Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Rower Justyny Kaczkowskiej złamany w pół. "Uratowało mnie, że byłam na końcu"

Emil Riisberg

28/02/2019, 16:48 GMT+1

Wyglądało to groźnie. Pędzące kolarki wpadały na siebie jedna za drugą. W kraksie na torze w Pruszkowie brała udział między innymi Justyna Kaczkowska. - Nie dało się nic zrobić, po prostu efekt domina. Uratowało mnie to, że byłam na końcu całego zamieszania i nie uderzyłam o tor, a wpadłam na inne rowery. W ten sposób zamortyzowałam swój upadek - komentuje w rozmowie z eurosport.pl polska

Foto: Eurosport

W środowy wieczór trwał wyścig mistrzostw świata scratchu kobiet (proste zasady: 40 okrążeń, kto pierwszy, ten lepszy). Na dwie rundy przed końcem przewróciła się jadąca w środku stawki Dunka Amalie Dideriksen. Za nią upadły kolejne zawodniczki, łącznie 10 z 23. Wśród nich była Kaczkowska.
Zawody - mimo chaosu na torze - kontynuowano. Kto miał szczęście, dojechał do mety. Zwyciężyła Brytyjka Elinor Barker, która wyprzedziła drugą Holenderkę Kirsten Wild oraz trzecią Jolien D'Hoore z Belgii.

"Efekt domina"

Na szczęście żadna z poszkodowanych kolarek nie odniosła poważnej kontuzji.

- Do teraz nie wiem, jak doszło do kraksy. Dopiero na telewizyjnych powtórkach ją obejrzałam. Rzadko się zdarza, żeby aż tyle zawodniczek upadło w tej samej chwili. Wszystko działo się na bardzo dużych prędkościach, bo zbliżał się finisz. Nie dało się nic zrobić, po prostu efekt domina. Uratowało mnie to, że byłam na końcu całego zamieszania i nie uderzyłam o tor, a wpadłam na inne rowery. W ten sposób zamortyzowałam swój upadek. Wyglądało to groźnie, ale - poza stłuczeniami - nie odniosłam poważnych obrażeń - komentuje w rozmowie z eurosport.pl Kaczkowska.

I tłumaczy: - Gdy kraksy dzieją się przy dużej prędkości, to mimo wszystko są bezpieczniejsze. Przy około 60 km/h, jak wtedy jechałyśmy, upadek "rozkłada się", sunie się po powierzchni. Paradoksalnie częściej dochodzi do złamań przy mniejszych prędkościach, więc ma to znaczenie.
Polka później opublikowała w mediach społecznościowych zdjęcie roztrzaskanego na dwie części roweru.

- Siodełko, koło, pedały. Cały rower został zniszczony. Na szczęście dostałam już zapasowy. Na nowym sprzęcie nie odczuwam żadnej różnicy. W swojej karierze mało kraks zaliczyłam. Ta oczywiście była największa. Upadki częściej zdarzają się w konkurencjach sprinterskich - dodaje pięciokrotna medalistka mistrzostw Europy.

Ostatni start

21-letnia Kaczkowska żałuje straconej szansy. - Dobrze się czułam, wszystko miałam pod kontrolą. Nie wiadomo, jak by się to potoczyło. Do końca pozostawały przecież dwa okrążenia. Liczyłam na wysoką lokatę, ale takie sytuacje, niestety, też są wpisane w tę dyscyplinę.
W sobotę czeka ją jeszcze start w wyścigu indywidualnym na dochodzenie na 3 km (zawodniczki startują po przeciwległych stronach toru i starają się dogonić rywalkę, jeśli się nie uda, o zwycięstwie decyduje czas przejechania całego dystansu).
- To będzie trudny bieg. Obrażenia ze środy będą wychodzić. Pewnie będę obolała, ale muszę walczyć. Dam radę, jestem przecież w dobrej formie - zapewnia.
Mistrzostwa świata w kolarstwie torowym w Pruszkowie potrwają do 3 marca. Transmisje z zawodów na antenach Eurosportu.
Autor: Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama