Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

Adam Bielecki o akcji ratowniczej na Nanga Parbat. "Byli na szczycie"

Emil Riisberg

29/01/2018, 06:48 GMT+1

- Moje pierwsze pytanie po dotarciu do Eli było o Tomka, czy jest w stanie samodzielnie chodzić - relacjonował w rozmowie z Robertem Jałochą z "Faktów" TVN Adam Bielecki. Niestety, odpowiedź Francuzki była negatywna. Polski himalaista, który utknął wysoko na Nanga Parbat, miał poważne obrażenia i został w szczelnie.

Foto: Eurosport

Elisabeth Revol i Tomasz Mackiewicz byli na szczycie tego ośmiotysięcznika, jednego z najbardziej wymagających w świecie. Tak twierdzi francuska himalaistka. Do tej pory uważano, że atak na Nagą Górę był nieskuteczny.
- Eli potwierdziła, że byli na szczycie. Trzeba znać specyfikę tego sportu, by to zrozumieć. Wspinając się, byli zamknięci każdy we własnym świecie. Eli na szczycie zorientowała się, że Tomek jest w kiepskim stanie, że ma problemy ze wzrokiem - relacjonował dramatyczne chwile Bielecki, który razem z Denisem Urubką i dwoma kolegami, Piotrem Tomalą i Jarosławem Botorem, ruszyli na ratunek parze.
Z czasem okazało się, że Revol i Mackiewicz się rozłączyli. Ona zaczęła schodzić, on z chorobą wysokościową, niemogący się poruszać samodzielnie, został w szczelinie, gdzieś ponad siedmioma tysiącami metrów.

Przebiegli się, a nie się wspinali

Strategia akcji była taka: Bielecki i Urubko mieli w sprinterskim tempie odnaleźć Francuzkę, a Tomala i Botor iść z ciężkim sprzętem i następnie pomóc trójce w zejściu z okolic sześciu tysięcy metrów do obozu. Nikt nie przypuszczał, że pierwsza grupa osiągnie cel tak szybko. Bielecki z kolegą dotarli do himalaistki w około osiem godzin, spodziewano się, że uczynią to w czasie dwa razy dłuższym.
Później eksperci powiedzą, że duet ratowników nie wspinał się, tylko wręcz "przebiegł" odcinek dzielący ich od Francuzki.
Sam Bielecki mówi o tym skromnie: - Sprawnie to zrobiliśmy. Zdawaliśmy sobie sprawę, że mamy bardzo ograniczony czas, głównie przez warunki pogodowe. Najważniejszą motywacją było jednak ratowanie ludzkiego życia.
Żeby znaleźć się jeszcze szybciej przy potrzebującej, zdecydowali się na pokerową zagrywkę. Po drodze zostawili butlę z tlenem. - Uznaliśmy, że najważniejsze jest, aby jak najszybciej do niej dotrzeć. Bardzo się wzruszyłem, gdy ją spotkaliśmy. Na miejscu podaliśmy jej leki przeciw odmrożeniom, udało się ugotować trochę płynu, napoić ją odżywką - opisywał kluczowy moment polski himalaista.

Na czworakach, metr po metrze

Później zaczął się powrót. Też w szybszym tempie, niż się spodziewano. Jak się okazuje, duża w tym zasługa Elisabeth, choć miała odmrożenia i była odwodniona.
- Byliśmy przekonani, że będziemy się wspinać jeszcze przez co najmniej jakieś czterysta metrów, że zobaczymy ją dopiero rano. Robiła to na czworakach, tyłem, metr po metrze. Schodziła godzina po godzinie - Bielecki chwalił poturbowaną, aczkolwiek dzielną Francuzkę.
W końcu, po opatrzeniu Eli, można było wracać. - Kontaktowała, jasno formułowała myśli, ale nie była w stanie manipulować dłońmi. Przez całą drogę do obozu spuszczaliśmy ją na linach. Sprawnie wymyśliliśmy system opuszczania Eli. Była w tym bardzo pomocna. Jestem pod dużym wrażeniem jej profesjonalizmu, zwłaszcza gdy nie można złapać się liny, podeprzeć. To bardzo trudna sztuka, a ona samymi nogami i balansem ciała była w stanie pomóc - opowiadał "górski wojownik", jak o nim i Urubce zaczęto mówić.

"Odmrożone: twarz, ręce i nogi. Nie widzi"

Bielecki brał pod uwagę ruszenie w kolejną akcję, już po Mackiewicza.
- Z tego, co zrozumiałem, został we wnęce lodowej. Eli zostawiła mu resztki gazu, które miała. Moje pierwsze pytanie po dotarciu do Eli było o Tomka, czy jest w stanie samodzielnie chodzić. Bo to było dla nas kluczowe. Wiedzieliśmy, że samo dotarcie do niego będzie bardzo trudne, ale jeżeli jest w stanie się poruszać o własnych siłach, to oczywiście warto. W momencie, gdy nie jest w stanie, to nie mamy żadnych możliwości ściągnięcia go na dół. I to nawet gdybyśmy jakimś cudem dotarli do niego w tej gwałtownie się pogarszającej pogodzie - wyjaśniał reporterowi "Faktów" TVN Bielecki.
Francuzka odparła, że Mackiewicz ma poważne obrażenia. - Powiedziała, że Tomek ma odmrożoną twarz, ręce, nogi i nie widzi. Wiedzieliśmy, że nie jesteśmy w stanie mu w żaden sposób pomóc - stwierdził himalaista.
- Znaliśmy się. Bardzo nam przykro, że nie udało się nic zrobić dla Tomka - dodał.

Zmęczeni, ale zadowoleni

Bohaterowie są w bazie wojskowej w Skardu w Pakistanie. Odpoczywają i czekają na lepszą pogodę. Na razie nie ma mowy, żeby wrócili do kolegów, którzy są pod K2 i przygotowują się do zaatakowania tego niezdobytego zimą ośmiotysięcznika.

- Nie mamy odmrożeń. Jesteśmy zmęczeni, potrzebujemy snu, odpoczynku, jedzenia i picia. W ciągu dwóch, trzech dni wrócimy do siebie. Jesteśmy zmęczeni, ale zadowoleni, mamy poczucie dobrze wykonanej roboty. Uczucie, że komuś uratowaliśmy życie, jest niesamowite.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama