Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Tatry. Piąty dzień akcji ratunkowej w Jaskini Wielkiej Śnieżnej - zobacz plany dotarcia do grotołazów

Emil Riisberg

21/08/2019, 06:15 GMT+2

Pierwsze 450 metrów są łatwe, nie ma ciasnot, zjeżdża się po linie w dół. Dopiero później zaczyna się udręka, gdy trzeba pokonać wąskie na 20-30 centymetrów korytarze. Żeby przejść dalej nierzadko trzeba iść na bezdechu. Schemat dotarcia do miejsca, w którym ugrzęzło dwóch grotołazów, rozrysował Dariusz Bartoszewski. On Jaskinię Wielką Śnieżną w Tatrach, w której od soboty trwa akcja ratunkowa,

Foto: Eurosport

Ostatnie wiadomości są takie: grupa ratowników dotarła do ekwipunku porzuconego przez poszukiwanych speleologów. Porzuconego pewnie po to, by móc przedostać się przez wąski korytarz. Wciąż jednak nie ma z nimi kontaktu. Wiadomo też, że wewnątrz groty zmieniła się cyrkulacja powietrza. To oznacza, że nie ma zagrożenia nagromadzenia się tlenku węgla i zatrucia nim ratowników, dzięki czemu możliwe jest wysadzanie skał i powiększanie korytarza.
- Zbliżamy się do miejsca, w którym, jak przewidujemy, mogą być poszukiwani. Jeśli kolejnym grupom uda się zdobywać kolejne metry, to w ciągu kilkudziesięciu godzin powinniśmy dotrzeć z drugiej strony do tego rejonu zaginięcia – ogłosił we wtorek w godzinach popołudniowych naczelnik Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego Jan Krzysztof.
W środę rozpoczął się piąty dzień akcji ratunkowej.

Czterech wróciło, dwóch uwięzionych

Nieszczęście zaczęło się w sobotę. Dwójce grotołazów drogę odcięła woda. Utknęli w tzw. Przemkowych Partiach, naszpikowanej ciasnymi korytarzami części uważanej za najtrudniejszą w całej jaskini. Nazwę nadano dla uczczenia pamięci grotołaza, który zginął tam 30 czerwca 1994 roku.
Pozostała czwórka opuściła Jaskinię Wielkiej Śnieżnej w Tatrach, najdłuższą i najgłębszą jaskinię w Polsce (821 metrów między jej najniższym i najwyższym punktem oraz łącznie 24 kilometry korytarzy), i późnym popołudniem w sobotę powiadomiła ratowników. Ostatni kontakt głosowy z uwięzionymi miała ok. godz. 2 w nocy.
Nazwisk grotołazów, biorących udział w wyprawie, nikt ze środowiska taterniczego do czasu zakończenia akcji ratowniczej nie wymieni. Z szacunku do poszukiwanych i ich rodzin. Wiadomo jedynie, że są członkami jednego z klubów speleologicznych z Wrocławia.
- To doświadczeni grotołazi, nie są to ludzie, którzy wczoraj zaczęli chodzić po jaskiniach – podkreśla sekretarz generalny Polskiego Związku Alpinizmu Marek Wierzbowski, który doskonale zna Jaskinię Wielkiej Śnieżnej, od lat 90. odkrywał jej tajemnice.

Jaskinia jak studzienka kanalizacyjna

Co się wydarzyło feralnej soboty?
- To jakiś megapech. Rzadko się zdarza się, żeby w jaskiniach w Tatrach dochodziło do odcięcia drogi przez wodę. Bo w większości są pionowe i woda ma gdzie spływać. Nie dzieje się nic wielkiego nawet wtedy, gdy dochodzi do oberwania chmury. W jaskiniach o takich przekrojach, gabarytach i pionach, jakie mamy w Jaskini Wielkiej Śnieżnej, woda nie będzie płynęła całą szerokością korytarza. Tam w większości są przestrzenie, w których zmieściłoby się boisko piłkarskie czy wysoki budynek. Można by było świecić latarką w górę i nie widzieć końca – tłumaczy Wierzbowski.
Tyle że uwięzieni speleolodzy znaleźli się w bardzo wąskim korytarzu. – Takim na 20 czy 30 centymetrów szerokości. Ta woda sobie tam płynęła i oni przechodząc, mogli niechcący wzruszyć kamyki, które spowodowały zablokowanie odpływu. Z wodą w przejściu w jaskini dzieje się podobnie jak ze studzienką kanalizacyjną podczas deszczu. Żeby ta rura wypełniła się po brzegi, mamy dwie możliwości: albo wpuszcza się dużo wody z góry, albo zablokuje się odpływ. Może burza, która tam przeszła w piątek, naniosła nowych segmentów wody. A być może gdy przechodzili, coś poruszyli - zastanawia się sekretarz generalna PZA.
Raczej ku drugiemu scenariuszowi skłania się Dariusz Bartoszewski, taternik i kartograf jaskiniowy. On również tatrzańską jaskinię zna jak własną kieszeń. Dużą jej część odkrył, opracował też schemat korytarzy.
- Był ciek wodny, który przybrał. Można domniemywać, że w normalnej sytuacji on się nie wypełniał wodą. Uwięzieni grotołazi mogli zabłocić i zatkać niewielki odpływ i ta woda teraz nie schodzi – przyznaje Bartoszewski, ale podkreśla, że to tylko hipoteza.

Jaskinia Wielka Śnieżna: łatwo tylko na początku, później bardzo ciasno

To on jest autorem opisu dotarcia do miejsca, w którym ugrzęźli speleolodzy. Droga na początku, do ok. 450 metrów poniżej otworu wejścia (LINIA ZIELONA), nie jest skomplikowana dla doświadczonych grotołazów. Jest szeroko i komfortowo, porusza się w dół w pionowych studniach po linie.
Dopiero później w grę wchodzą ciasnoty i miejsca, które gdzieniegdzie trzeba pokonać głową w dół, albo na lewym czy prawym boku, na bezdechu czy bez części swojego ubioru, by zmieścić się w piekielnie ciasnym korytarzu.
- Wchodzi się otworem Śnieżnej. Wprawdzie otwór Jaskini Wilczej jest niższy, ale ten pierwszy jest łatwiejszy, nie ma na tym odcinku ciasnot, a całość jest wyposażona w punkty zjazdowe, nie występuje też kruszyzna – opisuje Bartoszewski.
Idzie się Lodospadem, obszerną Wielką Studnią, przez Wodociąg (to wciąż LINIA ZIELONA) i dociera się do Suchego Biwaku. Miejsce bezpieczne na tyle, że tutaj od lat urządza się biwakowanie – odpoczynek i krótki sen.
Później skala trudności się podnosi, zaczyna robić się ciaśniej. Schodzi się do miejsca ok. 450 m (LINIA ŻÓŁTA) względem otworu wejścia.
- Tam są dwa warianty: albo przechodzimy do Suchej Wody niewielkim skrótem, albo niżej, nieco obszerniejszym, i wtedy do góry. Podchodzimy Białą Wodą jakieś osiemdziesiąt metrów – wylicza autor schematu.
Wreszcie zaczynają się tzw. zaciski, ekstremalnie trudne zwężenia. Robi się trudno, a nawet bardzo trudno (LINIE CZERWONA I RÓŻOWA).
Później, pokonując parę przewężeń, zjeżdża się obszernymi kaskadami (LINIA ZIELONA) do Ciągów Ślepych. Ślepych, bo kiedyś te szczeliny uznano, że są za ciasne, by mógł je pokonać człowiek.
To na ich końcu (CZERWONY ZNAK "X") mają znajdować się uwięzieni grotołazi.
Ratownicy próbują dotrzeć do tego miejsca od strony Białej Wody (NIEBIESKIE TRZY PUNKTY).

Idą po żywych

Teraz wszystko w ich rękach. To 26 osób, w tym TOPR-owcy, pięciu ratowników grupy specjalistycznej ratownictwa wysokościowego z Państwowej Straży Pożarnej w Krakowie i czterech słowackich ratowników górskich.
- Szanse są. Jeśli są w stanie się przytulić do siebie i jeśli mają dobrą folię NRC, opóźniającą proces wychłodzenia organizmu, to mogą długo czekać na pomoc – uważa Marek Wierzbowski.
- Czas nie gra na korzyść poszukiwanych. Mogę powiedzieć to, co powtarzają pracownicy dowolnych służb: "idziemy po żywych". Wierzyć trzeba do końca. Nie wydusi się ze mnie braku wiary – dodaje od siebie Dariusz Bartoszewski.
W jaskini mają być 4 stopnie Celsjusza i 100 proc. wilgotności powietrza.
Początek odkrywania Jaskini Wielkiej Śnieżnej datuje się na koniec lat 50. Od tamtego czasu podczas jej eksploracji doszło w sumie do pięciu wypadków śmiertelnych.
Autor: Tomasz Wiśniowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama