Popularne dyscypliny
Dyscypliny
Pokaż wszystko

Pastor Foreman o wierze i nadziei. I przyjaźni z Alim

Emil Riisberg

25/12/2016, 14:47 GMT+1

Jest postacią szczególną w świecie sportu. Był pięściarzem, zarabiał na chleb brutalnie obijając rywala za rywalem, w złotych czasach królewskiej kategorii. Po duchowej przemianie rzucił boks na dekadę i został pastorem. Z Muhammadem Alim, z którym akurat przegrał, przyjaźnił się do jego śmierci. - W życiu nie chodzi o wygrywanie. Ważniejsze jest to, by podnieść się po porażce - mówi George

Foto: Eurosport

10 stycznia obchodzić będzie 68 urodziny. Trzyma się znakomicie, wciąż wygląda tak, że wzbudza respekt. W latach świetności był na tyle mocny, że szybko nokautował każdego, kto wszedł z nim między liny. Długo nie ćwiczył kondycji. Po co, skoro walki trwały rundę, góra dwie.

Wylądował na deskach

Bardzo przeżył śmierć swoich przyjaciół z ringu - najpierw, w listopadzie roku 2011, Joe Fraziera, potem - w czerwcu 2016 - Muhammada Alego.

Tego pierwszego dwukrotnie pobił. Z drugim przegrał, w walce z 1974 roku, która przeszła do historii jako "Rumble in the Jungle". Wymyślił ją promotor Don King. Nie było go stać na zorganizowanie tak wielkiego wydarzenia, ale dogadał się z prezydentem Zairu, Mobutu Sese Seko. I pięściarze zmierzyli się na stadionie w Kinszasie.
Już w Afryce "Big George" doznał groźnej kontuzji - pęknięcia nad okiem – więc pojedynek przesunięto o miesiąc. – Przygotowywałem się, nie mogąc sparować. To najlepsze, co mogło się Alemu przydarzyć – tłumaczył Foreman. I po siódmej rundzie wiedział, że czeka go najtrudniejsze wyzwanie w karierze. W rundzie ósmej wylądował na deskach. To była jego pierwsza porażka, szokujące przeżycie.

"Wracam na ziemię"

- Byliśmy jak bracia, tak blisko - twierdzi Foreman. - Jak opisać Alego jednym słowem? Wspaniały. W telewizji - był wspaniały. Szedł ulicą - był wspaniały. W ringu - to samo. Coś niesamowitego. On przynależał do świata artystów. Totalnie przyćmił wszystkich i wszystko. To błogosławieństwo, że ktoś taki był na tym świecie - twierdzi "Big George".

W jego komputerze tłem pulpitu jest zdjęcie z ich walki w Zairze - Foreman leży na deskach, Ali stoi obok, przygląda się. - Zawsze, kiedy wpadam w zachwyt nad sobą, patrzę na tę scenę. I wracam na ziemię - mówi Foreman.
Po raz drugi w karierze przegrał 2,5 roku po "Rumble in the Jungle", na punkty pokonał go wtedy Jimmy Young. To było przełomowe wydarzenie nie tylko w karierze, ale w jego życiu. W szatni źle się poczuł. Potem twierdził, że śmierć zajrzała mu w oczy. O pomoc zwrócił się do Boga. A Bóg, według słów samego Foremana - poprosił, by ten zmienił swoje życie. Posłuchał, został pastorem, boks rzucił na długie 10 lat. W sporcie to szmat czasu. W listopadzie 1994 roku, kiedy zbliżał się do 46. urodzin, oko w oko stanął w ringu z młodszym o 19 lat Michaelem Moorerem. Założył te same spodenki, w których przegrał z Alim. Tym razem wygrał. Uklęknął w narożniku. Znowu był mistrzem świata.

Honory, zaszczyty i masa kłopotów

Dobrego zdania o tym, co dzieje się w jego królewskiej kategorii ostatnimi czasy, Foreman nie ma. Twierdzi, że sześciu, a nawet siedmiu pięściarzy z dawnych, złotych czasów, dzisiaj by dominowało. - Bez żadnych wątpliwości - przekonuje. - Wielu z nas było profesorami w ringu. Lewy prosty Joe Louisa, taniec Alego, agresja Fraziera i jego lewy hak. Na Frazierze wzorował się nawet Mike Tyson - opowiada.

Foreman jest jednym z niewielu, którzy bronią Tysona Fury'ego. To Brytyjczyk sensacyjnie odebrał mistrzowskie pasy Władymirowi Kliczce, a potem stracił je bez walki i leczy się z depresji. - Dziwny z niego koleś, dziki, ale ma swój styl - uważa Foreman.

Mało kto potrafi tak dokładnie, jak "Big George", wytłumaczyć, na czym polega rola mistrza świata w królewskiej kategorii. - Natychmiast, kiedy nim zostajesz, spadają na ciebie liczne honory i zaszczyty. I masa kłopotów. Trzeba być uzbrojonym, inaczej człowiek się zagubi i przepadnie. Trzeba bardzo uważać na każde słowo. To niewłaściwie potrafi siać większe spustoszenie od bomby - twierdzi.

Nigdy nie można się poddać

Amerykanin ciepło mówi też o niepokonanym Anthonym Joshule. Brytyjczyk, jak Foreman, może, a nawet powinien się chwalić olimpijskim złotem. - Ma cios, ma umiejętności, ma cały pakiet. To atleta totalny. Już niebawem to on może pilnować tego całego interesu w wadze ciężkiej.

"Big George" wciąż żyje aktywnie, nawet bardzo, choć jako człowiek biznesu dorobił się pokaźnego majątku. - Życie to zabawa. Jestem pastorem. Jestem sprzedawcą grilli. A najbliższy cel to linia obuwia sygnowanego nazwiskiem Foreman, dla staruszków w moim wieku, żeby się podnieśli i mogli chodzić w czymś wygodnym. Zawsze coś sprzedaję, zawsze czymś się dzielę. Jako pastor - nadzieją. Wiarą w to, że nigdy nie można się poddać. I nauką. Idź do szkoły, ucz się, a pewnego dnia pomożesz nam wszystkim - zapewnia Foreman. Wielki George Foreman.

Autor: rk / Źródło: sport.tvn24.pl, telegraph.co.uk
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama