Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Koronawirus. Poruszający list włoskiego dziennikarza Fabrizio Romano

Emil Riisberg

25/03/2020, 11:46 GMT+1

"Ten potworny wirus zdążył zjednoczyć nas jak nigdy przedtem, gdy z przerażeniem patrzyliśmy na to, że obok gra toczy się dalej" - pisze w felietonie, swego rodzaju liście do czytelników, dziennikarz sportowy Fabrizio Romano. Włoch nie może zrozumieć, dlaczego w wielu krajach tak długo zwlekano z decyzją o zawieszeniu rozgrywek. W jego ojczyźnie futbol przestał mieć znaczenie już dawno. "Jesteśmy

Foto: Eurosport

Romano to jeden z najbardziej rozpoznawalnych włoskich sportowych dziennikarzy w Europie. Dla angielskiego "Guardiana" pisze zazwyczaj o transferach. Tym razem w swoim felietonie, nazwanym "Listem z Włoch", poruszył temat trawiącej jego kraj pandemii koronawirusa i jej wpływie na futbol.
"Aktualizowane każdego wieczora statystyki przywołują czasy wojen: 500, 600, ponad 700 zgonów dziennie. Miasta są na kolanach, a Włosi pozostają w domach. Dziękujemy lekarzom i pielęgniarkom z daleka, owacją z naszych balkonów lub wspólnie śpiewając hymn. W tym czasie dziadkowie przyswajają umiejętności witania się z wnukami przez internetowe komunikatory, inni rozmawiają z przyjaciółmi na czatach. Tyle że to ciągle nie to samo, tęsknimy za sobą strasznie" – opisuje.

Inni grali w najlepsze

Gdzieś w tym wszystkim Włosi zostali pozbawieni rozrywki, która towarzyszy im od pokoleń. Niemal trzy tygodnie temu futbol w ich kraju zamarł. To oni jako kraj najbardziej dotknięty koronawirusem najszybciej zawiesili rywalizację w ligach.
"Wydaje się, że ostatni mecz miał miejsce wieki temu. Jak się okazało, był to przedsmak tego, co dopiero ma nadejść - walki na zamkniętych stadionach. Bez fanów i emocji. Kiedy podczas tego okropnego pierwszego weekendu piłkarze wybiegli jeszcze na boiska, już się baliśmy" – wspomina Romano.
W pozostałych zakątkach Europy wciąż łudzono się, że rozgrywki da się kontynuować. Romano nie może tego pojąć. Zastanawia się, dlaczego szybciej nie podjęto radykalnych kroków, dlaczego wszyscy byli głusi na nawoływania z Italii.
"Z przerażeniem patrzyliśmy jak ponad 50 tysięcy kibiców weszło na stadion Anfield, żeby obejrzeć Liverpool i Atletico [1/8 finału LM – red.]. To było 11 marca, we Włoszech zdążono doliczyć się 800 ofiar, teraz jest ich ponad 6 tysięcy" – wylicza.
"Zadawaliśmy sobie pytanie: jak oni wciąż mogą grać, dlaczego kibicom pozwala się jeździć na mecze? Chowaliśmy się w swoich domach, a Neymar, Mbappe i ich koledzy z PSG przy pustych trybunach ogrywali Borussię Dortmund. Potem niektórzy wspólnie świętowali z liczną grupą fanów poza stadionem, a dwa dni później mieli już na twarzach maseczki. Krzyczeliśmy światu, kiedy gdzieniegdzie jeszcze grano, żeby zobaczyli, co się dzieje u nas, przestali i zostali w domach. Bolesne było patrzenie na Anglików, którzy zajmowali się swoimi sprawami, jakby nic się nie stało" – wspomina.

Włosi zrozumieli

Jego zdaniem kochający futbol Włosi już dawno zrozumieli, że piłka musi zejść na dalszy plan. Są w stanie zaakceptować fakt, że rozłąka może potrwać znacznie dłużej niż wakacyjna przerwa w rozgrywkach.
"Normalnie Włosi żyją piłką każdego dnia, oddychają nią każdej godziny, w barze czy na ulicy. Winston Churchill przyznał kiedyś: 'Włosi przegrywają mecze piłkarskie jakby to były wojny, a wojny przegrywają jakby to były mecze piłkarskie'. Miał rację. Tylko że teraz nikt się nimi nie przejmuje. Kiedy wróci Serie A? Co stanie się z Ligą Mistrzów? To nie ma znaczenia. Może kiedyś znowu będzie miało, może nawet większe, ale w tym momencie musi poczekać" – pisze.

Trzeba pożegnać się z normalnością

Romano apeluje o wspólną walkę, zdając sobie sprawę, że wymaga ona od nas wiele poświęceń.
"To bitwa, z którą trzeba zmierzyć się razem. Na odległość, ale wciąż zjednoczeni. Z siłą umysłu, pożegnaniem z normalnością. Musimy wierzyć, że przyjdzie dzień, gdy koronawirus - to potworne zło, żałosne stworzenie, które ukrywa się tuż przed dźgnięciem nas w plecy - zostanie pokonany. Światła są nadal wyłączone i będą przez jakiś czas, ale jak pisał Dante, pewnego dnia znów zobaczymy gwiazdy – kończy.
Autor: TG/twis / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama