Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Młody Rosjanin potępia agresję na Ukrainę. "Bardzo chcę reprezentować Polskę"

Rafal Kazimierczak

Akt. 25/12/2023, 08:04 GMT+1

W Polsce chce ścigać marzenia, dla Polski chce zdobywać medale, nawet te olimpijskie. Młodziutki, urodzony 11 grudnia roku 2002, rosyjski panczenista Władimir Semirunnij dobytek spakował w trzy torby, po 30 kg każda, i ruszył w długą drogę, z Jekaterynburga do Warszawy, a potem Tomaszowa Mazowieckiego. - Zrobiłem krok we właściwym kierunku - mówi eurosport.pl Władek, jak go tu nazywają.

Młody Rosjanin potępia agresję na Ukrainę (zdjęcia: archiwum prywatne)

24 lutego 2022. Staje się to, w co kilkanaście godzin wcześniej wierzyć nie chciał nikt. Co w XXI wieku, w Europie, wydawało się niemożliwe. Rosja napada na Ukrainę, na oczach świata. Najeźdźca eskaluje trwającą od roku 2014 wojnę. Strach. Groza. Śmierć.
Władek lat ma wtedy 19, mieszka w Jekaterynburgu, mieście położonym w azjatyckiej części Rosji, po wschodniej stronie środkowego Uralu. Znajduje się tam - jak precyzyjnie wyliczono - 1728 obiektów sportowych, w tym 16 stadionów i 45 pływalni. Hokejowy klub Awtomobilist mecze rozgrywa w hali Kompleksu Kulturalno-Rozrywkowego Uralec. Trenować jest zatem gdzie, nie ma z tym problemów. Władek, jako zawodnik kadry narodowej, przeważnie trenuje na kadrowych obozach szkoleniowych, głównie w Irkucku i Kołomnej, gdzie są kryte tory łyżwiarskie. Jest nastolatkiem i marzy o tym, by zostać łyżwiarzem szybkim, najlepszym z najlepszych. Z każdej strony słyszy, że to absolutnie możliwe, talentem dysponuje przecież ogromnym. To, co dzieje się w Ukrainie, nie podoba mu się bardzo.
- Rodzice muszą wyjaśniać każdemu dziecku, że agresja jest zła, w jakiejkolwiek formie. Mnie rodzice wyjaśnili to szybko. Oczywiście, że nie popieram tej wojny. Wojny, którą rozpoczęła Rosja - tłumaczy.
Po przyjeździe do Polski podpisze w tej sprawie dokument, swoje zdanie potwierdzając oficjalnie, na piśmie.
Semirunnij pierwszy odezwał się do polskich działaczy (archiwum prywatne)

"O opuszczeniu Rosji zacząłem myśleć prawie dwa lata temu"

Grzecznie uprzedza - czasu wolnego nie ma. Treningi, treningi, treningi. Do tego nauka języka, trudny jest ten polski, wiadomo. Książki - tak, pewnie, że tak, najchętniej te o zdrowym trybie życia i o zdrowej żywności, w sporcie bardzo przydatne. I jeszcze jazda rowerem - i dla kondycji, i dla przyjemności.
Dla polskich przyjaciół i polskich znajomych to Władek, po polsku. Oczywiście, że swoją historię opowie, choć czasu brakuje naprawdę. Na pytania odpowie chętnie, prosi jednak, by je przesłać, po angielsku.
Pisze Władek: "O opuszczeniu Rosji zacząłem myśleć prawie dwa lata temu, na początku 2022 roku. Nie podobała mi się organizacja zgrupowań i podejście kierownictwa Rosyjskiego Związku Łyżwiarskiego do nas, zawodników. A głównym powodem podjęcia takiej decyzji był brak perspektyw w rosyjskim sporcie, brak dostępu do międzynarodowych imprez oraz niechęć kierownictwa do obrony interesów sportowców”.

Znają się z Pawłem Abratkiewiczem, to miało znaczenie

Za "Sprawę Władka" odpowiada Konrad Niedźwiedzki, brązowy medalista olimpijski w drużynie z igrzysk w Soczi (2014), dzisiaj dyrektor sportowy Polskiego Związku Łyżwiarstwa Szybkiego.
- Władek przysłał do związku list, w wakacje, chyba w lipcu. Napisał, że kocha ten sport, ze względu na sytuację po wybuchu wojny szuka jednak pomocy. Jako Rosjanin nie może startować, czas ucieka, a on chce się rozwijać. To chłopak z sukcesami w juniorskich mistrzostwach świata, naprawdę bardzo, ale to bardzo perspektywiczny - zapewnia Niedźwiedzki.
Dlaczego wybrał Polskę? - Jednym z powodów, być może tym najważniejszym, było to, że znają się z Pawłem Abratkiewiczem, który przez 12 lat był w Rosji trenerem. Po ubiegłorocznych igrzyskach w Pekinie udało nam się z Pawłem porozumieć, namówić go, żeby pracował dla polskiego związku i polskich zawodników - mówi Niedźwiedzki.
Abratkiewicz, rocznik 1970, panczenista przed laty znakomity, trenerem głównym polskiej kadry narodowej w łyżwiarstwie szybkim został w kwietniu 2022.
Władek słowa dyrektora sportowego potwierdza. "Dostałem ofertę z Kazachstanu, ale wybrałem Polskę, bo macie tu warunki do dobrego procesu szkoleniowego. To, że znaliśmy się z Pawłem Abratkiewiczem, oczywiście odegrało bardzo ważną rolę. Wiem, że to znakomity trener" – pisze.
Z Pawłem Abratkiewiczem (Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego)
Decyzja o wyjeździe, być może na zawsze, łatwą nie była. Przeważyła miłość do sportu, ambicja, by coś w nim osiągnąć. Władek: "Musiałem opuścić całą rodzinę, dziewczynę i przyjaciół, myślę jednak, że zrobiłem krok we właściwym kierunku. Że to decyzja najlepsza dla mojej przyszłości. Wszyscy bliscy mnie wspierają, wszyscy myślą tak samo i trzymają za mnie kciuki".
Mówi Abratkiewicz: - W Rosji prowadziłem kadrę kobiet, Olga Fatkulina za moich czasów została wicemistrzynią olimpijską na 5000 i mistrzynią świata na 1000 metrów. W mistrzostwach świata każda z moich zawodniczek zdobyła medal. Władek oczywiście znał te dziewczyny. Jedna z nich, Jelizawieta Gołubiewa, powiedziała mu, że skoro zamierza z kraju wyjechać, to najlepiej będzie, jeżeli o pomoc zwróci się do mnie. I rzeczywiście zapytał, czy jego przenosiny do Polski będą możliwe. Ja nie miałem nic przeciwko, ale skierowałem go do naszego związku, bo takie są procedury. To fantastyczny chłopak, fantastyczny zawodnik, który w mistrzostwach świata juniorów zajął trzecie miejsce na 5000 m. Warto mu pomóc, warto w niego zainwestować. Od kilku miesięcy jestem jego trenerem i zapewniam, że praca z nim to przyjemność, czysta przyjemność.
picture

Władimir Semirunnij (archiwum prywatne)

Foto: Other Agency

Pisma do Rosjan bez odpowiedzi

Formalności, cała ta biurowa i papierkowa robota, łatwe nie są. Zaczęło się od wewnętrznych rozmów w łyżwiarskim związku. Warunkiem koniecznym, by sprawę startów Władka w biało-czerwonych barwach rozpocząć, było podpisanie przez niego dokumentu - tego najważniejszego, potępiającego rosyjską agresję na Ukrainę. Podpisał, oczywiście, że tak. Potrzebne były dokumenty - że zawodnik nie jest w trakcie służby wojskowej, że nie wspiera go żadna rosyjska firma. Były rozmowy z ministerstwem, od którego związek dostał zielone światło, by działać.
Informację "przyjeżdżaj" Władek dostał z Polski w połowie września. Z Jekaterynburga samolotem doleciał do Królewca. Stamtąd do Polski dotarł autokarem, do Warszawy, skąd przedstawiciele związku samochodem zawieźli go do Tomaszowa Mazowieckiego. Ze sobą miał góry bagażu, trzy torby, każda po 30 kg.
Dostał jeszcze dwa, trzy dni, by sprawę na spokojnie przemyśleć, rozejrzeć się, być pewnym, że chce zostać. Przemyślał - powiedział, że zostaje, na sto procent zostaje. Napisał pisma do klubu i organizacji, które go w Rosji wspierały - że kończy współpracę, że wybiera Polskę. Polski związek tego samego dnia wysłał pismo do swojego rosyjskiego odpowiednika.
- Poinformowaliśmy, że zawodnik zwrócił się do nas z wiadomą prośbą, a my odnieśliśmy się do niej pozytywnie i oczekujemy na ich odpowiedź - mówi Niedźwiedzki.
Odpowiedź nie nadeszła. Związek wysłał dwa kolejne pisma - także bez odpowiedzi.
- Jedyny komentarz do tej sprawy znamy z rosyjskich mediów, tam prezes rosyjskiej federacji stwierdził, że liczy na standardowe w takim przypadku dwa lata karencji dla Władimira Semirunnija. My będziemy się starać o zmniejszenie tej karencji do roku, to na pewno. Żeby wystartować w polskich barwach, Władek nie musi być obywatelem Polski. Musi mieć pozwolenie od ISU, Międzynarodowej Unii Łyżwiarskiej, musi być zameldowany w Polsce, musi co najmniej przez rok nie reprezentować Rosji, musi dostać zwolnienie od macierzystej federacji. Tak, z tym ostatnim jest i będzie problem, skoro Rosjanie w żaden sposób nie współpracują. Sprawa już się toczy. A jeżeli Władek dla Polski wreszcie wystartuje, będzie to początkiem i dużym ułatwieniem w jego staraniach o polski paszport, który umożliwi mu start w igrzyskach, już w naszych barwach - tłumaczy proceduralne zawiłości Niedźwiedzki.

Władkowi nic nie przeszkadza

Władek przyjechał do Tomaszowa - stolicy polskiego łyżwiarstwa szybkiego, gdzie kadrowicze mają do dyspozycji Arenę Lodową, a po sąsiedzku, w Spale, znajduje się Ośrodek Przygotowań Olimpijskich - i tam został. Tam zadomowił się w niewielkim mieszkaniu. Związek finansowo pomaga, na razie Władek podpiera się jednak także swoimi oszczędnościami. Trenować i wyjeżdżać na obozy może dzięki temu, że został tak zwanym sparingpartnerem, czyli w czasie zajęć kadrowiczom na przykład dyktuje tempo, jak sparingpartner w lekkoatletyce, dyktujący tempo innemu biegaczowi.
Niedźwiedzki Władka nie może się nachwalić, zastanawia się, jak go opisać, jakie dobrać słowa.
- Mogę powiedzieć, że takiego fana treningu nie spotkałem nigdy w życiu - mówi po chwili. - Sześć lat spędziłem w Holandii, gdzie ludzie są miłośnikami łyżwiarstwa, a właściwie jego fanatykami. I kogoś takiego tam nie spotkałem. Władkowi nie przeszkadza, że trenuje sam, że trenuje w deszczu czy w śniegu. On uwielbia się zmęczyć. Chce być lepszy i lepszy. Jeżeli chodzi o zaangażowanie, o czas poświęcany na pracę, zdecydowanie jest osobą do naśladowania.
picture

Władek uwielbia się zmęczyć (archiwum prywatne)

Foto: Other Agency

Jak Niedźwiedzki widzi koniec tej historii?
- Te procedury niestety trwają dosyć długo, mam jednak nadzieję, że do lata 2024 dostaniemy odpowiedź z ISU, mniej więcej wtedy minie rok od przyjazdu Władka i zameldowania go w Polsce. Nie spodziewam się, że Rosjanie w końcu odpowiedzą i cokolwiek nam ułatwią, wszystko będzie zatem zależało od światowej federacji. Jestem dobrej myśli, przewiduję, że skończy się na rocznej karencji - opowiada.
Cel Władka jest jasny.
"Chcę otrzymać polskie obywatelstwo i reprezentować Polskę w igrzyskach olimpijskich. Bardzo tego chcę" - zapewnia.
Rafał Kazimierczak
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama