Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Finał Ligi Europy. Kibice Arsenalu i Chelsea zwracają bilety

Emil Riisberg

23/05/2019, 11:38 GMT+2

Europejska Unia Piłkarska (UEFA) będzie musiała postarać się, by uniknąć zawstydzających pustych miejsc na trybunach podczas finału Ligi Europy na Stadionie Olimpijskim w Baku. Wszystko przez zwroty biletów napływające ze strony finalistów Chelsea i Arsenalu, ale także sponsorów w związku z daleką i kosztowną podróżą do stolicy Azerbejdżanu.

Foto: Eurosport

Dziennik "Daily Mail" poinformował, że podczas finału (29 maja) stadion liczący blisko 70 tysięcy miejsc może świecić pustkami. Według wyliczeń angielskiej gazety, oba londyńskie kluby łącznie planują zwrócić ponad sześć tysięcy wejściówek.
"W ich ślady podążą też sponsorzy, którzy oddadzą w tym tygodniu dwa tysiące biletów" - czytamy.
UEFA zamierza wystawić zwroty do ogólnej sprzedaży, ale nie wiadomo czy będą chętni. Miejscowi kibicie wykupili 23 tysiące biletów, co mogło wyczerpać popyt lokalnych fanów.

Odstrasza podróż

Kibice rezygnują z biletów, bo przeraża ich daleka podróż do Baku, a przede wszystkim związane z nią wysokie koszty. Bilety na docelowy samolot są drogie, a przejazd pociągiem i samochodem jest bardzo męczący. "Daily Mail" napisał o dwóch zagorzałych kibicach Chelsea - ojcu i synu - którzy na finał będą jechać aż osiem dni, bo okazało się, że koszt bezpośrednich lotniczych połączeń do Baku przekroczył ich możliwości finansowe. Dwójka fanów dotrze więc na miejsce samolotem, potem pociągiem, w którym spędzi 24-godziny, a na koniec autem.
- Bardzo dużo w ten sposób zaoszczędzimy. Biorąc pod uwagę hotele i wszystko inne, jest taniej o około 500 funtów na głowę. Wielka szkoda, że większa liczba kibiców Chelsea i Arsenalu nie dotrze na finał - przyznał Jake Cobb na łamach angielskiej gazety. - Będzie to mój 53. mecz w tym sezonie i 677. ogółem. Mój tata prawdopodobnie ma na koncie dwa razy więcej spotkań. Będzie to także mój 30. wyjazdowy mecz w europejskich pucharach - wyliczył.
Gdyby obaj fani The Blues chcieli polecieć w czwartek i wrócić do domu po meczu, to za jeden bilet z przesiadką w Dausze zapłaciliby ponad 800 funtów.
Najbardziej niesamowitą częścią ośmiodniowej wyprawy będzie przejazd pociągiem z Ankary do Kars we wschodniej Turcji. Na tej trasie dwójka kibiców pokona ponad 1300 km. Później zamierzają skorzystać z taksówki do Tbilisi, a stamtąd udadzą się pociągiem do Baku.

Kontrowersyjna lokalizacja

Decyzja o przyznaniu Azerbejdżanowi roli gospodarza finału Ligi Europy wywołała kontrowersje. Rząd w Baku jest na liście krajów od lat łamiących prawa człowieka. Sport to środek dla azerskich władz do ocieplania swojego wizerunku na świecie. Tak było w 2015 roku, kiedy kraj organizował Igrzyska Europejskie w Baku. Od trzech lat stolica Azerbejdżanu jest też gospodarzem jednego z Grand Prix Formuły 1. Swego czasu głośno było na temat kontraktu sponsorskiego na koszulkach piłkarzy Atletico Madryt, którzy reklamowali hasło "Kraina Ognia. Azerbejdżan".
Idą na ten cel ogromne środki finansowe. Świat sportu chętnie sięga po te pieniądze. Za wszystkim stoi prezydent-dyktator Ilham Alijew, sprawujący rządy nieprzerwanie od 2003 roku. Środki pochodzą z bogatych źródeł ropy i gazu. To popularna praktyka. Azerbejdżan jest niejedynym krajem łamiącym prawa człowieka, który liczy na splendor wynikający z organizacji sportowych imprez.

Rezygnacja piłkarza

Z udziału w finale zrezygnował występujący w Arsenalu reprezentant Armenii Henrich Mchitarjan, którego kraj pozostaje w stanie wojny z Azerbejdżanem o terytorium Górskiego Karabachu. Piłkarz przekonywał, że nie może się czuć w Baku bezpiecznie, choć organizatorzy zapewniali, że nic mu w Azerbejdżanie nie grozi i zapraszali go do przyjazdu. Cztery lata temu w europejskich igrzyskach w Baku wystąpiła bowiem reprezentacja Armenii.
Autor: kip / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama