Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Marcin Lewandowski z brązem. Mistrzostwa świata w lekkoatletyce - Doha 2019. Finał biegu na 1500 m mężczyzn, wyniki

Emil Riisberg

06/10/2019, 16:47 GMT+2

Wierzył w siebie bardzo, choć powtarzał, że na dystansie 1500 m wciąż jest uczniem. Zapowiadał, że w wielkim finale i tak nie zaskoczy go nic, bo przygotował odpowiedź na każdy scenariusz. Okazało się, że Kenijczyk Timothy Cheruiyot był jednak poza zasięgiem. Poprawiając własny rekord kraju Marcin Lewandowski popędził w Dausze po brązowy medal lekkoatletycznych mistrzostw świata.

Foto: Eurosport

Zawsze walczy do upadłego. Taki typ. Przez lata błyszczał na dystansie 800 m, zgarnął w tej specjalności trzy medale mistrzostw Europy, w tym ten najcenniejszy, z sezonu 2010.
Po jego stronie było doświadczenie, to na pewno. Co jeszcze? Szybkość, w tym elemencie rywali przerastał. Gdyby tempo finału nie było mocne, gdyby na ostatnią prostą wpadł na dobrej pozycji, gdyby miał miejsce, by zaatakować...
- Rozkręcam się z biegu na bieg - przekonywał. To ważne, bo w mistrzostwach są trzy starty - eliminacje, półfinał i ten decydujący o miejscach na podium. A Lewandowski jest turniejowcem, w takich warunkach czuje się znakomicie.
Do swoich szans podchodził ze spokojem. - Robię swoje i już. Jeżeli wrócę z medalem - będę przeszczęśliwy. Jeżeli nie - dużo się w moim życiu nie zmieni - opowiadał.

Lewandowski: muszę zrobić swoje

W Katarze najpierw chciał wystartować i na 800, i na 1500 m, porozmawiał jednak ze swoim bratem Tomaszem, który jest także jego trenerem, i wspólnie uznali, że postawią na ten drugi dystans. Bo ciągle uczy się tej konkurencji, bo taka lekcja przyda się przed igrzyskami w Tokio.
Do finału dostał się bez problemów, w półfinałach był nawet najszybszy. - Dodało mi to pewności siebie. Nie boję się niczego, muszę zrobić swoje - oświadczył.

Atak Kenijczyków

A towarzystwo w tej decydującej rozgrywce było wyborne. Pilnować należało każdego, chwila nieuwagi oznaczała porażkę.
Ruszyli. Lewandowski oczywiście z tyłu stawki, trzeci od końca, spokojnie. Niestety, Cheruiyot i jego rodak Ronald Kwemoi oderwali się od innych. I zyskiwali przewagę. Co zrobił Polak? Czekał. Kwemoi szalonego tempa nie wytrzymał, osłabł, zgasł. Cheruiyot nie, jego przewaga była ogromna, dopaść go nie sposób.
Polak walczył z Norwegiem Jakobem Ingebrigtsenem, potem z Algierczykiem Taoufikiem Makhloufim, mistrzem olimpijskim z 2012. Na metę wpadł trzeci. Czas znakomity - 3.31,46, czyli poprawiony własny rekord kraju, który od sierpnia wynosił 3.31,95.
Autor: rk / Źródło: eurosport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama