Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Ultramaraton Barkley. Znów nikt go nie ukończył

Emil Riisberg

02/04/2019, 11:22 GMT+2

Drugi rok z rzędu żaden z 40 śmiałków nie ukończył Barkley Marathon, jednego z najbardziej wymagających ultramaratonów na świecie. - Było ekstremalnie trudno. Jeszcze trudniej niż poprzednio - relacjonuje jedna z nieusatysfakcjonowanych uczestniczek.

Foto: Eurosport

Liczby amerykańskiego ultramaratonu są przygnębiające. Przez 33 lata bieg organizowany na terenie rezerwatu Frozen Head State Park w stanie Tennessee ukończyło 15 osób. Niektórzy parokrotnie. W tym i poprzednim roku uczestnicy kapitulowali w komplecie. Albo nie mieścili się w limicie czasowym (60 godzin), albo przegrywali z urazami.
W świeżo zakończonej edycji właśnie z powodu bólu (konkretnie kostki) poddał się Jared Cambell. To nie byle kto, żaden mięczak. Kanadyjczyk w przeszłości trzy razy zjawiał się na mecie ultramaratonu.
Niektórym doskwierały zmienne warunki atmosferyczne, typowe dla tego rejonu. - Najpierw musieliśmy zmierzyć się z wysokimi temperaturami, później sytuacja się odwróciła: było niewiarygodnie zimno i lał deszcz - tłumaczyła Brytyjka Nicky Spinks. Jej start w tym roku również zakończył się fiaskiem.



Bieg bez żadnego dobrego miejsca

O Barkley Marathon nakręcono filmy. Próbowano odgadnąć, gdzie tkwi tajemnica "biegu, który zjada swoje dzieci", bo takiej łatki się doczekał.
- Każdy bieg ma złe miejsca, ale to jedyna impreza na świecie, która nie ma ani jednego dobrego - opisał go kiedyś Ed Furtaw, który pobiegł w jednej z pierwszych edycji. Bez powodzenia.

Bez GPS, jedynie mapa i kompas

Ultramaraton składa się z pięciu pętli, śmiałkowie mają w sumie do pokonania 160 kilometrów. Na trasie obowiązuje zakaz używania urządzeń GPS, dozwolone są tylko mapa i kompas.
Przydają się, bo Frozen Head State Park na terenie Morgan County to jeden z najdzikszych i najmniej zaludnionych obszarów w Stanach Zjednoczonych. Biega się po wzniesieniach, góra-dół, góra-dół i tak na zmianę, do samego końca.

Zainspirował zabójca

Bieg wymyślił Gary Cantrell. Zainspirowała go ucieczka z pobliskiego więzienia Jamesa Earla Raya, zabójcy Martina Lutera Kinga, którego odnaleziono po 54 godzinach, kilkanaście kilometrów od zakładu karnego. Cantrell uznał, że będą chętni, którzy spróbują uporać się z zalesionym i górzystym terenem.

Zagadka i esej

Walkę ze swoimi słabościami zaczyna się jeszcze przed startem. Cantrell wpadł na pomysł starannego przesiewu chętnych, stąd na sam początek próbuje ich złamać psychicznie. Termin biegu nie jest nigdzie podany, więc trzeba trochę pogłówkować. Impreza nie ma swojej strony internetowej. No i żeby zostać do niej dopuszczonym, należy przekonać do siebie esejem.
Gdy już się uda, trzeba uiścić opłatę. Wpisowe to niecałe dwa dolary, jedyne pocieszenie. Na starcie staje 40 osób. Tradycyjnie ruszają dopiero na sygnał dyrektora Cantrell. To zapalony przez niego papieros.
Autor: twis / Źródło: runnersworld.com, ultrarunninghistory.com
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama