Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Jacek Wszoła bez optymizmu. Nie jest dobrej myśli po dramacie w Paryżu

Emil Riisberg

22/11/2015, 10:24 GMT+1

- Sport przyciąga uwagę całego świata, przyciąga też zagrożenia. Te sprzed lat były jednak trochę inne. Na igrzyskach w Monachium terroryści chcieli ujść z życiem, ci z Paryża z góry zakładali, że zginą. Kurde, nie mam na to słów! – mówi w rozmowie ze sport.tvn24.pl Jacek Wszoła, mistrz olimpijski w skoku wzwyż z Montrealu, były rekordzista świata.

Foto: Eurosport

Do Montrealu, w 1976 roku, wybrał się jako 19-latek. I wygrał. Były to pierwsze letnie igrzyska od czasu tych z Monachium, gdzie zamachowcy napadli na izraelskich olimpijczyków.
Rafał Kazimierczak, sport.tvn24.pl: Jak wspominasz igrzyska z Montrealu pod względem bezpieczeństwa? Jak ruch olimpijski i służby odpowiedzialne za bezpieczeństwo zareagowały na dramat z Monachium?
Jacek Wszoła: Na pewno ta impreza nie była tak radosna, jak mogła by być. Nie bójmy się powiedzieć, że to, do czego doszło cztery lata wcześniej w Monachium, było tragedią ogromnych rozmiarów, że kontynuowanie tamtych zawodów w obliczu tego dramatu było co najmniej dwuznaczne.
Jeżeli chodzi o bezpieczeństwo, w Montrealu zastosowano metody restrykcyjne, zarówno dla widzów, jak i zawodników.
Jak to wyglądało?
Bardzo dużo kontroli, dość szczegółowych. Zdarzały się prośby o otwarcie torby z ciuchami, wszystko było rzecz jasna prześwietlane, przechodziliśmy przez bramki, jak na lotnisku. Podejrzenia wzbudzały przedmioty trudne do zidentyfikowania, a takim jest chociażby but lekkoatletyczny. Wiesz, jak wygląda - jakieś metalowe kolce wystają z podeszwy, nie wszyscy wiedzą, do czego tu służy.
Dużo tych kontroli było, w wielu strefach. Przejście ze stadionu treningowego do wioski olimpijskiej trwało bardzo długo, bo po drodze kontrole były trzy. Powtarzano nam, by zawsze mieć zapas czasu, skoro nie wiadomo, ilu ludzi ustawi się w kolejce do bramki.
Jak się okazuje, środków bezpieczeństwa nigdy za wiele.
Mówiłeś kiedyś, obrazowo, że podczas treningów wisiałeś na siatce otaczającej stadion jak małpa, bo twojego ojca, który był też twoim trenerem, nie chciano tam wpuszczać.
Tak było, ale akurat to nie miało nic wspólnego z kwestią bezpieczeństwa. Ojciec nie dostał akredytacji, więc nie mógł wchodzić na stadion treningowy, a komunikować jakoś się musieliśmy. Swoją droga przed wejściem na ten stadion kontrola, rzecz jasna, też była.
Miałeś 19 lat, byłeś bardzo młodym człowiekiem. Bałeś się, pamiętając to, co wydarzyło się w Monachium? Był ten strach gdzieś z tyłu głowy?
Nie, nie myślałem o tym. Były te wszystkie zabezpieczenia, a ja wiedziałem, że są wpisane w świat sportu.
A co się działo w wiosce olimpijskiej? Było tam widać jakichś panów dbających o wasze bezpieczeństwo?
Na pewno ktoś się przechadzał, ale nie pamiętam nikogo w mundurze. Ci panowie nie rzucali się w oczy. W trzech ogromnych budynkach, tak na marginesie zdewastowanych w obecnych czasach przez imigrantów, mieszkało kilkanaście tysięcy osób – zawodnicy, trenerzy, działacze. Ci prominentni działacze nie, bo oni, jak ci dzisiejsi, mieli swoje miejsca w pięciogwiazdkowych hotelach. Stu, dwustu czy nawet pięciuset funkcjonariuszy w cywilu nie było więc widocznych w tym ludzkim morzu.
Pod budynkami mieliśmy cały serwis potrzebny do życia - stołówki, sale, kaplice różnych wyznań. W wiosce był spokój.
Czyli dało się bezpiecznie zrobić imprezę po takim dramacie. Jak teraz, po paryskich zamachach, patrzysz na przyszłoroczne Euro we Francji?
Ja się nie wybieram, ale wybierze się kupa moich znajomych. I powiem ci, bo tego nie ma co ukrywać, że jestem przestraszony sytuacją. Tamte zagrożenia, sprzed lat, były trochę inne.
Też był strach, też lała się krew.
Oczywiście terroryzm miał i ma jeden cel - siać terror, strach, niepewność. To się nie zmieniło. Zmieniły się sposoby walki. Kurde, nie mam na to słów! Tamci terroryści, z 1972 roku, chcieli ujść z życiem, co widać chociażby w filmie "Monachium".
Oglądałem. Wstrząsający.
Tam widać to rozdarcie - atakować zamachowców czy nie atakować. U każdego, kto liczy się z tym, że będzie musiał strzelać do człowieka, jest ta niepewność, to musi być jakoś zakodowane. Widać też, że tamci zamachowcy chcieli ujść z życiem. A dzisiaj terroryści z góry zakładają, że zginą. I maja to, k…, gdzieś! I wcale nie muszą wejść na stadion, żeby rozwalić pięćset czy tysiąc osób. Padały głosy, żeby zrobić strefę bezpieczeństwa dwa kilometry od stadionu. OK, tam będą bramki, przed jedną z nich ustawi się tysiąc osób, a jeden gościu wejdzie w ten tłum i się wysadzi. Tamci strzelali i kombinowali, jak tu spieprzyć, ci nie kombinują.
Zmroziły cię wiadomości, że zamachowcy z Paryża chcieli się dostać na stadion? Idziesz oglądać mecz czy koncert i możesz wylecieć w powietrze!
Dzisiejsza wojna pokazuje jeszcze co innego. Kolesie będą siedzieli na jakimś budynku z lornetkami, wyślą drona i też rozpieprzą tysiąc osób. Moim zdaniem jest się czego bać.
Na pewno pamiętasz Boston, maraton, w czasie którego wybuchła bomba.
No jasne.
Teraz czytam, że świat kolarski boi się o przyszłość Tour de France, a nawet całej dyscypliny, jak bieganie otwartej na kibiców. Sport jest takim widowiskiem, że przyciąga zagrożenia?
Tak jest, sportowe imprezy, te największe, przyciągają uwagę całego świata. Ludzie z całego świata biegają w maratonie bostońskim, startują w Tour de France. Nie ma podziału na kultury. A bomba może sięgnąć każdego - katolika, protestanta czy kwakra. Rozumiesz? Każdego. Taki Tour de France jest świetnym celem.
Brzmi to wszystko źle, a myślałem, że jednak powiesz coś optymistycznego.
Nie chcę, żeby tak brzmiało. Nie chcę mówić, zwłaszcza za pośrednictwem mediów, że jestem przestraszony. Ale nie będę przecież kłamał, tak po prostu myślę.
Powiem ci, że zastanawiałem się nad tym, co powiedział po paryskich zamachach Rokita z Krakowa, Jan Maria. Bardzo ważne słowa. Gdzieś w Bejrucie dzień wcześniej zamachowiec wysadził 47 osób, gdzieś w Afryce za tydzień wysadzi 25. To się dzieje, ludzie giną setkami. Paryż jest stolicą świata, więc medialnie nadano tej tragedii ogromne znaczenie. Reakcje są różne, od strachu po współczucie, z przewagą współczucia i solidarności. A gdzieś, w innym miejscu, dzień czy dwa później, też zginą ludzie. Taki świat.
Autor: Rafał Kazimierczak / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama