Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Jak wyglądała akcja ratunkowa na Nangar Parbat

Emil Riisberg

29/01/2018, 10:48 GMT+1

- Trzeba być zaaklimatyzowanym, żeby wejść na wysokość sześciu tysięcy metrów w miarę rozsądnym czasie. I tak naprawdę jedynymi ludźmi na świecie, którzy mogli tego dokonać, byli Adam Bielecki i Denis Urubko - mówił Leszek Cichy, legenda polskiego himalaizmu, o akcji ratowniczej na Nanga Parbat. Bielecki i Urubko spisali się na medal, w dodatku w ekspresowym czasie.

Foto: Eurosport

Bielecki, Urubko i dwóch kolegów Piotr Tomala i Jarosław Botor ruszyli na ratunek polsko-francuskiej parze. W sobotę z K2 zostali śmigłowcem przetransportowani pod Nanga Parbat. Wylądowali na wysokości pierwszego obozu, czyli około 4860 metrów. Stamtąd Bielecki i Urubko ruszyli w bardzo trudną akcję ratunkową.
- Helikopter wyrzucił ich pod ścianą w pierwszym obozie. Wtedy Adam i Denis ruszyli do góry. To było coś niesamowitego. Rozwinęli takie tempo, a mieli tysiąc dwieście metrów trudnej technicznie ściany. Oni to zrobili w osiem i pół godziny. Ta dwójka to najlepsi, najszybsi ludzie w górach wysokich - opowiadał Janusz Majer, szef programu Polski Himalaizm Zimowy, który telefonicznie rozmawiał z Krzysztofem Wielickim, koordynatorem akcji ratowniczej i wyprawy na K2.
Spędzili tam parę godzin, czekali do świtu. Podali Elisabeth lekarstwa, nawodnili i dali coś do jedzenia. - O świcie zaczęli schodzić. Początek był dosyć wolny, bo ściana Kinshofera jest bardzo trudna. Gdy już doszli do dolnego kuluaru lodowego, zaczęli iść szybciej - relacjonował szef programu Polski Himalaizm Zimowy.

Majer dodał: - Denis i Adam to dobrzy wspinacze techniczni, a jednocześnie świetni wydolnościowo. Dlatego mogli tak szybko "przebiec" ten odcinek. Wspinali się nocą, z latarkami na czole, było minus czterdzieści stopni. Wielkie uznanie dla tej dwójki, ale uznanie także dla tej, która przygotowała zaplecze w pierwszym obozie, a potem z samego rana podeszła do góry, żeby pomóc im sprowadzić Elisabeth.

Bardzo ważne lądowanie

Robert Jałocha, dziennikarz "Faktów" TVN, który rozmawiał z Bieleckim, podkreślał, że miejsce lądowania śmigłowca było kluczowe.
- Gdyby śmigłowiec nie wylądował kilkadziesiąt metrów od ściany wspinaczkowej, tylko w bazie pod Nanga Parbat, to życie Revol byłoby poważnie zagrożone. To nie jest długi odcinek, ale ekipa musiałaby torować sobie drogę przez głęboki śnieg. To przedłużyłoby akcję ratowniczą o kolejne kilka godzin, prowadzoną przecież w nocy - mówił Jałocha.

Bielecki i Urubko nie spodziewali się, że tak szybko dotrą do Francuzki. Zakładali, że będą spinać się jeszcze 400-500 metrów. - Tylko jej ogromna determinacja, choć nie jadła od kilku dni, spowodowała, że ratownicy spotkali ją szybciej. Revol schodziła tyłem krok po kroku na kolanach. Nie mogła się asekurować rękami, bo były w fatalnym stanie - relacjonował dziennikarz.
I dodał: - To jej ogromna sprawność, doświadczenie i to, jak potrafiła balansować ciałem, pomogło ratownikom w upuszczaniu.

Nie weszli, ale wbiegli

Zdaniem Jałochy polscy himalaiści nie weszli na górę, oni wręcz wbiegli. - Dwa lata temu miałem okazję obserwować, jak wygląda sposób pokonywania drogi Kinshofera, najtrudniejszego lodowego odcinka, potem ściany skalnej. Adam był bardzo zaskoczony. Teraz nie spodziewał się, że ta ściana skalna jest tak długa i trudna. To było wyzwanie. Zwłaszcza przy opuszczaniu Elisabeth. To był najtrudniejszy moment - powiedział.

- Chciałbym zwrócić uwagę na nieprawdopodobne tempo. Myślę, że to najszybszy zespół na świecie. O tym mówili Krzysztof Wielicki, Janusz Majer, wszyscy ze świata himalaizmu. Nie było lepszych wspinaczy, którzy mogliby uratować Revol i spróbować ruszyć po Mackiewicza - zakończył dziennikarz.
Autor: kz/twis / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama