Marcin Gortat kończy karierę
16/02/2020, 13:50 GMT+1
Pewny siebie. Pracowity. Ambitny do szaleństwa. Marcin Gortat w koszykówkę grać zaczął bardzo późno, a w NBA - czyli najlepszej ligi świata - zadomowił się na długich 12 sezonów. 15 lutego, dwa dni przez 36. urodzinami, oficjalnie ogłosił, że czas najwyższy na sportową emeryturę.
Albo NBA, albo emerytura. Wybór był prosty, na uganianie się za piłką gdzie indziej Gortat nie miał ochoty. Szkoda zdrowia.
- Dziękuję kibicom za to, że wspierali mnie przez te wszystkie lata - oświadczył.
Wirtuozem nie był, na to, co osiągnął, zasuwać musiał na całego. - Dbam o każdą cząsteczkę mojego ciała, które musi mi służyć jak najdłużej - mówił w roku 2009, kiedy w Orlando Magic był zmiennikiem Dwighta Howarda. - W NBA łatwo nie załamać, a złamać człowieka. Każdy wie, że drugiej szansy nie dostanie. Na szczęście psychikę mam mocną, daję sobie radę.
- Dziękuję kibicom za to, że wspierali mnie przez te wszystkie lata - oświadczył.
Wirtuozem nie był, na to, co osiągnął, zasuwać musiał na całego. - Dbam o każdą cząsteczkę mojego ciała, które musi mi służyć jak najdłużej - mówił w roku 2009, kiedy w Orlando Magic był zmiennikiem Dwighta Howarda. - W NBA łatwo nie załamać, a złamać człowieka. Każdy wie, że drugiej szansy nie dostanie. Na szczęście psychikę mam mocną, daję sobie radę.
Najwięcej wymagał od siebie. Jeżeli nie był z siebie zadowolony, jeżeli w meczu coś zawalił, trenował potem tak długo, aż padał ze zmęczenia. Taki typ.
Gortat trafił na Obradovicia
Dorastał na łódzkich Bałutach. Mieszkał tam z mamą, panią Alicją - kiedyś siatkarką reprezentacji Polski - i bratem. Tata, pan Janusz, były znakomity pięściarz, był w Warszawie, ale o syna dbał. Marcin na sercu ma wytatuowanego ojca - w rękawicach bokserskich i z napisami "Monachium 1972" i "Montreal 1976”, gdzie Gortat senior zdobywał olimpijskie brązy.
W pierwszej klasie wzrostem dorównywał szóstoklasistom. Chudziutki był. Szczypiorek. Trochę próbował skakać wzwyż, bardziej poważnie traktował piłkę nożną. W końcu nauczyciel wychowania fizycznego z technikum wmówił mu, że powinien zająć się koszykówką, chociaż spróbować, bo to sport jak znalazł dla niego.
Spróbował, dlaczego nie. Miał blisko 18 lat - bardzo późno na naukę nowej dyscypliny.
Talentu na pewno mu nie brakowało, skoro z ŁKS-u szybko przeniósł się do ekipy RheinEnergie Kolonia, co było krokiem decydującym. Trafił tam na serbskiego szkoleniowca, byłego znakomitego gracza - Saszę Obradovicia. Bez Obradovicia, nazywanego przez Gortata mentorem - nic by z tego NBA nie było.
To pod opieką Serba rozwinął się na tyle, że w drafcie 2005 z numerem 57 w drugiej rundzie wybrany został przez Phoenix Suns. Na wielki dzień musiał jeszcze poczekać - W Niemczech grał i uczył się koszykówki przez dwa następne sezony.
Spróbował, dlaczego nie. Miał blisko 18 lat - bardzo późno na naukę nowej dyscypliny.
Talentu na pewno mu nie brakowało, skoro z ŁKS-u szybko przeniósł się do ekipy RheinEnergie Kolonia, co było krokiem decydującym. Trafił tam na serbskiego szkoleniowca, byłego znakomitego gracza - Saszę Obradovicia. Bez Obradovicia, nazywanego przez Gortata mentorem - nic by z tego NBA nie było.
To pod opieką Serba rozwinął się na tyle, że w drafcie 2005 z numerem 57 w drugiej rundzie wybrany został przez Phoenix Suns. Na wielki dzień musiał jeszcze poczekać - W Niemczech grał i uczył się koszykówki przez dwa następne sezony.
W NBA zadebiutował 1 marca 2008, w barwach Orlando Magic, bo Suns po drafcie szybko go tam oddali. Stało się, został trzecim Polakiem w historii - po Cezarym Trybańskim i Macieju Lampe - którzy mieli zaszczyt i przyjemność w tej lidze występować. To z Magic dostał się do wielkiego finału, przegranego w roku 2009 z Los Angeles Lakers 1-4.
Z ferrari nie był zadowolony
Z Orlando przeniósł się do Phoenix Suns. Stamtąd do Washington Wizards. Na koniec do Los Angeles Clippers. Ci ostatni zwolnili go w lutym 2019. Długich 12 sezonów. Został bogaczem, w NBA zarobił 95 mln dolarów, co - w przeliczeniu na złotówki - daje blisko 400 mln. Stać go na wszystko.
- Każdy zawodowy sportowiec myśli przede wszystkim o pieniądzach. W mediach zawodnik może pięknie opowiadać, jak bardzo marzy o tytułach, ale to pieniądze są najważniejsze. Taka jest prawda - opowiadał.
Po pierwszej wypłacie nie zaszalał, sprawił sobie telefon i akwarium. Ferrari sprezentował sobie znacznie później, ale zadowolony nie był. - Trudno się tam zmieścić, sprzedałem je po kilku miesiącach - wyjaśnił.
Polskę reprezentował w latach 2004-2015, uczestniczył w trzech Eurobasketach - 2009, 2013, 2015.
Szybko, bo już w roku 2009, postanowił, że będzie pomagać potrzebującym. Założył fundację MG13 - nazwa pochodzi od inicjałów i numeru, z którym występował przez większość kariery w NBA. Cel, w największym skrócie - wspieranie młodych ludzi w realizacji marzeń sportowych. - Myślałem o tych wszystkich znanych graczach, z nazwiskami i pieniędzmi. Im też ktoś pomagał kiedyś wejść na szczyt tłumaczył.
Szybko, bo już w roku 2009, postanowił, że będzie pomagać potrzebującym. Założył fundację MG13 - nazwa pochodzi od inicjałów i numeru, z którym występował przez większość kariery w NBA. Cel, w największym skrócie - wspieranie młodych ludzi w realizacji marzeń sportowych. - Myślałem o tych wszystkich znanych graczach, z nazwiskami i pieniędzmi. Im też ktoś pomagał kiedyś wejść na szczyt tłumaczył.
To rozwojowi fundacji i działalności biznesowej zamierza poświęcić się na emeryturze. Przechodzi na nią spełniony. - Jestem dumny z tego, co osiągnąłem. Jestem dumny, że byłem w tej lidze tak długo i przetrwałem - zapewnił.
Autor: rk/TG / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama