Legia Warszawa mistrzem Polski w koszykówce mężczyzn po 56 latach. W decydującym meczu pokonali w Lublinie Start.

Rywalizacja Startu Lublin z Legią Warszawa w finale polskiej ekstraklasy koszykarskiej 2024/25 trzymała w niesamowitym napięciu niemal do ostatniej syreny. Po sześciu rozegranych meczach obie ekipy miały wyrównane szanse na zdobycie tytułu. W decydującym siódmym spotkaniu rozegranym w lubelskiej hali Globus górą byli jednak legioniści, triumfując 92:82.

Legia Warszawa - PGE Start Lublin w finale Orlen Basket Ligi

Źródło wideo: Eurosport

Był to ósmy przypadek w historii polskiej ekstraklasy, gdy siódme starcie finałowe wyłoniło mistrza kraju. Lublinianie grali o swoje pierwsze złoto. Natomiast Legia siedmiokrotnie zdobywała już to trofeum, ale w bardzo odległych czasach. Ostatni tytuł wywalczyła przed 56 laty.
Gospodarze decydującego meczu liczyli na to, że przewagę zapewni im własna hala. W piątym spotkaniu finałowym, które również odbyło się w Lublinie, miejscowy zespół zdominował legionistów, prowadząc nawet różnicą ponad 20 punktów i zwyciężając ostatecznie 97:82.
- Zagramy przed własną publicznością i musimy to wykorzystać. Mamy moc we własnej hali i jest to jakiś handicap - podkreślał przed siódmym starciem prezes PGE Startu Lublin Arkadiusz Pelczar.

Start od początku gonił wynik

Gospodarze rozpoczęli niedzielną potyczkę od serii nieudanych akcji w ofensywie, dając się zatrzymać w strefie podkoszowej i pudłując kilka prób z półdystansu oraz dystansu. Skutecznością w początkowych minutach nie imponowali jednak również gracze z Warszawy. Wynik otworzył Mate Vucić, ale już w 2. minucie gra musiała zostać przerwana na dłuższą chwilę, gdy kibice Legii obrzucili parkiet serpentynami.
Po posprzątaniu placu gry stołeczna ekipa szybko odskoczyła na siedem punktów różnicy (10:3), kiedy akcją 2+1 popisał się Andrzej Pluta. Tuż za półmetkiem premierowej kwarty przewaga gości urosła nawet do dziesięciu oczek.
Niemoc Startu przerwał wówczas Manu Lecomte, który celnymi rzutami z półdystansu i za trzy bez odpowiedzi zniwelował połowę strat. Chwilę później zaliczył jeszcze asystę przy wjeździe pod kosz Filipa Puta i z prowadzenia Legii zostały zaledwie trzy oczka.
Ostatecznie pierwsza część spotkania zakończyła się wynikiem 23:18 dla gości. Lublinianie wykorzystali w niej zaledwie 6 z 20 prób z gry. Po stronie stołecznej drużyny skuteczność przekraczała 50 procent, a szczególnie pod tym względem imponował Kameron McGusty, który już na tym etapie miał na koncie 10 pkt.
W drugiej kwarcie legionistom wystarczyły trzy minuty, by ponownie odskoczyć na dziesięć oczek za sprawą celnych "trójek" Pluty i Mcgusty'ego oraz trzypunktowej akcji Vucicia z faulem.
Lublinianie wprawdzie podnosili swoją skuteczność i nie pozwalali rywalom na zbudowanie jeszcze większej różnicy, ale brakowało im podobnej płynności w ataku. Często musieli zdawać się na indywidualne rozwiązania. Mieli jednak w swoich szeregach Lecomte'a, który rozgrywał kapitalny mecz. Nie tylko rzadko pudłował, ale i napędzał ofensywę zespołu. To głównie dzięki niemu do przerwy losy mistrzostwa nadal były sprawą całkowicie otwartą.
Belg zakończył pierwszą połowę z dorobkiem 17 pkt (5/7 z gry, 5/5 z osobistych), a do tego zanotował cztery asysty. W zespole Legii o jedno oczko mniej miał McGusty (6/9 z gry), a 10 pkt i 7 zbiórek do przerwy uzbierał Vucić. Warszawska drużyna utrzymała pięciopunktową przewagę (42:37).
picture

McGusty to lider Legii

Foto: Polska Agencja Prasowa

Tuż po zmianie stron prawdziwą euforię na trybunach wywołał Courtney Ramey, który już w pierwszej minucie trafił za trzy i wykorzystał dwa osobiste, doprowadzając do pierwszego remisu od stanu 0:0. Legioniści zrewanżowali się jednak serią dziewięciu punktów bez odpowiedzi, odzyskując kontrolę na parkiecie.
Głównym problemem gości był szybko przekroczony limit fauli, który pomagał lublinianom utrzymywać się w grze. 2,5 minuty przed końcem trzeciej kwarty po dwóch kolejnych trafieniach Ramey'ego z linii gospodarze zbliżyli się już na trzy oczka (57:60). Po chwili byli jeszcze bliżej, gdy "trójką" popisał się Tyran de Lattibeaudiere (60:62). Ostatecznie przed decydującą odsłoną finalistów dzieliło jedno posiadanie. Start przegrywał zaledwie trzema punktami.

Mcgusty zrobił różnicę

Koszykarze z Warszawy kilkukrotnie odskakiwali na większą różnicę w czwartej kwarcie, m.in. po niezwykle efektownych akcjach Mcgusty'ego. Najczęściej odpowiadał jednak Lecomte i niespełna pięć minut przed końcem Legia prowadziła tylko jednym oczkiem. Przyjezdni musieli prosić o przerwę na żądanie, ale krótko po niej był już remis 77:77. Poprawił jeszcze Ramey wjazdem pod kosz i Start po raz pierwszy tego dnia wyszedł na prowadzenie.
Lublinianie nacieszyli się nim ledwie kilkanaście sekund, gdyż błyskawicznie akcją 2+1 odpowiedział McGusty, a następnie błysnął jeszcze celną "trójką" również z faulem niespełna dwie minuty przed końcową syreną. Nadzieje gospodarzy ostatecznie zgasił Ojars Silins również trafieniem z dystansu, po którym Legia miała aż osiem punktów przewagi. Miejscowi nie mieli już czasu na odrobienie takiej różnicy.
Niekwestionowanym bohaterem siódmego meczu był McGusty, który zakończył tę potyczkę z dorobkiem 30 pkt (11/16 z gry), zasłużenie odbierając nagrodę dla MVP finałów, podobnie jak w było w fazie zasadniczej. Fantastyczne zawody zaliczył również Vucić - 22 pkt (10/13 z gry) i 10 zbiórek. W zespole z Lublina 25 oczek zanotował Lecomte, a Ramey 23.
picture

Legia mistrzem Polski

Foto: Newspix

PGE Start Lublin – Legia Warszawa 82:92 (18:23, 19:19, 24:22, 21:28)

Stan rywalizacji: 3-4
(jac)
dołącz do Ponad 3 milionów użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi wiadomościami, wynikami i wydarzeniami na żywo
Pobierz
Udostępnij
Reklama
Reklama