Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Minister sportu wystąpi o odznaczenia dla ratowników z Nanga Parbat

Emil Riisberg

29/01/2018, 09:18 GMT+1

Minister sportu i turystyki Witold Bańka zapowiedział na Twitterze, że w najbliższym czasie wystąpi do prezydenta Andrzeja Dudy o nadanie specjalnych odznaczeń państwowych dla Adama Bieleckiego, Denisa Urubko, Jarosława Botora i Piotra Tomali. Ekipa polskich himalaistów brała udział w akcji ratowniczej na Nanga Parbat.

Foto: Eurosport

"W najbliższym czasie wystąpię do Prezydenta Andrzeja Dudy o nadanie specjalnych odznaczeń państwowych dla A. Bieleckiego, D. Urubko, J. Botora i P. Tomali" - napisał na Twitterze Witold Bańka.

"Byli na szczycie"

Francuzka Elisabeth Revol wyruszyła na Nanga Parbat razem z Tomaszem Mackiewiczem. Według relacji Adama Bieleckiego, z którym rozmawiał reporter "Faktów" TVN Robert Jałocha, Revol potwierdziła, że wraz z Polakiem byli na szczycie.
- Eli na szczycie zorientowała się, że Tomek jest w kiepskim stanie, że ma problemy ze wzrokiem - relacjonował dramatyczne chwile Bielecki.
Francuzka zaczęła schodzić, Mackiewicz z chorobą wysokościową, niemogący się poruszać samodzielnie, został w szczelinie, gdzieś ponad siedmioma tysiącami metrów.

Dotarli w osiem godzin

Na ratunek ruszyli polscy himalaiści Adam Bielecki, Denis Urubko, Jarosław Botor i Piotr Tomala, uczestniczący w narodowej wyprawie na K2 (8611 metrów nad poziomem morza), szczycie odległym od Nanga Parbat w linii prostej o prawie 200 kilometrów.
Pierwsi dwaj w sobotę późnym wieczorem polskiego czasu bardzo szybko dotarli do Francuzki, gdzieś na wysokości około sześciu tysięcy metrów. Przewidywano, że pokonanie trasy zajmie im szesnaście godzin, oni dokonali tego w czasie dwukrotnie szybszym.
Bielecki i Urubko sprowadzili ją niżej, z czasem dotarli do nich Botor i Tomala. Cała piątka rano zjawiła się w obozie C1 na wysokości 4850 metrów. Stamtąd zabrały ich helikoptery.
Francuzka miała odmrożone obydwie stopy i nie mogła poruszać się samodzielnie.

"Bardzo nam przykro"

Bielecki w rozmowie z "Faktami" TVN powiedział, że brał pod uwagę ruszenie w kolejną akcję, już po Mackiewicza. - Z tego, co zrozumiałem, został we wnęce lodowej. Eli zostawiła mu resztki gazu, które miała. Moje pierwsze pytanie po dotarciu do Eli było o Tomka, czy jest w stanie samodzielnie chodzić. Bo to było dla nas kluczowe. Wiedzieliśmy, że samo dotarcie do niego będzie bardzo trudne, ale jeżeli jest w stanie się poruszać o własnych siłach, to oczywiście warto. W momencie, gdy nie jest w stanie, to nie mamy żadnych możliwości ściągnięcia go na dół nawet. I to nawet gdybyśmy jakimś cudem dotarli do niego w tej gwałtownie się pogarszającej pogodzie - wyjaśniał reporterowi "Faktów" TVN Bielecki.
Według relacji Francuzki Mackiewicz doznał poważnych obrażeń. - Powiedziała, że Tomek ma odmrożoną twarz, ręce, nogi i nie widzi. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie mu w żaden sposób pomóc - stwierdził himalaista. - Znaliśmy się. Bardzo nam przykro, że nie udało się nic zrobić dla Tomka - dodał.
Autor: js//now / Źródło: tvn24.pl, TVN24
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama