Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Siedem lat, osiemnaście operacji. Kubica znów w swoim żywiole

Emil Riisberg

16/01/2018, 14:11 GMT+1

Ledwo uszedł z życiem, gdy jego bolid w koszmarnym wypadku roztrzaskał się w Montrealu. Później stalowa bariera poharatała jego ciało w rajdzie - ręka była tak zmiażdżona, że mówiono nawet o amputacji. Przeszedł osiemnaście operacji i wrócił, bo kocha prędkość i adrenalinę. Po prawie siedmiu latach Robert Kubica znów jest w Formule 1.

Foto: Eurosport

Kontraktu jednego z dwóch kierowców teamu Williams wyszarpać mu się nie udało. Jednak w testach bolidów, których w ostatnim półroczu Robert przechodził raz za razem, wypadł na tyle dobrze, że powierzono mu rolę rezerwowego. Wbrew pozorom to coś więcej niż tylko przyglądanie się, jak inni będą jeździć.

- Będzie miał szerokie obowiązki przy przygotowaniach auta, a samochody przygotowuje się do startów w symulatorach. Robert będzie też wspierał młodych zawodników radą i ekspertyzą, ma jeździć w wybranych piątkowych treningach, czyli pojawić się na torach oficjalnie podczas weekendów Grand Prix, tak jak było to za pierwszym razem, zanim zadebiutował w F1. To bardzo ważna funkcja, która daje ogromną nadzieję na to, że ten największy comeback w historii sportu nastąpi - wyjaśnia Cezary Gutowski z "Przeglądu Sportowego".

Sam Kubica, jak to on - nie kryje się z tym, że mierzy wyżej. - Fizycznie jestem w najlepszej formie, w jakiej kiedykolwiek byłem. Dziękuję zespołowi za tę szansę i za wiarę we mnie. Przez ostatnie miesiące znowu miałem przyjemność przebywać w padoku, a teraz chcę jak najbardziej pomagać w pracy i w fabryce, i na torze. Moim końcowym celem pozostaje ponownie ściganie się w F1, zrobiłem kolejny krok w tym kierunku - zapewnił Polak.

Zjazd do piekła

Jego kariera załamała się w pewną lutową niedzielę. To był rok 2011. Miał 27 lat i robił to, co kochał, o czym marzył od dziecka - był kierowcą F1, najszybszej i najbardziej poważanej odmiany sportów motorowych. I trzeba szczerze przyznać, że jeździł obiecująco. Wygrał jeden wyścig, 12 razy stawał na podium. Wyrobił sobie markę, z czasem zamienił BMW Sauber na Lotus Renault. Ale potrzebował adrenaliny, w wolne weekendy nie siedział przed telewizorem, tylko pakował się i startował w rajdach.
Wybrał się do Ligurii, na rajd Ronde di Andora. Mało znaczący, jednodniowy, dla amatorów, ot tak, dla utrzymania tętna powyżej normalnego.
Razem ze swoim pilotem Jakubem Gerberem mieli do pokonania 13-kilometrową trasę, rozbili się na pierwszym odcinku. Prowadzony przez Kubicę samochód na jednym z zakrętów uderzył w barierę. Ta zamieniła się w piłę, wbiła w auto i poważnie zraniła kierowcę, pilotowi nic poważnego się nie stało. Bariera przygniotła go, poważnie pokiereszowała prawą nogę i prawą rękę.
Wszystko to na miesiąc przed startem nowego sezonu F1. Obrażenia były znaczące, potrzebne były liczne operacje. Pierwsze doniesienia mówiły nawet o możliwej amputacji ręki. Na szczęście, to były plotki. Lekarze opanowali sytuację.

Kości do rekonstrukcji

Dłoń była zmiażdżona. Na pomoc wezwano profesora, światowej sławy eksperta od takich urazów Igora Rossello. Pierwsza operacja, wykonana już nazajutrz po wypadku, trwała siedem godzin. - Musieliśmy zrekonstruować kości, które były złamane w dwóch miejscach, zrekonstruowaliśmy także wszystkie nerwy oraz ścięgna. Udało nam się przywrócić właściwe unaczynienie, zrekonstruowaliśmy zniszczone tkanki, ale tyle, ile byliśmy w stanie – relacjonował później profesor Rossello.
Dopiero po kilku miesiącach przyszła pora na łokieć. Rękę uratowano, choć dziś nie wygląda tak, jak przed dramatem.

Szczęśliwy, że rusza palcami

Do szpitala Świętego Krzyża w Pietra Ligure ciągnęły tłumy dziennikarzy, do kierowcy - goście. - On jest już w pełni przytomny. Jest tym Robertem, którego znam. Zaczął już narzekać - przyznał po paru dniach od dramatu ówczesny szef teamu polskiego kierowcy Eric Boullier. Ktoś z otoczenia rannego pierwszy raz od wypadku pokusił się o żart, kibice odetchnęli. Kubicę odwiedził były zawodnik F1 Jean Alesi. - Robert jest szczęśliwy, że może ruszać palcami, rozmawiać, mówić o tym, jak się czuje – powiedział Francuz, gdy opuszczał klinikę.
Zabrzmiało smutno, bardzo smutno. Dopiero wtedy zaczęło do nas dochodzić, jak poważny jest stan Kubicy. - Na pewno wróci za kierownicę. Ma ogromną wolę walki – przekonywał jeszcze Alesi.
Nie pomylił się. Robert to wojownik. Jego ręka ponoć do dzisiaj nie odzyskała pełni sprawności, ale on nie zamierzał rezygnować z marzeń. Za kierownicę wrócił półtora roku później. Zaczął od małych rajdów we Włoszech i Francji. Kilka z nich wygrał. Apetyt rósł w miarę jedzenia. Później nawiązał współpracę z Citroenem i wystartował w drugiej co do ważności rajdowej klasie - WRC2. W debiutanckim sezonie zachwycił, wygrał pięć z siedmiu rajdów, został mistrzem.

Awarie, wywrotka, drzewo

W końcu awansował na najwyższą rajdową półkę, do WRC. Jeździł dla M-Sport. Już w debiucie, w Rajdzie Wielkiej Brytanii, wypadł z trasy. To był początek szaleństwa obfitującego w awarie i wypadnięcia z trasy. Z pierwszych czterech startów w sezonie ukończył tylko jeden. Wjechał w drzewo w Monte Carlo, wyleciał z oblodzonej trasy w Szwecji, wywrotka i bez mety w Meksyku, a do tego przebita opona i uszkodzone koło w Portugalii. Złośliwi wypominali mu, że średnio wychodzą z tego dwa wypadki na rajd.
Jego rajdowa przygoda się kończyła, ale on nie przestał marzyć o F1. Chrzest bojowy, z towarzyszącymi mu wypadkami i awariami, miał za sobą, później były próby w wyścigach długodystansowych i w symulatorze bolidu.
Aż przyszedł rok 2017 i przełom. Czerwcowo-lipcowe testy na zaproszenie Renault. Nie zapomniał jeździć, choć sprawdzał się w aucie sprzed kilku sezonów, spisywał się na tyle imponująco, że zarezerwowano mu miejsce na oficjalne testy w sierpniu, w tegorocznej maszynie. Na Hungaroringu to już nie były żarty, Kubica miał wsiąść do najnowszego i najszybszego modelu z tych, jakimi dotychczas jeździł.
Minęło sześć i pół roku od pamiętnego dramatu. W Formule 1 wiele się zmieniło. Jest masa nowych kierowców, doszło też do rewolucji technologicznej. Bolidy tak napakowano, że stały się cięższe o prawie 90 kilogramów w porównaniu do tych, jakimi ścigano się w czasach Kubicy. Mają inne opony, szybciej się zużywające, tak, by kierowcy częściej zajeżdżali do alei serwisowych i by klasyfikacja wyścigu nie była tak sztywna jak kiedyś. Jest też inny silnik, mocniejszy i z turbodoładowaniem, osiągający pułap tysiąca koni mechanicznych, coś co sześć sezonów temu pozostawało w sferze marzeń.
A przed Węgrami specjalnie z myślą o Polaku i jego prawej ręce dostosowano kierownicę, przyciski na niej poprzestawiano tak, aby te najważniejsze były najłatwiej dostępne.
Renault nie mogło o nim zapomnieć. - Gdy nagle kierowca doznaje wypadku, bardzo łatwo skasować numer telefonu i zapomnieć o tym facecie. Ale my mamy serce i Robert je ma. Więź między Renault i Robertem nie została utracona – w ładnych słowach o szczególnych relacjach kierowcy z zespołem opowiedział jeszcze szef Renault Cyril Abiteboul. I wielkie testowanie można było zacząć.

Nawet garaż podekscytowany

Kubica zaczął z przytupem. Gdy wyjeżdżał z garażu, próbował ominąć tłum dziennikarzy. Po tylu latach przerwy miał prawo pomylić się w ocenie wymiarów bolidu. Zahaczył kołem o drzwi, z góry spadła tablica z wizerunkiem Nico Huelkenberga, dziś numeru jeden w Renault. "Nawet nasz garaż jest podekscytowany" – odtrąbiono na śmiesznie start testów bohatera dnia.
Oklaskiwali go polscy kibice, których pod Budapeszt przybyły dziesiątki, jak nie setki. - Byliśmy świadkami bardzo imponującego powrotu faceta, o którym myślano, że już nigdy nie wsiądzie do wyścigowego samochodu - eksperci od F1 byli zachwyceni.

Renault nie zaryzykowało

Ale Renault nie zaryzykowało, nie zatrudniło Roberta. Polakiem zainteresował się za to Williams. W połowie października Kubica jeździł bolidem tego zespołu w Budapeszcie, później były testy w Abu Zabi. Szczegółowych wyników nie ujawniono, ale ruszyła fala spekulacji. "Kubica faworytem" - pisano jednego tygodnia, by w kolejnym wyżej oceniać szanse innego sprawdzanego - Siergieja Sirotkina.
Ostatecznie 16 stycznia 2018 roku postawiono na Rosjanina. O dziesięć lat młodszego i z potężniejszym finansowym zapleczem.
- Wiem, że bardzo dążył do tego, żeby wrócić do bolidu. Skoro zrobił na kimś wrażenie, to tylko czapki z głów przed nim. Chwała mu za to, że wrócił do sprawności fizycznej, a zwłaszcza psychicznej po takim przeżyciu. On chciał wrócić do świata, do którego należy. Drzemie w nim taka siła, która cały czas go napędza. Ta siła nazywa się Formuła 1 - mówił tvn24.pl kilka miesięcy temu Jakub Gerber, pilot Kubicy z feralnego rajdu w 2011 roku.
Robert wrócił tam, gdzie jego miejsce.
Autor: twis / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama