Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Bayern Monachium - Bayer Leverkusen. Mateusz Borek przed finałem Pucharu Niemiec

Emil Riisberg

04/07/2020, 14:14 GMT+2

Bayern murowanym faworytem, ale parę argumentów za Bayerem też się znajdzie. Mateusz Borek w długiej rozmowie z Eurosport.pl zapowiada finał Pucharu Niemiec, który skomentuje w sobotę wieczorem. Transmisja o 20 w Eurosporcie 1 i Eurosport Playerze, relacja na żywo w Eurosport.pl.

Foto: Eurosport

Eurosport 1 rozpocznie transmisję z finału Pucharu Niemiec przedmeczowym studiem od godz. 19.30, w którym gośćmi Edwarda Durdy będą Radosław Gilewicz oraz Tomasz Lach. Pierwszy gwizdek spotkania Bayer Leverkusen - Bayern Monachium zaplanowany jest na godz. 20.00, a mecz skomentują Mateusz Borek i Sławomir Chałaśkiewicz. Relacja na żywo także w Eurosport.pl.
Wrócił pan do komentowania meczów po kilku miesiącach przerwy. W Eurosporcie skomentował pan już półfinał Puchar Niemiec, w którym Bayern Monachium wygrał z Eintrachtem Frankfurt 2:1. Brakowało panu tego?
- Jakiejś delikatnej tremy to chyba nie było. Wydaje mi się, że taka dłuższa przerwa spowodowała, że więcej o tym myślałem w trakcie dnia. Kiedyś przy takim rytmie dwóch, trzech meczów w tygodniu wszystko było takie naturalne. Zawsze sobie coś poczytałem, przygotowałem się, ale między godziną 9 a 18 nie przenikało to w mojej głowie. A tutaj jednak w ciągu dnia kilka razy o tym pomyślałem. Nie żeby przełożyło się to jakoś na stres, ale było to w mojej głowie. To pokazuje, że są takie zawody, gdzie regularność daje dużo więcej spokoju. Tak jak piłkarz czuje się dobrze, kiedy jest w rytmie meczowym i gra w rytmie sobota - środa - sobota, to pewnie podobnie jest w wielu zawodach artystycznych. Artysta czuje się dobrze, kiedy regularnie jest na scenie, gra koncerty. Podobnie jest z komentatorami. Jak komentujesz regularnie, to wszystko jest takie naturalne i twój organizm i głowa przyjmują to bardzo spokojnie. Natomiast gdy jest długa przerwa, to może nie że jakaś wielka trema, ale jakiś moment zastanowienia i myślenia o tym jest.
Wielu kibiców ogląda mecze, bo po prostu chce pana posłuchać. Można powiedzieć, że w internecie wytworzył się taki mały kult "Matiego Borka". Jak pan na to reaguje?
- To na pewno miłe, bo nie wykonuję tego zawodu dla siebie, tylko w dużej mierze to kibic jest konsumentem tego, co jest moją pasją. Jeżeli komuś nie przeszkadzam przy meczu, to już jest to mały sukces. Zdaję sobie sprawę z tego, że byłem jednym z tych, którzy 20 lat temu zaczęli funkcjonowanie nowego pokolenia w telewizji. Dużo tych młodych ludzi się na mnie wychowało, tak jak ja się wychowałem na Ciszewskim, Szpakowskim, Szaranowiczu czy na Stefanie Rzeszocie, bo nie ukrywam, że zawsze kochałem hokej. Akurat on był tym komentatorem, który komentował wszystkie największe turnieje. Na pewno kiedy człowiek jest młody, to ma tych swoich komentatorów, których chce słyszeć regularnie i na pewno jest to dla mnie przyjemna informacja, jakieś wyróżnienie, laurka i jednak też motywacja, żeby może jeszcze coś zrobić. Mogę powiedzieć, że jestem po rozmowie z szefami Eurosportu i na 99 procent będziemy się słyszeć w przyszłym sezonie właśnie przy okazji transmisji z Pucharu Niemiec.
Dziś skomentuje pan finał tych rozgrywek. Bayern z Robertem Lewandowskim kontra Bayer. Na papierze ekipa z Leverkusen wydaje się nie mieć żadnych szans. To klub, który od 27 lat nie zdobył żadnego trofeum.
- Bayer Leverkusen to klub, który na pewno dał bardzo wiele niemieckiej piłce. Chodzi też o wiele nowatorskich pomysłów. Pamiętamy chociażby wielką ekspansję Brazylijczyków, których to zatrudniał właśnie klub z Leverkusen. W pamięci najbardziej utkwił mi sezon 2001/2002. Nie tylko dlatego, że Roman Kołtoń nie doleciał na finał Ligi Mistrzów do Glasgow, nie tylko dlatego, że Zidane strzelił jedną z najpiękniejszych bramek w historii futbolu, tylko właśnie dlatego, że drużyna Leverkusen, która grała w finale, była chyba największym przegranym tamtego sezonu. Pamiętam, że kilka tygodni przed finałem mieli nawet szansę na potrójną koronę. To była ta drużyna z Ballackiem, Schneiderem, Buttem w bramce, Kirstenem. Na finiszu przegrali mistrzostwo, przegrali finał Pucharu Niemiec z Schalke i ostatecznie finał Champions League. Z trzech koron zrobiło się słynne "Vicekusen".
Przy tak grającym Bayernie ciężko zakładać, że coś się zmieni.
- Wiadomo, że Bayern jest gigantycznym faworytem. Od meczu z 1993 roku, kiedy piłkarze z Leverkusen zdobyli jedyny Puchar Niemiec w swojej historii, grali w finale tych rozgrywek jeszcze dwa razy, ale przegrywali. Dla kibica Leverkusen ten sezon też jest trudny. Pamiętamy, co się działo przed pandemią. Bayer nie przegrał 10 meczów z rzędu, wszystko wyglądało dobrze. I z jednej strony ten 2020 rok to przede wszystkim niesamowity rozwój i liczby Kaia Havertza, a z drugiej strony ten okres po wznowieniu rozgrywek nie jest już taki dobry - sześć zwycięstw, remis i trzy porażki. To gdzieś w konsekwencji przekłada się znowu na miejsce poza Ligą Mistrzów.
No właśnie. Ostatecznie przegrali zajęli miejsce poza pierwszą czwórką. Na finiszu wyprzedziła ich Borussia Moenchengladbach.
- Prawda jest taka, że jeszcze kilka tygodni temu cztery drużyny walczyły o trzy miejsca gwarantujące awans do fazy grupowej Champions League, bo Bayern Monachium był poza zasięgiem. I na te cztery pozostałe drużyny kto nie załapuje się do Ligi Mistrzów? Leverkusen. Sam też dałem się nabrać. Pamiętam, jak rozmawialiśmy jakiś czas temu z kilkoma kumplami i wtedy powiedziałem im, że Leverkusen może nawet zdobyć wicemistrzostwo Niemiec. Na końcu okazuje się jednak, że są poza Ligą Mistrzów. No chyba, że wygrają Ligę Europy. Nie wiadomo też, co z Havertzem. W tej chwili nie ma zdecydowanej deklaracji, czy to jest jego ostatni mecz, czy może jeszcze im pomoże w Lidze Europy, bo na początku sierpnia grają z Glasgow Rangers.
Bayer wycenił go na 100 milionów euro. W obecnej sytuacji wydaje się to dość dużą kwotą.
- Zgodzę się z szefami Leverkusen. Po pandemii ceny spadają, jednak Havertz to jest taka perełka, taki potencjał i facet, który potrafi nie tylko konstruować akcje, ale też jest niesamowitym egzekutorem. Jeżeli mówimy, że w tym sezonie strzelił 16 goli i miał dziewięć asyst, z czego aż 14 bramek i siedem ostatnich podań zanotował w samym 2020 roku, do tego mówimy o chłopaku naprawdę młodziutkim, to jest on tyle warty. Przychodzi jednak Sane, więc niestety dla Bayernu i dla mnie, bo jestem fanem talentu Havertza, wydaje się, że to Chelsea, która próbuje budować swoją przyszłość na młodych Niemcach, jest najbliżej, by go pozyskać. Mają już Wernera, a myślę, że Havertz też by tam pasował.
Zatem kibice z Leverkusen powinni nastawić się na raczej smutny wieczór? Dwa lata temu Bayern przegrał sensacyjnie z Eintrachtem Frankfurt.
- No właśnie. Oczywiście mogliśmy się czarować, że trener Niko Kovac, Haller, Rebić, Kostić. Wszystko fajnie, ale gdybyśmy usiedli dwa lata temu przy piwku i podyskutowali, czy Eintracht ma jakieś szanse z Bayernem, to byśmy nie zaryzykowali postawić nawet 10 złotych na Eintracht. Pamiętajmy, że w listopadzie Leverkusen już wygrało z Bayernem 2:1. Wiadomo, że to był inny Bayern, inaczej grał w piłkę, ale to gdzieś dzisiaj pozwala kibicom tej drużyny marzyć, że ten jeden mecz czasami gdzieś może wymknąć się spod kontroli i czasami nie odzwierciedla aktualnej formy drużyny. Więcej chyba nie mają argumentów, żeby myśleć o pokonaniu Bayernu.
Robert Lewandowski ma szansę zdobyć swój czwarty Puchar Niemiec. Pierwszy wywalczył z Borussią Dortmund w 2012 roku. Wówczas strzelił w finale hat tricka, a Borussia rozbiła Bayern 5:2.
- Borussia zrobiła bardzo dużo w tym XXI wieku dla niemieckiej piłki. Nawet ten mecz z maja 2012 roku to było upokorzenie dla Bayernu Monachium. Potem zawsze coś się w tym Pucharze Niemiec działo i bardzo dobrze. Niemcy zawsze podchodzili do tych rozgrywek bardzo poważnie, wystawiali najlepszych piłkarzy. Dlatego od lat śledzę, kocham i emocjonuję się tymi rozgrywkami, bo tam nie ma grania na pół gwizdka i nie ma wystawiania rezerw.
W jednym z ostatnich wywiadów Lewandowski powiedział, że wcale nie czuje się na te 32 lata, które niebawem skończy, a znacznie młodziej. Podkreślił też, że nie grał tego sezonu na sto procent. Przypomnijmy, że strzelił w Bundeslidze 34 gole.
- Takie postrzeganie świata, nie tylko w futbolu, ale w każdej dziedzinie życia dotyczy tylko największych. Jeśli miałbyś powiedzieć, że zrobiłeś coś na sto procent, nie widzisz żadnych rezerw i niczego nie da się poprawić, to byłby taki sygnał, że czas skończyć, bo lepiej już nie będzie. Nie wiadomo, czy będzie lepiej, bo myślę, że on dotknął w tym sezonie gwiazd i w wielu meczach ta jego forma była po prostu kosmiczna. Natomiast jednostka wybitna nie może mieć innego podejścia niż Robert. Musi mówić, myśleć i być przekonana, że może się jeszcze poprawić. Jednak jak popatrzymy na poszczególne elementy gry Lewandowskiego, to trzeba powiedzieć, że nie są to tylko takie słowa polegające na umiejętności rozmawiania z samym sobą, tylko w każdym sezonie on coś jeszcze dokłada. Kiedyś miał problemy z grą z tyłem do bramki, potem z rozgrywaniem. Z czasem okazało się, że Robert potrafi kiwnąć trzech rywali. Niektórzy się śmiali, a on pokazał, do jakiego poziomu potrafi doprowadzić egzekwowanie rzutów wolnych. Jest to chłopak niezwykle utalentowany, świadomy i praktycznie wszystko potrafiący w futbolu, budujący dla nas jakieś kosmiczne liczby i osiągający niesamowite wyniki. Jednak cały czas potrafi szukać czegoś nowego, szuka wyzwań w samym sobie i w zawodzie piłkarza. To się tyczy każdej dziedziny życia i biznesu tylko jednostek wybitnych, a on z pewnością taką jest.
Dostrzega pan jakieś słabe strony Bayernu? Gdzie ewentualnie piłkarze z Leverkusen mogą poszukać swojej szansy?
- Wiem, że to może brzmieć absurdalnie, bo mówimy o drużynie, która zdobyła 82 punkty w sezonie Bundesligi, zdobyła 100 bramek, ale straciła jednak te 32 gole. Pamiętajmy, że w Pucharze Niemiec Bayern stracił pięć razy więcej bramek niż Leverkusen. Może jakiś błąd formacji defensywnej może być szansą dla Havertza, Vollanda, Baileya czy Diaby'ego. Jestem bardzo ciekawy, w jakim ustawieniu wyjdzie dziś Leverkusen, bo niemieckie media awizują aż pięć zmian w porównaniu z ostatnim meczem ligowym z Mainz. Jeśli ktoś ma coś zrobić, to myślę, że talent Havertza, doświadczenie i technika Vollanda, dynamika i bezczelność Baileya i Diaby'ego. Nie wiem, może któryś z bocznych obrońców Bayernu zapędzi się do przodu, może przytrafi się jakiś prosty błąd Boatengowi, bo wiemy, jaki on jest. Boateng jak ma swój mecz, to czyści wszystko i gra podania na 60 metrów, otwierając akcje, ale jak nie ma dnia, to zdarza mu się, jak to mówi Adam Matysek, "jakieś bomby lepić".
Niedawno oba zespoły mierzyły się w lidze. Padło aż sześć goli. Bayern wygrał 4:2.
- W tamtym meczu Bayern całkowicie ich zdominował. Było 4:2, ale i tak myślę, że ten wynik nie oddaje przebiegu spotkania. Miałem wrażenie, że piłkarze Flicka odebrali rywalom ducha. Leverkusen, które w wielu spotkaniach potrafiło dominować, utrzymywać się przy piłce i konstruować kolejne akcje, to jednak w tym spotkaniu byli z tego odarci. To było raptem niecałe 30 dni temu, bo mecz był 6 czerwca. Argumenty za Leverkusen są dzisiaj następujące: finał, czyli jeden mecz, wspomnienie listopada 2019, kiedy udało się wygrać, jakiś błąd Bayernu w defensywie oraz to, że Havertz na koniec swojej przygody z klubem pokaże coś genialnego.
Wydaje się, że Bayern ma przed sobą świetlaną przyszłość. W zespole jest mnóstwo młodych zawodników, takich jak Kimmich, Goretzka, Gnabry czy Davies. Wygląda to naprawdę solidnie. Poza tym wreszcie mistrzowie Niemiec zaczęli robić duże transfery. Rok temu zapłacili za Lucasa Hernandeza 80 milionów, a teraz 50 wydali na Sane.
- Na pewno Robert Lewandowski był jednym z tych, którzy gdzieś tam wizjonersko dają Bayernowi taką stabilizację na najwyższym poziomie i szansę na wygranie rzeczy wielkich. Pamiętamy jego słynny wywiad z 2014 roku, kiedy na łamach magazynu "Der Spiegiel" otwarcie krytykował politykę transferową Bayernu. I też nie jest tak, że wszyscy się na niego obrazili, bo moim zdaniem reakcje były podzielone. Niektórzy powiedzieli, że przesadził, a niektórzy mówili, że wskazał właściwe problemy, bo Bayern musi w końcu przeskoczyć pewne poziomy płacowe, żeby liczyć się w walce o najwyższe laury. Dziś trzeba zwrócić uwagę na to, że Bayern ma takich piłkarzy, którzy dopiero mniej więcej za trzy lata będą w optymalnym momencie fizycznym. Gnabry, Coman, Kimmich, Goretzka to są zawodnicy, którzy mają po 24-25 lat. Dochodzi jeszcze ten młodziutki Davis i transfery Sane i Kouassiego. Zobaczymy, kogo jeszcze wymyślą. Czy Havertz? Nie sądzę, że Bayern wyda 100 milionów. Niewątpliwie jednak Bayern ma takie argumenty, by w kolejnych sezonach liczyć się w Europie.
Bayern ma jeszcze szansę na potrójną koronę. Ostatni raz ta sztuka udała im się w 2013 roku pod wodzą Juppa Heynckesa.
- Martwi mnie, że Bayern w momencie wznowienia rozgrywek po pandemii gra fantastycznie. Ostatnie dziesięć meczów to dziesięć zwycięstw. W 2020 roku na 21 spotkań wygrali 20, remisując tylko z RB Lipsk. Zmierzam do tego, że gdy popatrzymy na stabilność formy, to powiemy, że Bayern jest faworytem może nawet do wygrywania Ligi Mistrzów. Natomiast tak naprawdę to nie wiemy, w jakiej formie będą w drugiej połowie sierpnia. I co teraz robić? Jak trenować? Z kim grać sparingi? Bundesliga jest najlepiej zorganizowana, ma największą odpowiedzialność, ma mądrych ludzi, ma stabilizację i zaczęła pierwsza, ale też pierwsza skończyła. Popatrzmy na czołowe kluby włoskie, angielskie czy hiszpańskie. One, dołączając do rozgrywek Champions League, będą tak naprawdę w rytmie sezonu. A piłkarze Bayernu? Co z tego, że oni są w świetnej formie, jak 30 dni będą bez gry.
Hansi Flick powiedział ostatnio, że skoro byli w stanie dobrze przygotować się do wznowienia rozgrywek po pandemii, to tak samo będzie przed restartem Ligi Mistrzów. Swojego czasu mówiło się jeszcze o sparingach z RB Lipsk, który również jest cały czas w grze.
- Trener jest oczywiście fantastycznym fachowcem, który dał temu zespołowi już swoją pieczątkę, dał im radość z grania w piłkę. Natomiast pamiętajmy, że nawet jak nie jesteś w optymalnej dyspozycji, to wróciłeś do tej ligi niemieckiej po okresie pandemii i grasz z drużynami, które również wróciły i w dodatku są od ciebie słabsze kadrowo. A co innego, gdy po tym okresie ponad 30 dni przerwy wracasz do gry z zespołami, które jednak tej przerwy nie miały. W dodatku wcale piłkarsko ci nie ustępują. Co innego jest zagrać z Paderbornem, Mainz czy Borussią Moenchengladbach, a co innego, kiedy nawet wielki Bayern po okresie 30 dni przerwy gra z Realem Madryt, Juventusem lub Manchesterem City. Te drużyny są równie mocne personalnie, jeśli nie mocniejsze niż Bayern.
W przypadku niektórych piłkarzy Bayernu wydawało się, że nic już z nich nie będzie. Flick potrafił odświeżyć starych liderów. Spójrzmy np. na Thomasa Muellera czy Jerome'a Boatenga.
- Wiemy, jak Flick był ważną postacią w kadrze Joachima Loewa. Można powiedzieć, że dotknął tego futbolu reprezentacyjnego na najwyższym poziomie. To była szansa, że jak wchodził do szatni Bayernu, to miał posłuch i potrafił rozmawiać z gwiazdami. A jeszcze do tego doszedł superpomysł na piłkę, fajny kontakt mentalny z zawodnikami i przede wszystkim sposób grania, który proponuje. To, co potrafi wypracować na poszczególnych sesjach treningowych, powoduje, że ten Bayern wygląda, jak wygląda. Potrafi cieszyć się piłką i odzyskał radość z grania. Trener potrafił dotrzeć również do zawodników utytułowanych, którzy ewidentnie mieli jakiś problem. No przecież Mueller to chłopak, który umie grać w piłkę. Nagle okazuje się, że następuje jakaś totalna reaktywacja i Mueller znów jest jednym z liderów Bayernu. Widać, że facet potrafi analizować, ma strategię, odpowiedni kontakt z szatnią. Do tego nie skupia uwagi na sobie, tak jak robi to wielu trenerów, mówiąc tylko: ja, ja, ja. Popatrzmy, że on nigdy nie wychodzi przed piłkarzy, zawsze jest w cieniu. Zawsze mówi o zespole, a jak coś nie udaje, to stara się nie obwiniać poszczególnych zawodników, tylko bierze winę na siebie i wie, co należy poprawić.
Autor: Mateusz Skrzyński / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama