Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Tokio 2021 - Paweł Czapiewski o olimpijskich szansach Adama Kszczota: jest to widok mocno rozmazany - lekkoatletyka

Emil Riisberg

03/05/2021, 08:20 GMT+2

Uznaną firmą Adam Kszczot jest od lat, medale zgarniał w największych imprezach, regularnie, sezon za sezonem. Wciąż ściga sukces jeden, ten najważniejszy, olimpijski. - Jeżeli osiągnie życiową formę i wejdzie na najwyższy poziom, rywalizacja w Tokio i tak nie będzie dla niego bułką z masłem - przyznaje w rozmowie z eurosport.pl Paweł Czapiewski, do którego od dwóch dekad należy rekord Polski w

Foto: Eurosport

Adam Kszczot wie, jak smakuje zwycięstwo i jak bardzo potrafi obezwładniać ból. W rozmowie z Anitą Werner mówi o przekraczaniu granic własnego organizmu. Najnowszy odcinek "Tokio. Cena sukcesu" w TVN24 GO
W roku 2010 Kszczot - rocznik 1989 - najpierw został w Dausze brązowym medalistą mistrzostw świata po dachem, a latem - w Barcelonie - zajął trzecie miejsce w mistrzostwach Europy. Tak ta kariera zaczęła się na dobre.
Kolekcję potem tylko powiększał, dorzucając do niej przede wszystkim dwa srebra mistrzostw świata, każde rzecz jasna na dystansie 800 m. Igrzyska i w Londynie, i w Rio de Janeiro kończył niestety na półfinałach.
Jak będzie w Tokio? Jak szanse młodszego kolegi ocenia Czapiewski?
RAFAŁ KAZIMIERCZAK: Pawle, to prosto z mostu - widzisz Adama na olimpijskim podium w Tokio?
PAWEŁ CZAPIEWSKI: O, to naprawdę prosto z mostu. No dobrze, to powiem tak - jest to widok mocno rozmazany. Widziałem go na podium w Rio, ale tam popełnił błąd w półfinale, dał się podpuścić Davidowi Rudishy, za mocno pobiegł na pierwszych 200 m. W końcówce sił już potem zabrakło. I kilku setnych, żeby dostać się do finału.
A teraz, w Tokio? Co ja mam powiedzieć? Adam skończył 30 lat...
We wrześniu skończy 32, jeżeli już zaglądamy mu w metrykę. To dużo w waszej konkurencji?
Za moich czasów było to dużo. Teraz nie jest, przykładem nich będzie Marcin Lewandowski. Adamowi będzie jednak bardzo trudno, ostatnie sezony były dla niego naprawdę intensywne.
Medali światowych imprez rzeczywiście nazbierał dużo.
Tak, co okupił ciężka pracą, harówką. Widziałem jego zajęcia, jego i Marcina, widziałem, jak zasuwali. Ja w życiu nie byłem na takim poziomie, przynajmniej treningowo. Adam zawsze mocno się eksploatował, tak lubił.
O optymizm naprawdę jest trudno. Przejrzałem światową listę biegu na 800 metrów w sezonie 2020, wiadomo, że zwariowanym, że zaburzonym przez pandemię. Pod górę mieli wszyscy, a Adam jest w tym zestawieniu dopiero 23.
No właśnie. Daleko.
Ja patrzę na jego formę nie tylko w ostatnim sezonie, ale i w kilku poprzednich. To naturalne, że z wiekiem i możliwości, i dyspozycja spadają, Adam nie jest tu wyjątkiem. Oczywiście zawsze może zdarzyć się tak, że nagle się odbije, że przeżyje drugą młodość, tego w sporcie nigdy nie można wykluczyć. Przyznaję jednak wprost - jeżeli tak się stanie, będę tym zdziwiony.
Adam pewnie się na mnie obrazi, ale i tak zaryzykuję - najlepsze lata ma już niestety za sobą.
Pod koniec roku 2019 trenera Zbigniewa Króla, twojego byłego trenera, Kszczot zamienił na Tomasza Lewandowskiego, brata Marcina. Dobry krok czy raczej już desperacki?
Nie zdziwiła mnie ta decyzja, rozmawiałem przecież z trenerem Królem. Wiem, że doszło tam do zmęczenia materiału, ta współpraca dobrze już się nie układała, co po kilku latach - w ich przypadku ośmiu - jest zupełnie naturalne.
Zmiana trenera daje czasami zawodnikowi impuls, na to liczę. Z punktu widzenia Adama ta decyzja wydaje się być bardzo dobrą. Jeżeli od jakiegoś czasu nie idzie, trzeba szukać rozwiązań. A to rozwiązanie jest dla mnie taką furtką do tego, by odbicie naprawdę nastąpiło. Inne metody treningowe, inne bodźce. Do przodu, do Tokio, teraz to jest najważniejsze.
Wciąż jest jednak jedno ale - nie zapominajmy, że konkurencja na 800 m jest niesamowicie, ale to niesamowicie mocna.
Kto jest twoim faworytem do miejsc na olimpijskim podium?
Faworyt numer 1 to Amerykanin Donavan Brazier, mistrz świata z 2019 roku. Wciąż mocny jest Bośniak Amel Tuka, jego na pewno bym nie skreślał. Kenijczycy - wiadomo, jak zawsze. 800 metrów to konkurencja globalna, tam zawsze panuje ścisk.
A poza tym specyfika biegania na tym dystansie jest taka, że zawsze może ktoś wyskoczyć, jakiś czarny koń, jak Nijel Amos z Botswany w Londynie, gdzie zgarnął olimpijskie srebro.

Jeżeli Adam osiągnie życiową formę, wejdzie na najwyższy poziom, to i tak nie będzie to bułka z masłem.
Czyli, jeżeli on ten medal jednak zdobędzie, będziesz tym bardzo zdziwiony?
Tak jest, dokładnie. On wie, że kibicuję mu z całych sił. Adam, patrząc na jego długą już karierę, zasługuje na taki sukces jak mało kto. To byłaby najpiękniejsza puenta. Ale - jak mówię - w Rio jego medalu oczekiwałem, w Tokio ten medal byłby dla mnie niespodzianką.
Za trzy lata o olimpijskim medalu w jego przypadku nie będzie raczej mowy. Myślisz, że taka podbramkowa sytuacja, że albo teraz, albo nigdy, może mu jakoś pomóc?
Tu wchodzimy już w sprawy ambicjonalne, w obszary psychiki. Wszystko fajnie, ale to tylko dodatek do przygotowania fizycznego. Do fizycznych możliwości.
Ta świadomość, że stanie przed ostatnia szansą, bo tak to zdecydowanie wygląda, atutem może być, czemu nie. Niestety – niewielkim.
Jak to możliwe, że minęło 20 lat, a rekordzistą Polski na 800 metrów wciąż jesteś ty? Jak to możliwe, że Kszczot lub Lewandowski z tym twoim 1.43,22 nigdy się nie uporali?
Nie wiem, dla mnie to też zagadka.
Żeby wykręcić taki wynik, potrzeba też trochę szczęścia. Musi być dyspozycja dnia, muszą być odpowiedni rywale i odpowiednie warunki. Akurat mnie się udało.
Przestań, jakie "udało się"? A Kszczot i Lewandowski nigdy, przez tyle sezonów, nie trafili na te odpowiednie warunki?
Adam, cały czas to powtarzam i zdania nie zmieniam, jak najbardziej mógł zejść poniżej 1.43,00. Ale... Trenując z Królem, zawsze szykowali się do głównej imprezy, gdzie walczy się o miejsce, nie o wynik.
To, że rekord należy do mnie, a nie do Marcina lub Adama, nie jest dziejowo sprawiedliwe, chociażby patrząc na średnią naszych wyników. Użyję takiego porównania, piłkarskiego - w B klasie raz na jakiś czas wyjdzie gol "stadiony świata", po którym wszyscy się śmieją, że piłka wpadła do siatki, bo strzelcowi zeszła. Mój rekord traktuję dokładnie tak - piłka mi zeszła i wpadła. Naprawdę. Drugi wynik kariery mam przecież o ponad sekundę słabszy.
Otwarcie mówię, że ten wynik, patrząc na moje możliwości, jest przestrzelony. A życiówki Adama i Marcina są trochę niedostrzelone.
Teraz liczę na to, że jeżeli nie oni, to Patryk Dobek albo młody Krzysztof Różnicki wreszcie się z tym rekordem rozprawią.
Właśnie tak słyszę, że za bardzo nie jesteś do niego przywiązany, nie trzymasz się go kurczowo.
Daj spokój, niech chłopaki biegają jak najszybciej. Naprawdę wypadałoby już ten rekord poprawić.
"Często rozmawiam z lustrem i to są trudne rozmowy. Musimy sobie sami zadać te pytania, których nie chcemy usłyszeć i na nie odpowiedzieć. I lustro nie kłamie" - Adam Kszczot w rozmowie z Anitą Werner. Najnowszy odcinek "Tokio. Cena sukcesu" w TVN24 GO
Autor: rozmawiał Rafał Kazimierczak / Źródło: tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama