Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Polacy w walkach o mistrzostwo wagi ciężkiej. Od Gołoty do Szpilki

Emil Riisberg

15/12/2015, 11:31 GMT+1

Bardzo dobrze, że polski pięściarz znowu powalczy o tytuł mistrza świata w królewskiej kategorii. Bardzo szkoda, że szansa na zwycięstwo po raz kolejny - z jakim optymizmem i wiarą by nie patrzeć - nie będzie duża.

Foto: Eurosport

Po pas federacji WBC, uznawanej za tę najbardziej prestiżową z czterech prestiżowych, spróbuje sięgnąć Artur Szpilka. Rywal - panujący mistrz, niepokonany Deontay "The Bronze Bomber" Wilder. Szpilka to szósty Polak, który chce się dostać na sam szczyt wagi ciężkiej. Kto był tego najbliżej? Czy to się niektórym kibicom podoba, czy nie, o włos od zdobycia pasa był Andrzej Gołota. Tylko on. Niektórzy, jak Mike Tyson, nazwali go nawet podwójnym mistrzem wagi ciężkiej.

Andrew zapytał, co się stało

Na początek, jeszcze w ubiegłym wieku, była próba odebrania tytułu WBC Brytyjczykowi Lennoksowi Lewisowi. Próba zakończona totalną klapą już w pierwszej rundzie i historią o tajemniczym zastrzyku. Tak wspominał to Roger Bloodworth ze sztabu trenerskiego Gołoty.
- Kiedy w szatni okręcałem taśmą pięści Andrew zauważyłem, że jest dziwnie zmęczony. Nieobecny. W drodze do ringu zachowywał się tak, jakby nie wiedział, gdzie się znajduje. Od początku walki zachowywał się inaczej, niż ćwiczyliśmy. I Lewis błyskawicznie to wykorzystał. Kiedy było po wszystkim, Andrew zapytał mnie w narożniku, co się stało. Powiedział, że dobrze Lewisa nie widział. Nic nie wiedziałem, ze w szatni dostał w kolano zastrzyk z adrenaliną – opowiadał Bloodworth, który lata potem został trenerem Tomasza Adamka.

Jak to jak? Szybko

W kwietniu 2004 roku Gołota, już jak równy z równym, bił się z Chrisem Byrdem, swego czasu bardzo dobrym pięściarzem, wtedy mistrzem federacji IBF. Nie przegrał tamtej walki. Był remis, co oznaczało, że tytuł zostaje u Byrda. Amerykanin był po tym boju tak wyczerpany, że przez kilkadziesiąt minut leżał w szatni na ławce, na nic nie miał sił. Członkowie jego teamu, czyli jego rodzina, byli przerażeni.
W tym samym roku, w listopadzie, też w Nowym Jorku, Gołota obijał, a nawet powalał na deski Johna "The Quiet Mana" Ruiza. Co z tego, skoro sędziowie uznali, że to Ruiz był górą.
Jasne, że pojedynku z Lamonem Brwesterem o pas WBO nie ma co wspominać, skoro zabawa zakończyła się po 53 sekundach. Warto za to zaznaczyć poczucie humoru Gołoty, o co nie wszyscy go podejrzewają. "Oglądałeś powtórkę tego pojedynku?" – padło pytanie. "Oglądałem". "I jak się ogląda taką porażkę w swoim wykonaniu?" "Jak to jak? Szybko".

Super i mniej super

Gołota więcej szans na mistrzostwo nie miał. I dobrze, patrząc na to, co potem działo się w jego karierze. A był w niej między innymi przegrany pojedynek z Adamkiem, który od tego czasu chciał zawojować kategorię ciężką. Na chęciach się skończyło, bo Adamek nie miałby żadnych szans z Władimirem Kliczką, a co dopiero mówić o Witaliju, wtedy – w roku 2011 - mocniejszym z braci. A właśnie z Witalijem przyszło mu walczyć o pas WBC. - Żeby Adamek wygrał, albo chociaż mu zagroził, musiałby spróbować voodoo - przewidywał Gołota. I niestety to, co Kliczko wyprawiał z Polakiem, inaczej niż wielkim laniem nazwać nie można.
Kilkanaście miesięcy wcześniej Witalij, też broniąc mistrzostwa WBC, znokautował Alberta Sosnowskiego. Na ciosy Władymira wystawił się za to Mariusz Wach. Podjął wyzwanie i przez 12 rund był bity przez Ukraińca, który zatrzymał swoje pasy WBA, IBF i WBO. Na dodatek po walce w organizmie Polaka wykryto niedozwolone substancje.
Była jeszcze walka Andrzeja Wawrzyka z Aleksandrem Powietkinem. Tu sprawa, jak przystało na boks, jest zagmatwana. Super championem WBA nazywano wtedy Władymira Kliczkę, a Powietkina championem regular, czyli tym mniej super. I ten mniej super rozbił Wawrzyka w trzech rundach.
Teraz pora na Szpilkę.

Pasy jak indyk w Święto Dziękczynienia

Jak pokonać Wildera, który tylko raz w karierze nie wygrał przed czasem, a aż 34 razy ta sztuka mu się udała? Prawda, że nazwiska i umiejętności jego rywali nie powalają, ale to i tak imponujące. Jak Szpilka ma przetrwać bombardowanie z tak dziurawą obroną? Nie warto było jeszcze poczekać, jeszcze potrenować, jeszcze pozbierać doświadczenie?
Faworytem będzie Amerykanin, ale – na szczęście – tym razem szanse na niespodziankę będą. Małe, bo małe, ale będą, pierwszy raz od czasów Gołoty. A to już coś.
Trenujący Władimira Johnathon Banks przed walką z Tysonem Furym powiedział, że kiedy jego zawodnik wreszcie odejdzie, w nieokreślonej przyszłości, na emeryturę, pasy królewskiej kategorii krążyć będą między bokserami jak indyk wokół stołu w Święto Dziękczynienia. Mało tego, ludzie nie będą pamiętać nazwisk wszystkich mistrzów i wreszcie docenią Kliczkę. Fury sensacyjnie wygrał, ale tytuł IBF już mu odebrano, bo wybrał rewanż z Ukraińcem zamiast obowiązkowej obrony. Za chwilę mistrzów, którzy mogą, a nawet powinni się chwalić tymi czterema prestiżowymi pasami, będzie trzech.
Miał Banks rację, czy jej nie miał?
Autor: Rafał Kazimierczak / Źródło: sport.tvn24.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama