Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Eliud Kipchoge obronił tytuł mistrza olimpijskiego w maratonie. Żyje jak święty, mnich - Lekkoatletyka

Emil Riisberg

10/08/2021, 09:29 GMT+2

Zaczęto go nazywać kosmitą, tak wielkie były sukcesy, które zgarniał jeden za drugim. W zakończonych dopiero co igrzyskach olimpijskich tytuł mistrzowski w maratonie Eliud Kipchoge obronił bez trudu. - On żyje prawie jak święty. Dokładnie tak, ma cechy ascetycznego mnicha - mówi Jake Scott, reżyser filmu dokumentalnego o kenijskim biegaczu.

Foto: Eurosport

167 cm, 52 kg - ciało perfekcyjnie zbudowane i przyszykowane do długotrwałego wysiłku.
Wygrywa, kiedy biegaczom dokucza upał. Radzi sobie w deszczu, nie przeszkadza mu wiatr. Kiedy nadlatuje ból, a w maratonie nadlatuje zawsze - Kipchoge zaczyna się uśmiechać. Biegnie i szczerzy zęby. Żelazna psychika, nie sposób go złamać. Nie ma na niego mocnych, rywale wiedzą, że pozostaje im walka o drugie miejsce.
W Sapporo, bo w czasie tokijskich igrzysk maratończycy rywalizowali właśnie tam, 36-letni Kenijczyk dotarł do mety w czasie 2.08,38. Nad srebrnym medalistą, reprezentującym Holandię Abdim Nageeye, przewagi miał 1 minutę i 20 sekund. Tak, aż tyle.

Sypiają w skleconych z desek klitkach

Dom wybudował w Eldoret, mieszka tam z żoną i trójką dzieci. Dużo czasu spędza wyżej, wśród wzgórz, w herbacianym regionie Nandi Hills na wysokości 2000 m n.p.m., z innymi biegaczami.
Obozy powstają na pustkowiach, poza granicami wiosek, z dala od codzienności. Ma być cisza i spokój. Sypiają w skleconych z desek klitkach albo walących się domach. Proste, surowe warunki. Tak trenują nawet najwięksi mistrzowie. Kipchoge też.
Starsi pomagają młodszym, doświadczeni niedoświadczonym. Sami gotują, sami piorą. Jeden kroi warzywa, drugi przyrządza ugali, czyli gęstą, kukurydzianą owsiankę, bogatą w węglowodany, ubogą w tłuszcze. Każdy przynosi z domu, co może. Warzywa. Owoce. Ryż. Kaszę. Mleko.
Biegaczem w Kenii chce być każdy, jak w Brazylii piłkarzem.
Odwiedzili go tam filmowcy pracujący nad dokumentem "Kipchoge: The Last Milestone", pokazującym kulisy jego walki o uporanie się w maratonie z barierą 2 godzin w roku 2019 w Wiedniu.
- Eliud żyje prawie jak święty człowiek. Dokładnie tak, ma cechy ascetycznego mnicha - mówi w rozmowie z CNN Sport Scott. - W Eldoret i okolicach przekonaliśmy się, że w podobny sposób żyje wielu znanych zawodników.

Zaczytuje się w filozofach, tych z epoki Arystotelesa

Kipchoge, najznakomitszy z nich, małomówny jest bardzo. Zaczytuje się w filozofach, tych z epoki Arystotelesa. Czyta i robi notatki z myśli, które są dla niego ważne. - Bieganie nie ma nic wspólnego z nogami. To serce i umysł - powtarza.
- W czasie takiego obozu zawodników absolutnie nic nie rozprasza, nie mają żadnych rozrywek. Tylko trening, pokonywanie 100 mil tygodniowo (ok. 160 km - red.). I odpoczynek, sen - nawet 15 godzin na dobę - opowiada Scott.
12 października roku 2019 Kenijczyk trafił do historii, w biegu, który ukazuje "Kipchoge: The Last Milestone". Jako pierwszy człowiek złamał w maratonie granicę 2 godzin, wpadając w Wiedniu na metę w czasie 1.59,40. Prawda, sztucznie stworzono mu idealne warunki - miał do pomocy i 41 tzw. zająców, wymieniających się, odpowiedzialnych za narzucanie idealnego tempa, i jadący przed nim samochód, z którego cały czas informowano, jakie ma międzyczasy.
Wszystko prawda, ale granicę 2 godzin złamał i już. Pokazał, że niemożliwe nie istnieje.
To rekord świata, ale nieoficjalny, bo nieuznany przez światową federację lekkoatletyczną World Athletics (dawniej IAAF). Ten oficjalny wynosi 2.01,39, we wrześniu 2018 ustanowił go w Berlinie - tak, któż by inny - Kipchoge.
Autor: rk / Źródło: cnn.com, eurosport.com
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama