Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Diego Maradona - Kolejne niejasności w sprawie śmierci Maradony

Emil Riisberg

30/11/2020, 21:23 GMT+1

Diego Maradona przewrócił się i uderzył w głowę na tydzień przed śmiercią. Przez następnie trzy dni nikt się nim nie zajął - tak brzmią ostatnie doniesienia argentyńskich mediów. Powołują się one na prawnika pielęgniarki Giseli Madrid, która była jedną z osób opiekujących się legendarnym piłkarzem po operacji krwiaka mózgu.

Foto: Eurosport

- Maradona przewrócił się w środę, tydzień przed śmiercią. Przewrócił i uderzył w głowę, ale nie zabrali go do szpitala na rezonans lub tomografię - powiedział prawnik pielęgniarki Rodolfo Baque.
- Maradona nie był w stanie podjąć żadnej decyzji: po upadku pozostawał sam przez trzy dni w swoim pokoju, nikt go nie odwiedził i nie pomógł - podkreślił.
Baque dodał, że Maradona uderzył się w prawą stronę głowy, nie lewą, którą operowano 11 listopada w celu usunięcia krwiaka podtwardówkowego mózgu.

Ktoś próbuje znaleźć "kozła ofiarnego"

Powyższe doniesienia wskazywałyby, że zaniedbania dopuścił się przede wszystkim osobisty lekarz Maradony Leopoldo Luque. W niedzielę policja przeszukała jego klinikę i dom po tym, jak córki zmarłego piłkarza poprosiły o sprawdzenie leków przepisanych przez Luque i jego zespół podczas ostatniego leczenia. On sam zaprzecza, że zrobił coś źle i stwierdził, że ktoś próbuje znaleźć "kozła ofiarnego".
Neurochirurg Luque przeprowadził wspomnianą wyżej operację. Z kolei firma Medidom oddelegowała pracowników, którzy następnie mieli zajmować się Maradoną i informować o wszelkich nieprawidłowościach. W tym Giselę Madrid.
Według pierwszego oświadczenia złożonego przez pielęgniarkę, widziała pacjenta w dniu śmierci około 6.30 w łóżku "śpiącego i oddychającego normalnie". Natomiast o 7.30 było słychać, że "porusza się po pokoju", o 8.30 "dalej odpoczywa", a o 9.20 "odmawia kontroli parametrów życiowych".
W sobotę wyszło na jaw, że pielęgniarka kłamała w sprawie porannej wizyty u Maradony w dniu jego śmierci. Jak twierdzi agencja informacyjna Telam, złożyła fałszywe oświadczenie pod wpływem nacisków ze strony firmy Medidom.
"W drugim oświadczeniu świadek wyznał, że Medidom nakazał jej napisać o próbie sprawdzenia parametrów życiowych pacjenta, podczas gdy w rzeczywistości do tego nie doszło i po prostu pozwoliła mu odpoczywać" - napisała agencja.

Miał powiedzieć, że "nie czuje się najlepiej"

Według śledczych, ostatnią osobą spoza grona opiekunów i pielęgniarek, która przebywała z Maradoną w domu w San Andres, miał być 24-letni siostrzeniec. Po raz ostatni widział Maradonę około godziny 23 we wtorek. Ten miał mu powiedzieć, że "nie czuje się najlepiej", po czym położył się spać. Nic już nie zjadł.
Psychiatra Susana Cosachov i psycholog Carlos Diaz, którzy również zajmowali się Maradoną, mieli wejść do pokoju w środę 25 listopada około 12.00, albowiem nie reagował on na pukanie do drzwi. Wtedy, po uprzednim wykryciu braku pulsu, rozpoczęli reanimację oraz zadzwonili po karetkę. Ta przyjechała po 11 minutach. W szpitalu nie dało się już nic zrobić.
Maradona zmarł w wieku 60 lat. Dzień po śmierci spoczął na cmentarzu Jardin de Paz (Ogród Pokoju) na obrzeżach Buenos Aires. W uroczystości uczestniczyli tylko członkowie rodziny i najbliżsi współpracownicy. Według nieoficjalnych informacji sekcja zwłok wykazała, że przyczyną zgonu Argentyńczyka był poważny obrzęk płuc prowadzący do zaostrzenia przewlekłej niewydolności serca i w konsekwencji zatrzymanie jego akcji.
Autor: PO / Źródło: eurosport.pl, dailymail.co.uk
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama