Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Mark Cavendish mówi o wypadku w Gandawie. Chciał chronić swoją rodzinę - kolarstwo

Emil Riisberg

30/11/2021, 07:02 GMT+1

Kilka dni po groźnie wyglądającym wypadku na welodromie w Gandawie Mark Cavendish opuścił szpitalny oddział intensywnej terapii. W obszernej rozmowie z brytyjskim dziennikiem "The Sun" kolarz opowiedział o tym, co się wydarzyło przed tygodniem i dlaczego tuż po upadku mimo wielkiego bólu nie chciał zostać zabrany z toru przez zespół ratowniczy.

Mark Cavendish

Foto: Eurosport

Niedziela 22 listopada nie należała do najszczęśliwszych dni Cavendisha. Podczas rozgrywanych na torze w Gandawie zawodów z cyklu "Six Days" jeden z kolarzy gwałtownie zmienił tor jazdy, prawdopodobnie poślizgnąwszy się na rozlanej na torze wodzie. Podciął kolejnego zawodnika, na którego wpadł Cavendish. Upadając uderzył ciałem w kierownicę roweru.
- Od razu wiedziałem, że wyrządziłem sobie jakąś szkodę i że jestem w złym stanie. To mnie przerażało - przyznał Brytyjczyk.
Telewizyjne kamery i publiczność zgromadzona na welodromie zobaczyły jednak kolarza, który wstał, pomachał do widowni i próbując się uśmiechać o własnych siłach opuścił tor. Dopiero później został na noszach zabrany do karetki i przewieziony do szpitala.

Nie chciał niepokoić rodziny

Jak się później okazało, przypuszczenia zawodnika o poważnym urazie były uzasadnione. Badania wykazały złamanie dwóch żeber i przebite płuco. Skąd zatem ten upór, by zejść z toru na własnych nogach?
- Były tam moje dzieci. Musiałem wstać, żeby wiedziały, że wszystko jest w porządku. To było instynktowne - powiedział 36-letni kolarz, którego występom często towarzyszy żona i czworo dzieci.
Pochodzący z Wyspy Man zawodnik najczęściej kojarzony jest ze sprinterskimi finiszami podczas wyścigów szosowych. W mijającym roku zdołał wyrównać należący od ponad 40 lat do Eddy'ego Merckxa rekord 34 etapowych triumfów w Tour de France. Jego kariera jest jednak nierozerwalnie związana również z kolarstwem torowym, w którym wywalczył trzy tytuły mistrza świata (wszystkie w madisonie) oraz srebrny medal igrzysk olimpijskich w Rio w konkurencji omnium.

Dług wdzięczności

Trwająca niemal cały rok aktywność Cavendisha sprawia, że stara się on do minimum ograniczyć rozłąkę z rodziną.
- Moja rodzina zbyt długo była na zapleczu mojej kariery, więc przede wszystkim robię to, co dla niej najlepsze - mówi dziś utytułowany kolarz. I zapewnia, że to właśnie wsparciu rodziny zawdzięcza powrót do znakomitej formy po długim kryzysie.
Cavendish bowiem przez kilka lat zmagał się z poważnymi problemami ze zdrowiem, spowodowanymi przez wirus Epsteina-Barr. Wywołanym przez chorobę dolegliwościom fizycznym i chronicznemu zmęczeniu towarzyszyła głęboka depresja, z której udało mu się wyjść między innymi dzięki wsparciu żony Pety.
- Pecie i dzieciom było wyjątkowo ciężko, ale wtedy o tym nie wiedziałem i nie miało to dla mnie znaczenia. To wszystko bardzo ciążyło naszej rodzinie i niestety nadal zmagamy się z konsekwencjami. Ale to siła Pety pomogła mi przez to przejść - zapewnia.
Mark Cavendish z córką Delilah Grace
- Depresja zmienia twoje życie. Już nigdy nie będziesz taki sam. Ale możesz iść do przodu, radzić sobie z różnymi sprawami, zmieniać je na pozytywne. I w tym roku wszystko poszło dobrze - wspomina udany powrót do rywalizacji.
Cavendish mijający rok określił jako "bajkę". Jej finałem miał być właśnie występ w "sześciodniówce" w Gandawie, na krótszym, bo zaledwie 166-metrowym torze, o wyjątkowo stromych ścianach.
W "bajce" zabrakło tylko szczęśliwego zakończenia.
Autor: macz/TG / Źródło: eurosport.pl, thesun.co.uk
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama