Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Marcin Balcerowski, ojciec Aleksandra, walczy w ME w koszykówce na wózkach

Emil Riisberg

03/09/2019, 09:40 GMT+2

Syn przeżywający wielkie chwile na koszykarskim mundialu w Chinach i ojciec pudłujący w ostatnich sekundach meczu mistrzostw Europy w rywalizacji na wózkach - dla rodziny Balcerowskich to był szalony poniedziałek.

Foto: Eurosport

Było lato 1998 roku, kiedy życie Marcina Balcerowskiego zmieniło się raz na zawsze. 21-letni wówczas koszykarz pierwszoligowej Gwardii Wrocław uczestniczył w wypadku samochodowym. Auto, którym podróżował na fotelu pasażera, dachowało w okolicach podwrocławskiego Mietkowa. Diagnoza była druzgocąca - przerwany rdzeń kręgowy. Zawodnik został skazany na wózek inwalidzki, a o karierze koszykarskiej mógł zapomnieć. Tak się przynajmniej wydawało.
- To był koniec mojego dotychczasowego świata, ale tragedii nie rozpamiętywałem długo - mówił o wypadku w rozmowie w "Super Expressem". Ukochanego sportu nie rzucił, zamienił tradycyjną odmianę koszykówki na tę na wózkach i od dwóch dekad pisze swoją piękną historię.

Feralne pudło

Przez lata grał w zawodowych ligach w Hiszpanii, Włoszech i Niemczech. Sięgnął po cztery Puchary Europy. W reprezentacji Polski jest człowiekiem instytucją. Z orzełkiem na piersi wystąpił ponad grubo 300 razy, w tym kilka na igrzyskach paraolimpijskich w Londynie.
Dziś Balcerowski ma 42 lata, ale wciąż marzy. O Tokio i kolejnych występach na najważniejszej imprezie czterolecia. Droga do Japonii wiedzie przez trwające obecnie w Wałbrzychu oraz w Świebodzicach mistrzostwa Europy, ale w niej Polacy z Balcerowskim na czele nie radzą sobie najlepiej. Zaczęli od rozbicia Szwajcarii (79:53), a później przyszły porażki z Niemcami (71:79) i szczególnie bolesna przegrana z Włochami (68:70). Tej ostatniej mogłoby nie być, bo na kilkanaście sekund przed końcem Polacy przejęli piłkę i na remis rzucał właśnie Balcerowski. Nie trafił. Feralne pudło, lider kadry mógł sobie pluć w brodę.

Wielki dzień Aleksandra

Ale ten dzień, poniedziałek 2 września, i tak zapisze się w historii polskiej koszykówki i rodziny Balcerowskich. Kilka godzin przed pechowym rzutem, po drugiej stronie globu, w wypełnionej po brzegi hali w Pekinie, wielkie chwile przeżywał mierzący 217 cm młokos - syn Marcina, Aleksander. 18-latek na co dzień gra w ekipie CB Gran Canaria w najlepszej lidze Europy, a więc hiszpańskiej ACB. Teraz robi furorę i do pierwszej reprezentacji wparował razem z drzwiami.
Kadra, która po 52 latach wreszcie gra na mundialu, ogrywając gospodarzy Chińczyków (79:76) wdarła się do najlepszej szesnastki mistrzostw świata. Sam urodzony w listopadzie 2000 roku Balcerowski junior zaliczał kapitalne zmiany. Siał popłoch pod tablicami, a ważnym momencie trafił nawet trójkę.
217 cm wzrostu to w koszykówce zarówno błogosławieństwo, jak i przekleństwo. Tak wysocy gracze często nie dysponują rzutem z dystansu, mają problemy z koordynacją, ale to Aleksandra nie dotyczy. On ma po prostu wszystko, by w przyszłości spełnić marzenie i zagrać w NBA. Marzenie nie tylko swoje, ale z pewnością też taty i mamy Sylwii, która w koszykówkę grała w AZS-ie Lublin.
Autor: pqv / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama