Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Lekkoatletyka - Johannes Vetter zbliżył się do rekordu świata w rzucie oszczepem Jana Żeleznego

Emil Riisberg

12/09/2020, 10:20 GMT+2

O mój Boże, o mój Boże, o mój Boże - krzyczał do mikrofonu spiker zawodów. Krzyczał też - z radości, uwalniając buzującą w nim energię - Johannes Vetter, przez którego całe to zamieszanie wybuchło. Oszczepem Niemiec rzucił w Chorzowie tak daleko, że postraszył nieco zawodników rywalizujących w innych konkurencjach po drugiej stronie stadionu. Rekordu świata jednak nie pobił. Ten od 1996 r. należy

Foto: Eurosport

Rzut oszczepem, jako konkurencja sportowa, znany jest od czasów antycznych. Wliczano go do pięcioboju - debiutującego w igrzyskach olimpijskich w roku 708 p.n.e. - w skład którego wchodziły także biegi, skok w dal, rzut dyskiem i zapasy.
6 września 2020 roku, Chorzów, Memoriał Kamili Skolimowskiej.
Vetter, 27-letni Niemiec, którego dziadek urodził się właśnie w tym mieście, rozpoczyna trzecią próbę. Rozbieg, czyli szalona przeplatanka, w nienaturalnej pozycji. Potężny wyrzut, za którym trudno nadążyć wzrokiem. Oszczep leci i leci, wije się w powietrzu jak piskorz. Ląduje daleko, hen poza ostatnią wyznaczoną przez sędziów linią, pod przeciwległym końcem murawy.
Vetter, potężny mężczyzna - wzrost prawie 1,90 m, waga przekraczająca 100 kg - krzyczy tak głośno, że słychać go na całym stadionie. Krzyczy też spiker.
97,76 m. Niedowierzanie. Szok. Euforia.

Na tablicy wyników zabrakło miejsca

Tyczkarz Piotr Lisek czekał właśnie na swój kolejny skok. Rozmawiał z trenerem. Oszczep wbił się w pobliżu miejsca, gdzie stali. - Naprawdę blisko nas, jakieś dziesięć metrów - opowiada. - Najpierw pomyślałem, że ktoś go tu położył, bo niby skąd się wziął. A tu spiker podaje, że Niemiec huknął prawie 98 metrów. Następne próby już śledziliśmy, może nie z obawy, że do nas dorzuci, bo to byłoby przegięcie, ale by sprawdzić, czy jeszcze się poprawi. Niesamowity koleś, niesamowity wynik - mówi Lisek, który w światowej czołówce zadomowiony jest od dawna, więc na stadionach widział już wiele.



Ochów i achów - całkiem zasłużonych - nie brakuje, do rekordu świata zabrakło jednak Vetterowi całych 72 cm. Ten najlepszy wynik w historii od 25 maja 1996 roku należy do Jana Żeleznego. Na zawodach w Jenie Czech huknął wtedy oszczepem na odległość 98,48 m. W nagrodę pozwolił sobie na dwa piwa, a wyjeżdżając ogłosił, że złamanie bariery 100 możliwe jest jak najbardziej, dlaczego nie.
12 lat wcześniej Uwe Hohn z NRD stadion - mówiąc wprost - przerzucił. Zmierzono dokładnie 104,80 m. Na to przygotowany nie był nikt. Tablica wyników wyświetliła 04,80 - zabrakło miejsca, technika nie przewidywała takich odległości.
Zareagować należało ze względu na bezpieczeństwo zawodników i sędziów przebywających na murawie, o mrocznych sprawach dopingu nie wspominając. W roku 1986 roku środek ciężkości oszczepu przesunięto zatem do przodu, a rekordy zaczęto mierzyć od nowa.
Tu równych nie ma sobie Żelezny.



Z chirurgiczną precyzją

Honza, czyli Janek, urodził się jako wcześniak. W dzieciństwie miał problemy ze ścięgnami Achillesa, co skończyło się wsadzeniem nóg w gips. - To wtedy nauczyłem się, że w życiu nie ma lekko i nic nie dostaje się za darmo - opowiadał już jako mistrz.
Zabawę w sport zaczynał od gry w hokeja, co w Czechach dziwić nie może, tam hokej kochany jest miłością czystą. Potem przerzucił się na piłkę - nie nożną, a ręczną. Oszczep był na samym końcu. Sięgnął w tej specjalności po trzy złota igrzysk olimpijskich i tyle samo mistrzostw świata. Legenda, ikona, dominator - żadne z określeń przesadą nie będzie.
Dlaczego rekordzistą został właśnie on? Jak to możliwe, że człowiek oszczepem rzucić może blisko 100 m? Tłumaczy Michał Krukowski, były wieloboista i oszczepnik, tata i trener Marcina, aktualnego rekordzisty Polski w tej specjalności - 88,09 m.
- Ta konkurencja polega na tym, by przy bardzo dużej prędkości wszystkie ruchy wykonywać z chirurgiczną precyzją. Przed wyrzutem oszczepu jego grot powinien być na wysokości oka zawodnika. Pomyłka góra-dół o centymetr to wynik o 10 metrów gorszy. Mniej więcej tak to wygląda, w największym skrócie - opowiada.
Techniki optymalnej nie ma. - Każdy musi ją dopasować do siebie, do swoich warunków, tych fizycznych i motorycznych - wyjaśnia Krukowski. - Na pewno nie można powiedzieć, że skoro Żelezny jest rekordzistą, to właśnie on do ideału zbliżył się najbardziej. To normalnie zbudowany facet, bardzo dynamiczny na rzutni, bardzo skoordynowany. Vetter jest zupełnie inny, silny, a do tego imponujący elastycznością przy takiej masie mięśniowej. Jego rzuty to, że tak powiem po niemiecku, meisterstueck.
Tak, majstersztyk.

Siłowo na poziomie kulomiotów

W Chorzowie drugie miejsce, za Vetterem, zajął Marcin Krukowski. - Na własne oczy zobaczyłem, że da się tyle rzucić - twierdzi 28-latek.
Marcin dał mi lekcję, na czym ta jego konkurencja polega. Pokazał, jak bardzo jest zawikłana. Kciuk prawej ręki tu, lewa ręka wyprostowana. Prawa w tył, lewa do przodu. Oszczep płasko przy ciele. Rozbieg? Nie ma co próbować, nogi można połamać w tej przeplatance.
Efekt? 24 metry. Plus minus, na oko.
- Liczy się dynamika, moc, gibkość, a przede wszystkim technika. Wszystko trzeba idealnie połączyć - mówi Marcin.
Z młodszym o rok Vetterem znają się i rywalizują od czasów juniorskich. - Siłowo Johannes prezentuje poziom kulomiotów, czyli dźwiga ciężary dużo większe od oszczepników. Ja na klatkę wyciskam 150 kg, on 240. Jego największym darem jest jednak to, że przy tej straszliwej sile zachowuje niezwykłą elastyczność mięśni. Jeżeli ktoś pobije rekord Żeleznego, to stawiam właśnie na niego - twierdzi Krukowski.

Żelezny miał zostać miotaczem

Te 70 cm z kawałkiem dzielące Niemca od historii to zadanie wciąż ekstremalne. Żelezny dominował i zachwycał tak bardzo - jak świat długi i szeroki - że w roku 1996 dostał zaproszenie na obóz treningowy od bejsbolowej drużyny Atlanta Braves. Sprawdzano, czy poradzi sobie w roli miotacza i już za pierwszy sezon pracy oferowano mu milion dolarów.
Bejsbolistą Czech nie został. - Żeby tam zaistnieć, co najmniej przez rok musiałbym specjalistycznie trenować, zapominając przy tym o rzucie oszczepem. Propozycja przyszła za późno, byłem za stary i nie chciałem ryzykować, tym bardziej że to ryzyko było ogromne. Gdyby się nie udało, być może nie wróciłbym już na szczyt w lekkoatletyce - tłumaczył.
Nie zaryzykował i cztery lata później, w Sydney, zgarnął trzecie olimpijskie złoto.
O wyniku osiągniętym w Chorzowie przez Vettera dowiedział się od znajomych. Pierwsza myśl? Ludzka - rekord cały czas należy do niego. Druga, już na zimno, na spokojnie? - Dzień, w którym go stracę, zbliża się wielkimi krokami. Nie szkodzi, minęło prawie ćwierć wieku, naprawdę dużo. Johannes jest tak silny i szybki, że jak najbardziej może mi go odebrać - stwierdził 54-letni dziś Żelezny.





Autor: Rafał Kazimierczak / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama