiązujących zasad współzawodnictwa w sporcie oraz ogólnych zasad etyki".
Prokurator żąda uchylenia wyroku Sądu Apelacyjnego we Wrocławiu i przekazania sprawy do ponownego rozpatrzenia w postępowaniu odwoławczym.

Michniewicz w prokuraturze

Michniewicz do korupcji nigdy się nie przyznał. Obecny selekcjoner reprezentacji sam zgłosił się do prokuratury. To był rok 2008.
Tak tłumaczył okoliczności przedziwnego meczu z Górnikiem i premii od Świtu (za blogiem Piłkarska Mafia): "Wygraliśmy spotkanie 2:0 po czym szybko wsiedliśmy do autobusu, byliśmy bardzo szczęśliwi ze zwycięstwa. Pozwoliłem zawodnikom wypić kilka piw, zatrzymując się w przydrożnym barze. Również jako trenerzy mieliśmy przygotowany alkohol i się napiliśmy. Podczas jazdy autobusem doszło do takiego zdarzenia, że być może nasz masażysta, albo ktoś inny, z uwagi na alkohol nie pamiętam, przyszedł i powiedział, że jest specjalna premia dla drużyny za zwycięstwo. Była to dla mnie duża niespodzianka, a zarazem nagroda dla chłopaków, że wygrali ten mecz z podtekstami.
Nie wiedziałem, jaka to jest kwota ale podzieliłem ją na wszystkich chłopaków, którzy byli w autokarze. Ja nie pamiętam już dzisiaj jaka to była kwota, wtedy wiedziałem, jaka była, bo przeliczyłem te pieniądze i równo każdemu z będących w autokarze dałem określoną równą kwotę. Nie pamiętam, czy pieniądze dostali również ci, co nie jechali z nami autokarem. Podejrzewam, że również te osoby, które nie jechały autokarem, a były takie, dostały pieniądze. Dokładnie nie pamiętam.
Wszyscy dostali pieniądze, to znaczy wszystkie osoby, które jechały w autokarze, również kadra trenerska, zawodnicy, kadra medyczna, cały sztab szkoleniowy, cały sztab, który był na meczu. Z tego, co pamiętam, to były dolary amerykańskie. Nie jestem w stanie sobie przypomnieć, jaką kwotę sobie ja zostawiłem, ale taką samą jak każda inna osoba, bo wszyscy dostali po równo".
Śledczy doliczyli się 711 połączeń (prób ich nawiązania oraz połączeń skutecznych) między Michniewiczem a "Fryzjerem" między 1 lipca 2003 - 12 lipca 2005. Według bilingów kontaktowali się ze sobą przed i po meczu z Górnikiem Polkowice. Wirtualna Polska podała, że takich kontaktów w okresie poprzedzającym mecz było 34, łącznie 61 minut.
Stenogramów rozmów między panami znającymi się jeszcze z czasów Amiki Wronki (druga połowa lat 90.) w śledztwie nie ma.
Telefon "Fryzjera" zaczęto podsłuchiwać dopiero w 2006 roku. Michniewicza z nim rozmawiającego nie nagrano. Trener zarzutów udziału w korupcji w polskiej piłce nigdy nie usłyszał.
Jego nazwisko nie pada również w treści kasacji.
Autor: Tomasz Wiśniowski, współpraca: Piotr Machajski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama