Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

NBA. Kobe Bryant zginął w katastrofie helikoptera. Był legendą Los Angeles Lakers - sylwetka słynnego koszykarza

Emil Riisberg

26/01/2020, 22:07 GMT+1

Sportowiec, biznesmen, scenarzysta. MVP, mistrz, laureat Oscara. Wszystko, czego dotknął, zamieniał w złoto. Prawie dosłownie. Odeszła legenda, nie tylko koszykówki. Kobe Bryant.

Foto: Eurosport

undefined, 65 km na północny zachód od Los Angeles. Miał 41 lat.
Nie minęły cztery lata, odkąd zakończył karierę. Koszykarską. To było w kwietniu 2016 roku. Ale to był tylko przystanek. Kobe od lat przygotowywał się na ten moment. Miał plan i wiedział, że podobnie jak w baskecie, tak w innych dziedzinach życia, nie tylko sobie poradzi, ale dojdzie na szczyt.

Jak nie sportowiec

W wydanej w 2016 roku biografii Roland Lazenby przytacza słowa Bryanta z "New Yorkera": - Wyzwanie też się zmieni. Teraz będę musiał zrobić coś, czego - zdaniem większości ludzi - sportowcy nie są w stanie zrobić. Czyli zakończyć karierę i być świetnym w czymś innym. Giorgio Armani założył swoją firmę w wieku 40 lat. 40 lat! Czeka mnie jeszcze wspaniałe życie.

"Potem ujawnił, że jego wielki pomysł polega na zbudowaniu własnej marki, co przecież próbował robić przez całą swoją karierę, od czasu, kiedy Adidas podpisał z nim kontrakt, gdy był jeszcze nastolatkiem. Nie było wątpliwości, że ma wiele do zaoferowania, że długo jeszcze pożyje i można było mieć nadzieję, że będzie miał za co swój brand promować" - to już komentarz Lazenby'ego. Napisany w czasie przeszłym - teraz brzmi wyjątkowo złowieszczo.

"To surrealistyczne"

Niecałe dwa lata po odejściu z NBA Kobe Bryant otrzymał Oscara - za "Dear Basketball", który według Akademii był najlepszą krótkometrażową animacją. Nawet dwóch lat nie zajęło mu wdrapanie się na filmowy szczyt. Innych szczytów niestety już nie zdobędzie.

A szkoda, bo głowę miał pełną pomysłów. Podobno chciał stworzyć świat na miarę Star Wars lub Harry'ego Pottera. Tak jak w koszykówce mierzył się z legendą Michaela Jordana i jego chciał prześcignąć, tak w pisarstwie miał zamiar być lepszym od J.K. Rowling. Jordana nieraz pytał o rady, tak jak później Rowling.

- To surrealistyczne. Nie ma sensu, ale świat czasem stawia przed tobą różne rzeczy - to wypowiedź LeBrona Jamesa z wczoraj, po tym, jak wyprzedził Bryanta na liście najlepiej punktujących w historii NBA. Dziś podobne myśli przychodzą do głowy wielu kibicom Kobego. Niedowierzaniu towarzyszy jednak ogromny smutek.

Tak samo będzie jutro, pojutrze. Z tak nagłą stratą trudno się pogodzić.

Ostatni mecz

W myślach i w sercu Kobe będzie taki, jak podczas ostatniego meczu, gdy 13 kwietnia 2016 roku grał przed swoją publicznością w Los Angeles. W końcu w Kalifornii spędził całą karierę - 20 lat - i chciał pożegnać się z fanami w najlepszy możliwy sposób.

- Dajcie z siebie wszystko - tylko tyle miał do powiedzenia swoim kolegom z drużyny przed meczem.

Obolały, momentami ledwo trzymający się na nogach - tak wyglądały ostatnie sezony Bryanta w NBA. Kontuzje i lata gry na najwyższym poziomie odcisnęły na nim wyraźne piętno. Ale na tą jedną noc, jeden show, Kobe zebrał siły. Oddał 50 rzutów, trafił 22, a spotkanie skończył z 60 punktami. Wygrał.

Nikt w tym wieku nie dokonał czegoś podobnego. Najstarszym zawodnikiem, który zdobył tyle punktów, był Wilt Chamberlain, ale to było jeszcze w epoce koszykarskich dinozaurów.

- Lepszego zakończenia nie można napisać - powiedział po spotkaniu zebranym w LA fanom.

Kobe z uniesioną ręką w górze. Kobe zwycięzca. Tak go zapamiętamy.

"Mamba out".
picture

Foto: Eurosport

Autor: Krzysztof Krzykowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama