Pół wieku temu wskoczył do historii. "W noc poprzedzającą konkurs uprawiał seks i pił tequilę"
Sześć sekund trwał lot Roberta "Boba" Beamona, który 50 lat temu wynikiem 8,90 m w olimpijskim konkursie skoku w dal w Meksyku zapewnił sobie i złoto, i miejsce w historii sportu. A mało brakowało, by 22-letni wówczas Amerykanin nie znalazł się w tamtym w finale.
Awansował do niego w ostatniej próbie eliminacji, odbijając się o kilkanaście centymetrów sprzed belki, żeby nie spalić podejścia.
18 października skoczkowie wyszli na Estadio Olimpico Universitario, by rywalizować o medale. Beamon załatwił sprawę już w pierwszej kolejce.
"W swoistej triadzie wyszło mu wszystko"
8,90, przy optymalnym wietrze 2.0 m/s. Szok. Niedowierzanie. Poprzedni rekord, dzierżony przez reprezentanta ZSRR Igora Ter-Owanesiana i Amerykanina Ralpha Bostona, poprawił o 55 cm. Srebrnego medalistę, Klausa Beera z NRD, pokonał o centymetrów 71. Inna liga.
- W tym jednym skoku zawarł całą swoją karierę i wielkość. W swoistej triadzie - bieg, odbicie, skok - wyszło mu wszystko. Miał idealny rytm i szybkość biegu. W belkę trafił jak trzeba i parabola lotu była idealna - wspominał po latach w rozmowie z PAP wyczyn Beamona nieżyjący już redaktor Bohdan Tomaszewski, który relacjonował te wydarzenia dla Polskiego Radia.
W tym jednym skoku zawarł całą swoją karierę i wielkość. W swoistej triadzie - bieg, odbicie, skok - wyszło mu wszystko. Miał idealny rytm i szybkość biegu. W belkę trafił jak trzeba i parabola lotu była idealna.
Bohdan Tomaszewski
Na stadionie była wtedy Irena Szewińska, złota medalista w biegu na 200 m i brązowa na 100 m. - Widziałam, jak on, wysoki i bardzo szczupły, poleciał daleko, bardzo daleko. Na stadionie rozległo się gromkie: ooo... - opowiadała zmarła 29 czerwca legendarna lekkoatletka.
Najgroźniejszym rywalem Beamona był wówczas Beer. "Leciał tak wysoko i tak długo, że wiedziałem, iż to będzie kosmiczny wynik. Do tego idealna sylwetka - kolanami prawie dotknął uszu. Górskie powietrze na wysokości 2240 m n.p.m. też zrobiło swoje" - przyznał urodzony w Legnicy zawodnik.
Nie znał systemu metrycznego
Jak zmierzono, Beamon szybował w powietrzu przez sześć sekund, co określono później "skokiem w XXI wiek". Świadomość wielkiego wyczynu dotarła do Amerykanina natychmiast. Wyskoczył z piaskownicy jak poparzony. On i kilkadziesiąt tysięcy ludzi na trybunach wpatrywało się w tablicę wyników. Po minutach oczekiwania i pracy sędziów przy użyciu tradycyjnej metalowej taśmy, wreszcie ukazały się na niej kolejno cyfry: 8-9-0.
Sam zawodnik zaczął cieszyć się trochę późnej, bo... nie znał systemu metrycznego. Najpierw złapał się za głowę, później padł na kolana, a za chwilę zaczął tańczyć z radości.
- Nie mogłem w to uwierzyć. Wiedziałem, że poleciałem daleko, ale aż taki rezultat wydawał mi się czymś nierealnym. Gdy dziś o tym myślę, serce wciąż zaczyna mi szybciej bić - tłumaczył po latach bohater, który na pamiątkę otrzymał taśmę wykorzystaną do pomiaru odległości.
U boku piątej już żony
Jego wyczyn nieco zaskoczył rywali, bo Amerykanin uchodził za króla życia. - Sam się chwalił, że w noc poprzedzającą konkurs uprawiał seks i raczył się tequilą. Poza tym nie codziennie widziałem go na treningu - wyznał Beer.
Sam się chwalił, że w noc poprzedzającą konkurs uprawiał seks i raczył się tequilą. Poza tym nie codziennie widziałem go na treningu.
Klaus Beer
Po występie Beamona w Meksyku powstało nawet nowe słowo "beamonesque", oznaczające nagłą i niespodziewaną poprawę rezultatów uzyskiwanych przez sportowca. Pod koniec stulecia prestiżowy amerykański magazyn "Sports Illustrated" uznał jego skok za jedno z pięciu największych sportowych osiągnięć XX wieku.
Jego rekord przetrwał 23 lata. 30 sierpnia 1991 roku Mike Powell huknął w Tokio 8,95 m.
Co wynik z igrzysk w Meksyku oznacza dziś? W sezonie 2018 najdalej pofrunął Kubańczyk Juan Miguel Echevarria. 8,68 m...
72-letni dziś Beamon mieszka w Las Vegas i wiedzie szczęśliwe życie u boku piątej już żony.