Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Piotr Lisek broni w skoku o tyczce mistrzostwa Europy w hali

Emil Riisberg

28/02/2019, 10:14 GMT+1

Jest liderem światowej listy, do tego zapewnia, że z formą trafił na czas. Piotr Lisek rusza w Glasgow po obronę tytułu halowego mistrza Europy w skoku o tyczce. - Ciąży na mnie presja ze strony dziennikarzy i kibiców, którzy śledzą moją konkurencję. Wszyscy zakładają, że złoto mam już w kieszeni - mówi w rozmowie z eurosport.pl 26-letni zawodnik.

Foto: Eurosport

Lekkoatletyczne halowe mistrzostwa Europy potrwają w Glasgow od piątku do niedzieli. Transmisje na antenach Eurosportu i w usłudze Eurosport Player.

Lisek najlepszy wynik w 2019 roku w swojej konkurencji wyskakał kilka dni przed startem w Szkocji. 5,93 m osiągnął na mityngu w Clermont-Ferrand, gdzie zjawiła się światowa czołówka. W konkursie pokonał m.in. aktualnego mistrza globu Amerykanina Sama Kendricksa (ten sam rezultat, co Lisek, ale uzyskany w trzeciej próbie, Polak - w drugiej).

Zawodnik OSOT Szczecin lubi występy w hali. Dwa razy zdobywał brązowe medale mistrzostw świata pod dachem, jest obecnym mistrzem Starego Kontynentu. Przed dwoma laty w Belgradzie do złota wystarczyła mu wysokość 5,85 m.

Konkurs skoku o tyczce mężczyzn w sobotę. Dzień wcześniej odbędą się eliminacje. Oprócz Liska wystartują Robert Sobera oraz Paweł Wojciechowski.

Krzysztof Zaborowski: Postraszyłeś rywali tym 5,93, prężysz muskuły przed walką o medale.
Piotr Lisek: Dokładnie. Mam nadzieję, że w Glasgow również będę świętował tytuł. Ostatni mityng, w którym zwyciężyłem, był takimi mistrzostwami świata. Przyjechali wszyscy startujący w tym sezonie tyczkarze. Atmosfera jak zawsze była na najwyższym poziomie, zadbał o to organizator Renaud Lavillenie (mistrz olimpijski i rekordzista świata - red.). Moja druga próba na 5,93 m była bardzo dobra, choć poprzeczka trochę się zatrzęsła. Spadłem na nią z góry, ale skok był pozytywny, oby takich więcej.

W Glasgow - podobnie jak w Belgradzie - pojawisz się jako lider światowej listy tyczkarzy. To pomaga czy wręcz przeciwnie?

Mimo wszystko przeszkadza. Ciąży na mnie presja - ze strony dziennikarzy i kibiców, którzy śledzą moją konkurencję. Wszyscy zakładają, że Piotr Lisek ma już złoto w kieszeni. Ale wiemy, że to sport, że nie zawsze musi tak być.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem?

Paweł Wojciechowski. On pokazuje, że jest w formie. Fajnie, że polska lekkoatletyka tyczką stoi. Jest zresztą kilku zawodników, którzy skaczą na wysokim poziomie, choćby Armand Duplantis (aktualny mistrz Europy na stadionie - red.) się budzi.
Lavillenie wystąpi?
Czytałem w jakiejś gazecie, że nie da rady. Rozmawiałem z nim na mityngu, ale wtedy nic nie wiedział. Pewnie poczeka do ostatniej chwili, choć wątpię, żeby ryzykował pogłębienie kontuzji uda na ten jeden start.


We Francji nieudanie atakowałeś 6,03 m. Magiczną granicę sześciu metrów będziesz próbował pokonać w Glasgow?

Problemem jest samo dojście do tej wysokości, po drodze musisz przecież przefrunąć nad 5,70 m, potem 5,80 i 5,90. Oczywiście byłoby super, gdyby udało się tego dokonać na mistrzostwach. Powalczę, spróbuję wykorzystać dobrą formę, ale podchodzę do tego spokojnie.

Jak wyglądały Twoje przygotowania do sezonu?

Ciężka praca w Spale, gdzie przed sezonem halowym zawsze spędzam mnóstwo czasu. Jest tam wszystko, czego potrzebuję. Wcześniej byłem na zgrupowaniu w RPA. Wspólnie z trenerem Marcinem Szczepańskim kroczymy wytyczoną już dawno temu ścieżką. Ona się sprawdza, bo te moje sezony po prostu wychodzą.

Ile planujesz w tym roku startów? W poprzednim uzbierało się ich ponad 20. Sporo.

Nie wiem, czy sporo. Myślę, że optymalnie. A teraz zobaczymy, jak sezon się ułoży. Mistrzostwa świata w Katarze są dosyć późno (28 września - 6 października - red.). Od ustalania grafiku są zresztą trener i menedżer. Jeśli chodzi o mnie, lubię często startować. To nie tylko moja praca, ale i pasja.

Nie odpoczywasz nawet w przerwie między sezonami. Jakie są twoje inne pasje?

Leżenie w łóżku jest po prostu nudne. Uwielbiam wszystkie sporty wodne, na przykład wakeboarding czy windsurfing. Z kolei w Stanach Zjednoczonych próbowałem surfingu, ale to akurat nie wychodziło mi najlepiej. Skoczyłem jeszcze na bungee, choć to była jednorazowa przygoda.


To przez uzależnienie od adrenaliny?

Można tak powiedzieć. Skoki o tyczce nie bez powodu zostały nazwane najniebezpieczniejszą konkurencją w lekkoatletyce. Dlatego później coś się w tej głowie rodzi. Zaczyna brakować tych emocji w wolnym czasie.

Sam powiedziałeś, że bez szaleństwa w oczach nie można skakać wysoko. Myślisz o tym ryzyku?

Staram się być rozsądną osobą w całym tym szaleństwie. Jestem na takim poziomie, że rzadko przydarzają się niebezpieczne wypadki. Oczywiście różne są sytuacje, bo nie wszystko zależy od nas. Z drugiej strony przez to ta konkurencja jest bardziej widowiskowa.

Który moment jest najfajniejszy, najbardziej emocjonujący?

Gdy napinam tyczkę, jak to nazywam - naciągam cięciwę łuku - i wystrzeliwuję jak z procy. To w tym fachu najfajniejsza chwila. Kiedyś mówiłem, że spadanie, ale to zmieniło się wraz z pokonywaną wysokością.

Jakie masz cele na ten sezon?

Wiadomo, że teraz najważniejsze są halowe mistrzostwa Europy. A później, już latem? Trudno powiedzieć. Sezon będzie długi, więc przekonamy się w jego trakcie, co z niego wyniknie. Chciałbym oczywiście walczyć o miejsca na podium w każdych zawodach, ale przede wszystkim liczą się dobre skoki, bo to one sprawiają mi największą frajdę.
Autor: rozmawiał Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama