Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Diego Armando Maradona grał raz przeciwko Polsce - wspomnienie meczu z 1980 roku

Emil Riisberg

28/11/2020, 05:10 GMT+1

Gdy go polscy piłkarze zobaczyli, pomyśleli: "eee tam, pewnie nakryjemy gościa czapką". Nie nakryli, to on ich załatwił, choć Diego Maradona nie miał jeszcze 20 lat. Gole strzelane przez niego były "boskie", tak sam mówił, jednego z nich wbił Biało-Czerwonym. - Puścił takiego rogala z lewej nogi. Może gdybym wślizgiem poszedł do piłki, tobym ją sięgnął? - zastanawia się po 40 latach Piotr Mowlik.

Foto: Eurosport

To był jedyny oficjalny mecz Polski z Argentyną, w którym wystąpił Maradona. Buenos Aires, połowa października. U nas szara jesień, tam wiosna, bo to inna półkula. Jest więc słońce, a na termometrach powyżej 20 stopni Celsjusza.
Zagrano towarzysko. A że to był środek sezonu, to kilku najlepszych, jak Zbigniew Boniek i Grzegorz Lato, dostało wolne i zostali w klubach.
- Mecz był organizowany na szybko - przypomina sobie Piotr Mowlik, bramkarz.
Innymi słowy rzucono na stół za dobre pieniądze, żeby z nich lekką ręką zrezygnować.
- Wtedy reprezentację Polski postrzegano jako klasową drużynę. Zespoły z Ameryki Południowej chętnie nas zapraszały, a my zgadzaliśmy się na dalekie podróże, bo takie tournée oznaczało też zarobek - potwierdza Władysław Żmuda, obrońca.
- Jakiś menedżer nas zaprosił, związek zarobił, my zagraliśmy i wróciliśmy zaraz po meczu - dopowiada Piotr Skrobowski, on grał jako defensywny pomocnik.

Maradona zabrał piłkę i strzelił gola

Żaden wielki mecz, Argentyńczycy załatwili nas z karnego, a później z wolnego. Wygrali 2:1, odpowiedział im tylko Włodzimierz Ciołek, też z karnego.
Ale małego, krępego chłopaka grającego z numerem dziesiątym zapamiętali doskonale. Nie miał 20 lat, a to on wyrwał się do piłki i rzutu wolnego w drugiej połowie. Bezczelny miał rację. Strzelił perfekcyjnie, piłka odbiła się jeszcze przed bramką. Mowlik był bez szans, ze złości tylko machnął rękami. To był zwycięski gol.
- Koledzy stoją przede mną w polu karnym. Krzyczę do nich, żeby się przesunęli, ale przez tumult na trybunach nie słyszeli, do czego się później przyznali. I Maradona to wykorzystał. Strzelił obok muru, przy słupku. Puścił takiego rogala z lewej nogi. Może gdybym wślizgiem poszedł do piłki, tobym ją sięgnął? - zastanawia się dziś Mowlik.
Przyznaje, że piłka była kopnięta idealnie, leciała za szybko, przy ziemi. Czasu na reakcję było za mało.

Człowiek guma. Czuło się, że Bóg

Maradona, jeszcze wtedy szerzej nieznany w Europie, był bezczelny także w swoich ruchach.
- On bawił się piłką, jakby była przyklejona do jego stopy - pamięta doskonale Mowlik.
Marek Dziuba śmieje się, że nie zazdrościł kolegom, którzy co chwilę musieli walczyć z Maradoną.
- Od razu było widać, że to gracz wysokiej klasy. Bez kompleksów. Nie miał typowej dla piłkarza postury. Był krępy, ale potrafił lewą nogą wyczyniać cuda. Jak to się mówi, wiązać krawaty. Do tego niezwykła dynamika, ale i lekkość w dryblingach. Był wyjątkowy - przyznaje.
On akurat grał jako prawy obrońca. Gorzej mieli ci środkowi. Jak Władysław Żmuda.
- Miałem z nim sporo roboty, bo jak wbiegał w pole karne, nie wiadomo było co zrobi. Taki człowiek guma. Niski, ale silny na nogach. Rywale go faulowali, a on stał dalej. W miejscu mógł ograć dwóch-trzech obrońców - pamięta doskonale Żmuda.
Mały, młody, a dyrygował innymi. Już wtedy widać było, że to materiał na piłkarskiego geniusza.
- Jak nie miał piłki, ciągle krzyczał do kolegów "pelota, pelota", żeby mu ją podali, ale oni mimo młodego wieku Diego, wiedzieli, z kim mają do czynienia. Maradona po prostu musiał być przy piłce. Kochał to. Już wtedy był piłkarzem wielkiego kalibru. Miał w sobie coś więcej niż pozostali, choć dopiero zaczynał karierę w reprezentacji - opisuje Żmuda.
Każdego miało prawo irytować jego nieprzewidywalność.
- Ta jego wielkość polegała na tym, że miał w głowie gotowych dwadzieścia rozwiązań, z każdego mógł skorzystać. I zawsze zagrywał inaczej. Gdy miał piłkę, nikt nie mógł spodziewać się, co chce zrobić. On nie podawał normalnie, zawsze z rotacją, żeby rywal nie wiedział, jak zareagować. Stopę miał małą, ale szeroką. Piłkę mógł uderzać każdą płaszczyzną, gdzie tylko chciał - Skrobowski jednym tchem wymienia zalety Maradony.
Najchętniej za tę piłkarską bezczelność skasowałby go i pokazał, kto tu rządzi, ale hamował się.
- Parę razy go poskrobałem po nogach, ale krzywdy nie zrobiłem. Człowiek czuł szacunek do tego piłkarza. Gdyby pan wszedł w niego ostrzej wślizgiem, to pół stadionu by pana zlinczowało. Był autentycznym Bogiem - podkreśla Skrobowski.

To nie prezydent, to Maradona

To było jego drugie spotkanie z Maradoną. Rok temu zagrali przeciwko sobie w Japonii, na mistrzostwach świata do lat 20. Argentyńczycy sprawili młodym Polakom niezły łomot, wygrali 4:1.
- Dominacja Argentyńczyków i jego, Maradony. Niby miałem go kryć, ale to był facet, który nie angażował się w grę. Ale gdy dostał piłkę, dotknął ją i zamieniał to w sytuację bramkową. Niesamowite. Odebrać mu piłkę? Niemożliwe. Niski był, 166 cm wzrostu, do tego grubasek. Śmialiśmy się, mówiliśmy: "eee tam, pewnie gościa czapką nakryjemy". A tu facet dostawał piłkę, a my mogliśmy pomarzyć, by mu ją odebrać - wspomina medalista mistrzostw świata z 1982 roku.
Skrobowski jeszcze przed pierwszym meczem zobaczył, jakie szaleństwo panuje wokół Maradony.
- Przyjechaliśmy, patrzymy, a tam wokół hotelu wozy transmisyjne i nieprawdopodobne tłumy dziennikarzy z różnych stacji telewizyjnych. Myśleliśmy, że może jakiś prezydent przyjechał. Okazało się, że Argentyńczycy już tak go kochali. Nie był znany, bo nie grał w Europie. Nie mogliśmy wyjść z podziwu, że tak młody człowiek może dźwigać taki ciężar popularności. Dla nas to był szok, coś nieprawdopodobnego. Pamiętam, że jak jechała gdzieś pierwsza reprezentacja Polski, to jechał z nią jeden operator i Darek Szpakowski czy Janek Ciszewski - dziwi się były pomocnik między innymi Wisły i Lecha.
Żmuda spotkał Maradonę jeszcze we Włoszech. On grał w US Cremonese, Maradona budował potęgę Napoli.
- W Serie A zagrałem przeciwko niemu dwa mecze. Pamiętam ten zremisowany u siebie 1:1. Po spotkaniu wystąpiłem z Maradoną w telewizji RAI. Jak przyszedł do studia, był wyraźnie niezadowolony. Napoli traktowało remis z nami jak porażkę, w tabeli zajmowaliśmy przecież dalekie miejsce, ale Diego przywitał się raz jeszcze, zapytał, jak się czuję. Żadnego gwiazdorzenia - przypomina.
To w Italii Boski Diego niesamowicie się rozwinął. Wcześniej grał w Hiszpanii, ale to we Włoszech osiągnął najwięcej.
- Nie miał wokół siebie tak wybitnych partnerów, jakich mógłby mieć w Milanie, Interze czy Juventusie, ale i tak doprowadził Napoli do dwóch tytułów. Wyjątkowa postać, jeden z najlepszych piłkarzy w historii. W Neapolu odcisnął piętno. Nie dziwi, że trwa tam żałoba - zaznacza Żmuda.
Od środy płacze cała Argentyna i co najmniej pół piłkarskiego świata, bo nie wszyscy go kochali. Maradona był geniuszem na boisku, ale poza nim wyczyniał również niewyobrażalne rzeczy. Były alkohol i narkotyki, do tego obżarstwo.
Boski Diego przegrał. Zmarł niecały miesiąc po swoich 60. urodzinach.
- Może nie był w stanie udźwignąć tego ciężaru? - zastanawia się Skrobowski. - Korzystał z życia w nadmiarze i tak się to skończyło. Rozmawiałem po tym wszystkim ze znajomym lekarzem. Powiedział mi tak: Piotrek, zawał z niczego się nie bierze.
Mecz towarzyski (12 października 1980)ARGENTYNA - POLSKA 2:1 (1:0)
Bramki: Pasarella (15. - karny), Maradona (59.) - Ciołek (51. - karny).
Argentyna: Ubaldo Fillol - Alberto Tarantini, Daniel Passarella, Luis Galvan, Jorge Olguin - Americo Gallego - Daniel Jose Valencia (71. Patricio Hernandez), Diego Maradona, Juan Barbas - Santiago Santamaria (75. Leopoldo Luque), Ramon Diaz.
Polska: Piotr Mowlik - Wojciech Rudy, Edward Załężny, Władysław Żmuda, Marek Dziuba (74. Hieronim Barczak) - Piotr Skrobowski - Andrzej Pałasz, Włodzimierz Ciołek, Leszek Lipka - Stanisław Terlecki (72. Mirosław Okoński), Włodzimierz Smolarek (80. Andrzej Milczarski).
Autor: Tomasz Wiśniowski, Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama