Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Wizja lokalna, badanie wariografem. Wyrok za najcięższe przestępstwo w szachach utrzymany

Emil Riisberg

27/01/2021, 07:34 GMT+1

Bezprecedensowy wyrok w polskich szachach podtrzymany. Patrycję Waszczuk zdyskwalifikowano na dwa lata, udowadniając jej, że podczas gry używała telefonu, co jest surowo zabronione. - Tego typu sytuacje należą do rzadkości. Na świecie nie było ich więcej niż dziesięć - mówi Eurosport.pl Radosław Jedynak, prezes Polskiego Związku Szachowego.

Foto: Eurosport

To oznacza, że Waszczuk, zdolna juniorka z tytułami na koncie, która w czerwcu skończy 18 lat, na razie nie będzie mogła brać udziału w żadnych zawodach organizowanych przez PZSzach w Polsce.
Niewykluczone, że również i w tych międzynarodowych.
- Obecnie może grać za granicą, bo nasza jurysdykcja obowiązuje tylko w kraju, ale wobec Waszczuk oddzielne postępowanie prowadzi Międzynarodowa Federacja Szachowa (FIDE). Powołano specjalną międzynarodową komisję do rozstrzygnięcia tej sprawy. Jesteśmy w stałym kontakcie, przesyłamy federacji nasze materiały, dowody i zeznania świadków. Ewentualny werdykt FIDE będzie niezależny od naszego - tłumaczy Jedynak.
W październiku Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZSzach w przedstawionym raporcie ogłosiła, że Waszczuk korzystała z dopingu elektronicznego, używając telefonu w toalecie podczas sierpniowego międzynarodowego turnieju w Ustroniu. Ponadto napisano, że zawodniczka okłamała sędziów odnośnie posiadanych urządzeń, odmówiła okazania torebki i jak najszybciej usiłowała opuścić salę gry.
Na gorącym uczynku przyłapała ją jedna z rywalek, Katarzyna Dwilewicz, czołowa szachistka w kraju, mistrzyni FIDE. Tam - według Dwilewicz - Waszczuk miała korzystać z jednego z programów szachowych, które błyskawicznie wyliczają algorytmy i podpowiadają najlepszy możliwy ruch. Często taki, na który człowiek w ogóle by nie wpadł.
Waszczuk ukarano dwuletnią dyskwalifikacją, ale szachistka odwołała się. Zarzekała się, że jest niewinna, a ojciec szachistki stał na stanowisku, że zazdrosne rywalki urządziły nagonkę na córkę.
Zawodniczka klubu MUKS "Gambit" Międzyrzec Podlaski nie jest postacią anonimową. Mowa o mistrzyni Europy do lat 16 (2019), która wśród Polek nie miała sobie równych w kategorii U-18 (2020), a debiutując w seniorskich mistrzostwach kraju zajęła siódme miejsce (2020). Jej kariera rozwijała się w zawrotnym tempie, choć rywalki kręciły nosem, obserwując postępy Waszczuk.
Kilka dni temu Organ Dyscypliny II Instancji PZSzach podtrzymał decyzję o dwuletniej banicji, choć mogło być gorzej, bo Waszczuk groził maksymalnie trzyletni zakaz gry.
- Orzeczenie jest prawomocne, ale pani Waszczuk przysługuje odwołanie do Sądu Arbitrażowego do spraw Sportu przy Polskim Komitecie Olimpijskim, który ma prawo uchylać werdykty polskich związków sportowych. Sąd Arbitrażowy w tej sprawie też się pewnie wypowie, choć uważam, że zgromadzony materiał dowodowy jest mocny. Jednak w takich sytuacjach - tak jak w szachach - nigdy nie wiadomo, jaki padnie wynik. Trzeba poczekać, co się wydarzy. Nie lubię spekulować - mówi Jedynak.
Zwłaszcza że w samym związku nie było jednomyślności. Pięciu członków zarządu PZSzach opowiedziało się za podtrzymaniem dyskwalifikacji dla Waszczuk, trzech złożyło zdanie odrębne.
picture

Foto: Eurosport

- Jestem zaskoczony takim werdyktem. Sprawa trafi do następnej instancji, czyli do Sądu Arbitrażowego, a tam na pewno wygramy. Patrycja w stu procentach jest niewinna - podkreśla Paweł Dziubiński, pełnomocnik szachistki.
- Jak można czekać do ostatniego dnia, aby wydać wyrok, kiedy w ogóle nie sprawdzono żadnego materiału dowodowego? To co robił Polski Związek Szachowy przez dwa czy trzy miesiące? Przeprowadziliśmy wizję lokalną w toalecie, mamy wyniki badania wariografem, któremu poddała się Patrycja. Wnosiliśmy o takie badanie dla pani Dwilewicz, która pomówiła Patrycję. Zostało to całkowicie pominięte. Napisano za to, że nie w terminie wnieśliśmy dowody, a to nieprawda. Wszystkie dowody, które zaprzeczają winie mojej klientki zostały całkowicie oddalone. Każdy stracony miesiąc dla Waszczuk działa na niekorzyść PZSzach. Za każdy dzień będziemy chcieli uzyskać odszkodowanie. Nie znam jeszcze kwoty, ale na pewno będzie sześciocyfrowa - dodaje.
- Wizja lokalna toalety nie miała znaczenia. Po pierwsze nikt nie wie, czy w ogóle się odbyła, nie przedstawiono żadnych dokumentów. Poza tym wizję lokalną może przeprowadzać jedynie Komisja Wyróżnień i Dyscypliny PZSzach, a nie strona sprawy. To, co wpłynęło do PZSzach ponad miesiąc po złożeniu apelacji, było zdecydowanie spóźnione. Nie można było nadać temu bieg - odpowiada Jedynak.
Po aferze z Waszczuk krajowy związek ukręcił bat na szachowych oszustów. Podczas ostatniego posiedzenia powołano komisję ds. dopingu elektronicznego.
- Z racji tego, że komputeryzacja idzie do przodu, urządzenia są coraz mniejsze, choćby smartwatche, powołaliśmy komisję składającą się z czterech młodych i świetnych sędziów z różnych województw. Powinniśmy byli zrobić to wcześniej, ale skoro takiej sprawy nigdy nie było, temat został trochę zaniedbany. Jednak teraz należało wyciągnąć wnioski, żeby być doskonale przygotowanym na przyszłość, bo takie sprawy na pewno się powtórzą. Doping elektroniczny jest łatwo dostępny, ale nie radzę z niego korzystać, bo jest duża szansa, że oszust zostanie szybko przez nas złapany - zaznacza Jedynak.
PZSzach podjął również decyzję o zaostrzeniu kar za doping elektroniczny. Teraz szachowy krętacz musi liczyć się nawet z dożywotnią dyskwalifikacją (minimalnie na okres sześciu miesięcy).
- Wydaje mi się, że tenisistę, który skorzystał z dopingu, można spróbować pokonać. Natomiast nie ma żadnych szans, żeby wygrać z programem szachowym, stąd tak surowa kara, choć nikt nie mówi, że zapadnie. Polska zawsze była prekursorem tego typu zmian. Nasza federacja jest zresztą jedną z największych na świecie, mamy 90 tysięcy zarejestrowanych szachistów - podsumowuje Jedynak.
Autor: Krzysztof Zaborowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama