Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Dominika Stelmach, globalna zwyciężczyni Wings For Life World Run 2024, w rozmowie z Eurosport.pl

Rafal Kazimierczak

Akt. 10/05/2024, 10:32 GMT+2

Kobieta z żelaza. Ultramaratonka. Mama dwóch synów. Trzy fakultety, czwartego dziewięć semestrów. - Biegałam, zajmowałam się dziećmi, pracowałam, biegałam i tak w kółko. Karkołomne to było, prawie nie spałam - mówi Dominika Stelmach, rocznik 1982, globalna zwyciężczyni Wings For Life World Run 2024.

Dominika Stelmach najlepszą kobietą w Wings for Life Run w Poznaniu

5 maja 2024, Poznań.
O 16.33 Stelmach ma za sobą 53 km, po chwili zostaje jedyną kobietą na trasie. Ostatecznie przebiega równe 55 km. - Wszystko poszło pod linijkę, choć warunki nie sprzyjały. Było bardzo duszno, zwłaszcza na początku, a potem dosyć mocno wiało - opowiada na gorąco.
Zasady Wings for Life
Triumfuje w tych zawodach po raz dziewiąty (na 11 edycji), powtarzając wyczyn z roku 2017, kiedy też - jak teraz - została zwyciężczynią globalną (wtedy rewelacyjne 68,21 km). Globalną, bo biegi odbywają się na całym świecie, te masowe, zorganizowane i te indywidualne, w aplikacji mobilnej.
picture

Dominika Stelmach po Wings for Life Run w Poznaniu

Kolejne wyzwania już czekają, teraz pora na rozprawienie się z rekordem swiata na 100 km.

"Na pewnym etapie życia było to konieczne"

Rafał Kazimierczak: Pozwolisz, że zacznę nie od sportu, a od nauki. Historia i Europeistyka na Uniwersytecie Łódzkim, Marketing na SGH - imponujące.
Dominika Stelmach: - Ja zawsze robię dziesięć rzeczy jednocześnie, zawsze tak było. Historia stąd, że uwielbiam czytać, fascynowały mnie historyczne opowieści i mechanizmy rządzące światem. Uwielbiałam i uwielbiam absolutyzm oświecony, ostatecznie zajęłam się jednak XX wiekiem. Chciałam czegoś jeszcze, stąd Europeistyka. A było i Wychowanie Fizyczne, bo stwierdziłam, że za mało sportu jest w tym moim studenckim życiu. Zaliczyłam dziewięć semestrów, nie wiem, może warto to wznowić i dokończyć? Z Europeistyki mam licencjat.
Jeszcze Marketing, o nim zapominasz.
- No, tak, ale to już podyplomowo, Marketing Sportu na SGH, bardzo fajne, bardzo przyjemne studia.
A zawodowo zajmujesz się czym?
- Oj, to też długo by opowiadać.
Domyślam się, słucham bardzo uważnie.
- Jako marketing manager długo pracowałam w dwóch wielkich sportowych firmach. Z Bogusiem Mamińskim pracowałam przy organizacji pierwszej edycji Biegnij Warszawo. A potem pomyślałam, że z tego biegania spróbuję żyć, założyłam więc firmę i teraz organizuję biegowe obozy, trenuję biegaczy i robię różne marketingowe fuchy. Są też nagrody za biegi, ale to nie piłka nożna i nie tenis. Ważne, że jestem na swoim, na pewnym etapie życia było to konieczne, przy dwójce dzieci.

"Zadecydował przypadek, gdzieś na ulicy zobaczyłam ogłoszenie"

Pierwsze było łyżwiarstwo figurowe. To dosyć daleko od biegania.
- Myślę, że przez to moje ADHD rodzice zapisali mnie do szkoły podstawowej numer 46, gdzie była klasa o profilu sportowym - łyżwiarstwo figurowe właśnie. Podobało mi się, trenowałam przez siedem czy osiem lat.
To dlaczego nie zostałaś łyżwiarką?
- Tak myślę, że zawiodła przede wszystkim ta część artystyczna. Ja jestem zadaniowa i sportowa, interesowały mnie przede wszystkim skoki i piruety, nie ta estetyka tańca, że tak to określę. Gdybym miała wtedy w Łodzi tor do łyżwiarstwa szybkiego, może sport w moim życiu potoczyłby się w inną stronę. W każdym razie poczułam w pewnym momencie, że łyżwiarstwo figurowe przestaje mnie bawić, że nie ma już sensu.
Wtedy zaczęłam grać w tenisa. Też fajnie, tylko kosztownie, mniej więcej po trzech latach rodzice nie mieli już za bardzo na to środków, a chyba i ochoty. I tu pojawia się lekkoatletyka, na krótko zostałam płotkarką.
A dlaczego na krótko?
- Byłam bardzo sprawna, bardzo rozciągnięta, nikt nie patrzył jednak na to, że mam tylko 160 cm. Dopóki było to przeskakiwanie przez płotki, było w porządku, gorzej, kiedy przychodziło do biegania przez płotki, szybkości nie udawało się z tego uzyskać. Więc klops.
picture

Dominika Stelmach gościem "Faktów po Faktach"

Dużo tych aktywności, a o bieganiu, tym w wydaniu ultra, wciąż ani słowa.
- Potem miałam przerwę, zaczęły się studia i dopiero wtedy wróciłam do sportu, do biegania, takiego w akademickim wydaniu. 22 lata wtedy miałam. Zadecydował właściwie przypadek, bo gdzieś na ulicy zobaczyłam plakat, że u mnie w Łodzi odbędzie się maraton. Kurczę, zawsze z tatą oglądaliśmy w telewizji maratony olimpijskie, kibicowaliśmy na całego, a ja zawsze gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, żeby kiedyś spróbować.
Tylko nie mów, że bieganie rozpoczęłaś od maratonu? Dla formalności, dla mniej zorientowanych - maraton to 42 km 195 m, dokładnie.
- Zaczęłam od półmaratonu, bo do wyboru były te dwa dystanse. Potrenowałam dwa tygodnie i wystartowałam.
Aha. I?
- Pytasz o czas? Godzina i 40 minut, jakoś tak. Czwarte miejsce wśród kobiet. Ja w ogóle nie wiedziałam, co ten wynik oznacza, dla mnie było to mistrzostwo świata. Byłam z siebie super dumna. A najważniejsze, że w tym długim bieganiu zakochałam się bez pamięci.
To jest właśnie to pytanie - co jest tak magnetycznego w bieganiu ekstremalnym, że człowiek sam sobie funduje taką dawkę wysiłku?
- Pokochałam towarzyszące długiemu bieganiu zmęczenie, naprawdę. To wynika z mojego charakteru, potrzeb mojego organizmu. Jestem bardzo energetyczną osobą, bardzo towarzyską, ale też bardzo dużo i często potrzebuję samotności.
O, widzisz, mnie też sport kojarzy się z samotnością, ten indywidualny, jesteś tylko ty, twoje myśli i twoje zmęczenie.
- Dokładnie. I ja tę samotność, jej potrzebę, odkryłam właśnie dzięki bieganiu. Biegnę i jestem tylko ja, nikt mi nie przeszkadza. Kocham ten spokój, który daje mi bieganie.
Zgadzam się i rozumiem, tylko powiedz mi, o jakim spokoju mówisz przy bieganiu 60 czy 70 km? Jestem pewien, że to boli - i fizycznie, i psychicznie.
- Wiesz co, biegam już tyle lat, że ból fizyczny, jeżeli chodzi o mięśnie, jest coraz mniejszy. Oczywiście są otarcia, są pęcherze, ale to nic, nie ma o czym mówić. Nie wiem, chyba każdy, kto w sporcie coś tam osiąga, skazany jest na ten rodzaj masochizmu, na zadawanie sobie bólu.
Wspominałaś o swoim ADHD - chcesz rozwinąć ten temat?
- Nie mam z tym problemów. ADHD zdiagnozowano u jednego z moich synów. Myślę, że ja też je mam, na pewno. Byłam bardzo żywym dzieckiem, które nie mogło usiedzieć. A teraz - powiem tak - to bieganie i zmęczenie pozwalają mi potem w miarę normalnie funkcjonować, w przestrzeni rodzinnej i publicznej.
Masz dwóch synów, roczniki 2010 i 2013. Jak przy takim nawale obowiązków znajdowałaś i znajdujesz czas na treningi? Jak, gdzie i kiedy, z szacunkiem pytam i podziwem?
- Zdarzało mi się biegać w środku nocy, na przykład o 1. Albo o 5. Karkołomne to było, w czasach tej młodej mamy. Biegałam, zajmowałam się dziećmi, pracowałam, biegałam i tak w kółko. Prawie nie spałam.
A o tej 1 w nocy gdzie biegałaś?
- U siebie, na Ursynowie, bo mieszkamy w Warszawie. Po uliczkach, zwyczajnie. Teraz przeważnie biegam po Lesie Kabackim, w tym wiosennym okresie jest tam najprzyjemniej.
Mąż też biega?
- Hmm... Powiedzmy, że do kilku biegów został zmuszony. Trochę biega, żeby zmierzyć się z wagą, czasami towarzyszy mi w treningach na wyjazdach. A dzięki bieganiu zwiedziliśmy kawał świata, Australia, Nowa Zelandia, Ameryka i RPA, gdzie jestem przynajmniej raz w roku.

"Na 99. kilometrze już się nie myśli"

Uroczo mówiłaś o olimpijskich maratonach oglądanych z tatą. Nie kusiło cię, żeby przyłożyć się do tego dystansu, mocno potrenować i kto wie, zostać olimpijką?
- Kiedyś trochę kusiło, ale nie wiedziałam i wciąż nie wiem, czy przez cały rok wytrzymam reżim treningu maratońskiego. To zupełnie co innego, takie zamknięcie się na pewną powtarzalność. Ja jestem urodzona do biegów ultra, dużo biegam po górach, dużo w crossie, znacznie mniej robię treningów typowo szybkościowych, rozwijam raczej pułap tlenowy. Inna bajka.
W co celujesz teraz?
- Za miesiąc biegnę w Comrades, w RPA, największy, najstarszy ultramaraton na świecie, około 90 km.
Za miesiąc, 90 km po prawie 70 w Wings for Life?
- Tak, to cel najbliższy. A ten na przyszłość odleglejszą, taki dla przyjemności, to zmierzenie się z rekordem świata na 100 km, który jest bardzo wymagający, bo wynosi 6 godzin i 33 minuty, ustanowiła go Japonka Tomoe Abe. Jako jedyna kobieta zeszła poniżej 7 godzin.
Twój rekord życiowy jest jaki?
picture

Dominika Stelmach znów najlepsza w Wings for Life (źr. Dominika Stelmach/Instagram)

Foto: Instagram

- 7.04. Żeby zostać rekordzistką, musiałabym biec takim tempem, jak teraz w Wings for Life, tylko prawie o połowę dłużej.
Nie zdziwi mnie już nic, ale zapytam - na 99. km o czym się myśli, mając do pokonania ten ostatni?
- Na 99. to już się nie myśli. A wcześniej zajmuję umysł na przykład obliczeniami matematycznymi, powiedzmy, że po którymś tam kilometrze obliczam, jaki to procent całości. I tak dalej, żeby myśleć o czymś innym. Ale to przeważnie w biegach na asfalcie, bo w górach jest zupełnie inaczej. Tam doznania są fantastyczne. Magia.
rozmawiał Rafał Kazimierczak.
dołącz do Ponad 3 miliony użytkowników w aplikacji
Bądź na bieżąco z najnowszymi newsami, wynikami i sportem na żywo
Pobierz
Udostępnij
Reklama
Reklama