Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Były trener Francji Raymond Domenech: nie da się nam zabrać wolności

Emil Riisberg

19/11/2015, 06:33 GMT+1

Raymond Domenech, jeden z największych futbolowych autorytetów we Francji, nie ma zamiaru dać się zastraszyć terrorystom, którzy zaatakowali jego kraj. - Wszyscy się boją, ale trzeba zachować spokój. Na mecze chodzić będę. Jak chce się być wolnym, to czasem trzeba o to walczyć - zapewnia w rozmowie ze sport.tvn24.pl. I nie jest gołosłowny, bo właśnie wrócił do kraju z Londynu po wzruszającej

Foto: Eurosport

Domenech, który sam w reprezentacji narodowej rozegrał osiem spotkań, objął kadrę Trójkolorowych w lipcu 2004 roku. Prowadził ją na trzech wielkich imprezach. Początek miał znakomity, zdobywając na mundialu w 2006 roku srebrny medal.
Potem było już tylko gorzej. Z MŚ w 2010 roku wrócił na tarczy. Popadł w konflikt z zawodnikami, którzy zbojkotowali jeden z treningów i na niego wyszli. Nicolas Anelka za obrazę szkoleniowca został nawet usunięty z kadry, a po turnieju, wraz z m.in. Patricem Evrą i Franckiem Riberym, zawieszony przez federację. Francja zdobyła tylko punkt i zajęła ostatnie miejsce w grupie, a Domenech zakończył współpracę ze związkiem.
Trener dalej jest jednak futbolowym autorytetem nad Sekwaną. Pisze felietony do największych gazet, a także komentuje mecze dla ogólnokrajowego radia Europe 1. Jako ekspert stacji undefined, w trakcie którego w Paryżu doszło do serii zamachów terrorystycznych. Poleciał także na wtorkowy mecz na Wembley, gdzie undefined.
KACPER SOSNOWSKI, SPORT.TVN24.PL: Nie wiem na ilu meczach był pan w swoim życiu, ale czy ostatnie spotkanie Anglia – Francja było tym najbardziej wyjątkowym, poruszającym?
RAYMOND DOMENECH: Jeśli chodzi o wzruszenia, na pewno tak. To było coś więcej niż tylko futbolowe spotkanie. Mecze niosą różne emocje, tu były takie prawdziwe ludzkie. To było spotkanie, które - można powiedzieć - dało światu futbolu na nowo życie, kluczowe dla przyszłości naszego społeczeństwa. Nie chodziło o boiskowy wynik.
Co pana ujęło najbardziej? Czy 70 tysięcy Anglików śpiewających Marsyliankę?
Anglicy byli gospodarzami tego spotkania i pokazali, że po prostu są z nami. Mieli ze sobą wiele transparentów z hasłami "wolność, równość, braterstwo", które za czasów Rewolucji były przyczyną wojen między naszymi krajami – to był teraz bardzo poruszający widok. Wszystko razem było bardzo emocjonalne, ale na mnie osobiście największe wrażenie wywarła minuta ciszy. Siła ciszy na stadionie była wyjątkowa.
Po czymś takim nie ma co się zastanawiać, czy decyzja o rozegraniu tego spotkania była słuszna.
Ja od początku mówiłem, że trzeba ten mecz zagrać, że trzeba jechać do Londynu właśnie po to, by pokazać wszystkim, którzy chcą zabrać naszą wolność, że nie da się tego zrobić. Jak chce się być wolnym, to czasem trzeba o to walczyć. Dla mnie wyjazd na to spotkanie był właśnie taką formą manifestacji wolności i walki o nią. Spotkałem tam zresztą wiele osób, które miały podobne odczucia. Mówiły, że nie mecz, tylko sama obecność na nim była najbardziej istotna.
Może podobnego zdania byli francuscy piłkarze, bo dla mnie był to ich najgorszy występ w tym roku? Z drugiej strony trudno się temu dziwić.
No tak, ale skład na ten mecz był nieco eksperymentalny. Grało kilku piłkarzy, którzy nie wyszli w pierwszej jedenastce w poprzednim spotkaniu (Laurent Blanc dokonał pięciu zmian w wyjściowym składzie - red.). Wszyscy byli jednak tak samo dotknięci tym, co się stało. Jeśli chodzi o psychikę, ale także nawet fizyczny aspekt, byli oni zmęczeni i mieli w głowach tę tragedię. No i nie była to optymalnie zestawiona drużyna narodowa. Co do tego spotkania moglibyśmy znaleźć tysiące wymówek. Bardziej chodziło o to by pojechać, spróbować zagrać, coś pokazać. Ci zawodnicy nie mieli po prostu możliwości, by tego dnia zagrać lepsze zawody.
Szczególnie ciężkie musiało być to dla Lassany Diarry, który w zamachach stracił kuzynkę. Mimo to wyszedł do gry na Wembley w drugiej połowie. To był taki symboliczny moment dla wszystkich.
Symboliczny na pewno. Pamiętajmy, że sytuacja Diarry jest szczególna. On jedyny z całej drużyny w wyniku zamachów terrorystycznych stracił bardzo bliską osobę. Wydaje mi się, że najlepszym sposobem, by wydźwignąć się z tej tragedii, jest właśnie gra. Nie ma wtedy czasu na rozmyślanie czy przeżywanie. Jak grasz, to odżywasz.
Chciałem jeszcze zapytać o bezpieczeństwo podczas tego meczu w Londynie. Było więcej służb porządkowych i kontroli?
Widzieliśmy sporo policjantów, ale - co jest symptomatyczne dla Anglików - nie było widać, że są uzbrojeni. Wszędzie rzeczywiście kręciło się ich sporo. Nie byli jednak bardzo natarczywi, wyglądało to raczej jakby działali w dyskrecji. Jakbym miał to porównać do ochrony, która była np. ostatnio na Stade de France czy jaka jest w ogóle na stadionach na kontynencie, to w Londynie pod tym względem było spokojnie.
Francja swój mecz z Anglią rozegrała, ale niektóre zostały odwołane. Tak było w Belgii i Niemczech. Futbol zaczął przegrywać z terroryzmem?
Jak dla mnie - tak. Jeśli strach przed terroryzmem sprawia, że odwołuje się spotkania, to tak. Jeśli jest się w stanie zapewnić bezpieczeństwo, przefiltrować, posprawdzać osoby które wchodzą na stadion, tak jak to było zrobione w Londynie, to wtedy się gra.
Szkoda, że w Belgii nie udało się tego zrobić. Rozumiem jednak, że sytuacja w tym kraju jest szczególna. To właśnie tam prowadzi trop do ludzi którzy mogli organizować paryskie zamachy. Wszystkie siły służb rzucone są właśnie do tej sprawy.
Jeszcze większa szkoda, że odwołano mecz Niemców z Holandią. Wygląda na to, że podejrzany przedmiot, który miał być bombą, okazał się niegroźny. Może był to nawet czyjś wygłup. I zamiast spotkania było przeszukiwanie okolic stadionu oraz ewakuacja. Czasem jednak nie masz pewności, czy zagrożenie jest realne i lepiej podjąć działania prewencyjne. Nie wiemy, jakie było faktycznie zagrożenie i jak daleko w swojej determinacji możemy się posunąć w walce z terroryzmem. Na szali leży ludzkie życie i tu jest problem.
Czy po tym, co się stało, Francja będzie miała poważny problem z organizacją Euro?
Myślę, że nie.Po tym, co się stało, panuje u nas przekonanie, że terroryści mogą uderzyć wszędzie. Także w futbol, który do tej pory omijały takie ataki. Stadion jest miejscem, na którym spotykają się różne kultury, różne profesje, różne religie. To miejsce łączy różne osoby. Teraz wszyscy zostali przez terrorystów przestraszeni.
Nie jest to jednak problem tylko Francji, do takich ataków może przecież dochodzić wszędzie. Walka z terroryzmem powinna leżeć zatem w interesie wszystkich państw, trzeba się wspólnie zmobilizować i zacząć działać. Jeśli tylko my zwiększymy nasze środki ostrożności, to może to nic nie dać. Trzeba się zorganizować wspólnie i wzajemnie sobie pomagać. Jeśli nic nie zrobimy, to będzie to oznaczać, że zwyciężą oni. Dlatego trzeba te mistrzostwa po prostu zorganizować i dobrze przygotować. Położyć nacisk przede wszystkim na bezpieczeństwo. Wszyscy muszą zaakceptować restrykcyjne w tej kwestii warunki, które na pewno będą wprowadzone.
Czyli jak rozumiem jest pan ostatnim, który nie pójdzie na mecz? Strachu w pana głosie nie słychać.
Nie powiedziałem, że się nie boję. Wszyscy się boją, ale trzeba zachować spokój. Być po prostu bardziej ostrożnym i czujnym. Właśnie taki jestem. Mam nadzieję, że poziom zabezpieczenia imprez będzie wysoki, a wszelkie próby ich zakłócania będą szybko wyłapywane. Na mecze chodzić będę.
Komentował pan dla radia mecz Francji z Niemcami i dość szybko wiedział o tym, co stało się Paryżu. Transmisji nie dokończyliście. Przeraziły pana wydarzenia wokół Stade de France?
Dla wszystkich, którzy byli wtedy na stadionie, poza dochodzącym z zewnątrz hukiem wybuchów nic podejrzanego się nie działo. Ja komentowałem to spotkanie dla radia Europa 1. Na początku myślałem, że były to odgłosy potężnych petard. Dość szybko dostałem jednak informacje o tym, co się stało tuż obok obiektu. Drugiej połowy już nie komentowaliśmy, skończyliśmy pracę po 45 minutach. Potem tylko słuchaliśmy relacji kolegów o wydarzeniach z sali koncertowej Bataclan i innych miejsc zaatakowanych przez terrorystów. Widzowie na stadionie i przed telewizorami normalnie jednak oglądali mecz i w większości nie znali tych wszystkich tragicznych wiadomości, spotkanie nie zostało przerwane. Ze stadionu wyszliśmy dość spokojnie, no prawie spokojnie. Były jakieś problemy na bramce, która została zamknięta po stronie gdzie były wybuchy, ale przeszliśmy po prostu do przeciwległego wyjścia.
Przy wychodzeniu jakiś głupek odpalił jeszcze petardę w tłumie ludzi, czym wywołał panikę. To dlatego część kibiców pobiegła na płytę stadionu i zrobił się popłoch.
Pan dużo w życiu przeżył i widział. Sam miał w pracy z reprezentacją narodową nie tylko miłe chwile. Czy to, co się wydarzyło w Paryżu, jest lub może okazać się jednym z najtrudniejszych momentów w jej historii?
- To jest po prostu trudny moment dla całej ludzkości. Akt wielkiego barbarzyństwa, szaleństwa ludzi, którzy nieważne jak, nieważne gdzie, chcą zniszczyć innych. To nie jest początek nowej epoki dla piłki nożnej, ale bardziej dla całego społeczeństwa. Zostali tym dotknięci też Belgowie, Hiszpanie, Niemcy - wszyscy którzy nie mogli rozegrać w spokoju swoich spotkań. Futbol został trafiony rykoszetem.
Autor: Kacper Sosnowski / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama