Popularne sporty
Wszystkie sporty
Pokaż wszystko

#Polskatymzyla Adrian i Tomasz Zielińscy, sztangiści zdyskwalifikowani za doping

Emil Riisberg

10/05/2020, 12:59 GMT+2

Mieli dać Polsce dwa olimpijskie medale, Adrian nawet ten najcenniejszy, złoty. Bracia Zielińscy na igrzyskach w Rio de Janeiro mierzyli wysoko, ale skończyło się wieloletnią dyskwalifikacją, bo obu przyłapano na dopingu. - Nie mam do siebie pretensji. O nic. Nie zawiniłem - zapewnia w rozmowie z eurosport.pl Adrian Zieliński. #Polskatymzyla

Foto: Eurosport

Polska tym żyła to cykl najważniejszych wydarzeń polskiego sportu w tym wieku. Przypominamy głośne zwycięstwa, ale też wstydliwe porażki
Afera dopingowa w polskiej reprezentacji olimpijskiej wybuchła 8 sierpnia 2016 roku. Igrzyska ledwo się rozpoczęły. Czekaliśmy na kolejny medal, bo ten pierwszy zdobył kolarz Rafał Majka. Zamiast sukcesu, gruchnęło pierwsze nieszczęście: sztangista Tomasz Zieliński na dopingu, w jego organizmie wykryto steryd nandrolon, musi opuścić wioskę olimpijską. Szok.
Nandrolon to bardzo powszechny środek wśród sztangistów i kulturystów, często amatorów, bo pomaga szybko zwiększyć masę i siłę mięśni. Jest też druga strona medalu, ten steryd ma długą listę działań ubocznych. Wypadanie włosów, trądzik, zanik wzwodu to tylko niektóre z nich.
Zanim odezwał się Tomasz, w rolę jego obrońcy wcielił się Adrian, bardziej utytułowany brat. On do Brazylii przyjechał jako mistrz olimpijski sprzed czterech lat, z Londynu. Obydwaj mieli wystartować w Rio de Janeiro w tej samej kategorii, powyżej 94 kilogramów. Adriana wymieniano w gronie faworytów do złota, Tomkowi rezerwowano miejsce na podium. Gdy ten pierwszy stanął przed kamerami, bronił brata jak lew. Jego rozmowa z dziennikarzami była bardzo emocjonalna. Szukał winy wszędzie, tylko nie u Tomka.
- Tylko ostatni idiota zrobiłby coś takiego tuż przed igrzyskami, mając ogromną szansę na medal. Dla mnie to jedno wielkie nieporozumienie. Przed wyjazdem byliśmy co tydzień badani. Musiałby być skończonym idiotą, żeby wziąć substancję, która działa po sześciu-ośmiu tygodniach, a utrzymuje się w organizmie do osiemnastu miesięcy. Nie mam pojęcia, co tutaj się stało. Dla mnie ta Brazylia to Trzeci Świat - grzmiał starszy z braci.
To były mocne słowa.
Adrian powiedział też, że jest załamany: - Leżę, płaczę. Nawet teraz chce mi się płakać.
Za moment oczy faktycznie mu się zaszkliły. Wyreżyserowane? Wie tylko on. Być może było mu żal bliskiej osoby, a być może spodziewał się nadciągającej katastrofy. Jedno też nie wyklucza drugiego. Za kilka dni runie jego kariera, ale o tym za chwilę.

"Ktoś podłożył mi świnię"

To był poniedziałek. We wtorek przed kamerami stanął główny zainteresowany - Tomasz Zieliński. Było to już w kraju, na lotnisku, świeżo po powrocie z Brazylii. On również uznał, że najlepszą obroną jest atak.
- To pomyłka, a jeśli nie pomyłka, to ktoś mi podłożył świnię. Wrogów jest pełno, zawsze są. Trenuję od dwudziestu lat i musiałbym być skończonym idiotą, gdybym jako Polak mający szansę na medal coś wziął i tam jechał - młodszy z braci wietrzył spisek.
Zapowiedział też, że będzie walczył o swoje dobre imię. Straszył sądem.

Runęły dwie kariery

Cztery dni po upublicznieniu wpadki Tomasza problemy zaczął mieć Adrian. Również z powodu nandrolonu, również wykluczono go z reprezentacji olimpijskiej. Też był przedwczesny powrót do kraju, wielkie zdziwienie z jego strony i zapewnienia o niewinności. Znów w agresywnym tonie.
- To niemożliwe, żebym stosował tę substancję. Nie mieści mi się to w głowie. Nie wiem, jakim cudem ta substancja znalazła się w moim organizmie. Nigdy, podkreślam jeszcze raz, nigdy nie zażyłem substancji zakazanej. Musiało być coś gdzieś zanieczyszczone - bronił się.
Według jego teorii zanieczyszczone mogły być odżywki.
Na koniec dodał: - To wygląda, jakby ktoś się uwziął na mnie i na mojego brata.
W kilka dni runęły dwie szanse na medale. Dwie kariery braci Zielińskich.
Walczyli, zapewniali o swojej niewinności, ale nic nie wskórali.
Najpierw Tomasza na cztery lata zdyskwalifikowała Międzynarodowa Federacja Podnoszenia Ciężarów. Adrianowi tyle samo lat przymusowej przerwy przyłożył Panel Dyscyplinarny przy Polskiej Agencji Antydopingowej (POLADA).
Sprawę Adriana, później rozpatrywaną od tej Tomasza, prowadziła powstała w połowie 2017 roku POLADA. To ona przejęła od federacji sportowych postępowania dyscyplinarne w sprawie dopingu.
Bracia odwołali się do Trybunału Arbitrażowego do spraw Sportu w Lozannie. Wyższej instancji w sporach z dziedziny sportu nie ma.

Wariograf nie pomógł

Apelację odrzucono. Czteroletnie dyskwalifikacje utrzymano.
- Żeby się oczyścić, zrobiłem wszystko, a nawet dwieście procent tego, co mogłem zrobić. Tak mi powiedział mój mecenas - zapewnia dziś Adrian.
On do dowodów w sprawie włączył badanie wariografem.
- Poddałem się testom na wykrywaczu kłamstw. Wynik potwierdził to, co zawsze mówiłem: nigdy nie stosowałem żadnego nandrolonu - przyznaje starszy z braci.
Tyle że badanie wariografem niczego nie przesądza.
- Żaden sąd nie uzna go za dowód rozstrzygający, miarodajny. Może być tylko traktowany jako pomocniczy. Trybunał w Lozannie już we wcześniejszych sprawach nie pochylał się specjalnie nad wynikami badań wariografem, tak było np. w sprawie Alberto Contadora. Poza tym wariograf można oszukać. Istnieje wiele czynników, które mogą wpływać na wynik: odstęp czasowy od momentu wydarzenia do momentu badania, rodzaj zadanych pytań, środki uspokajające - tłumaczy dyrektor POLADA Michał Rynkowski.

Samorządowiec, nie sportowiec

Adrian Zieliński pozostaje przy swoim zdaniu. - Nie mam do siebie pretensji. O nic. Nie zawiniłem. Mówiłem już tak wcześniej, bo wielokrotnie mnie o to pytano. Wszystko podtrzymuję. Nie popełniłem błędu. Nie mam sobie nic do zarzucenia - podkreśla.
Dziś ma 31 lat, dyskwalifikacja kończy mu się 1 lipca. O igrzyskach, choć zostały przełożone na kolejny rok, nie myśli.
- Trochę zmieniło się u mnie. Zmieniły się priorytety życiowe. Skupiam się na celach prywatnych i zawodowych, na rodzinie i siłowni, którą prowadzę. To, że igrzyska zostały przełożone, nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Jeśli chciałbym wrócić, dałbym radę przygotować się na olimpijski medal. Ale powtórzę: zmieniły się moje priorytety - przekonuje.
Ma żonę i córkę. Dalej mieszaka w Mroczy, niewielkiej mieścinie w województwie kujawsko-pomorskim. Od 1,5 roku jest radnym.
- Definitywnie skończyłem karierę. Mógłbym się szykować do przyszłorocznych mistrzostw Europy, ale tego nie robię. Nie mam czasu na to, mam rodzinę na utrzymaniu. Po prostu. Jeśli masz rodzinę, to wiesz, jak się zmieniają priorytety - mówi.
Na koniec jeszcze raz pytam o doping. On nie daje za wygraną. - Nigdy nie popełniłem błędu. Z dokumentów, które posiadam razem z moim mecenasem, wynika, że byłem najczęściej kontrolowanym zawodnikiem wśród wszystkich sportowców w Polsce. Nie chcę do tego wracać. Było, minęło - ucina.
Co u jego brata, pozostaje tajemnicą. Gdy pytam o Tomasza Zielińskiego w Polskim Związku Podnoszenia Ciężarów, najczęściej słychać ciszę. Działacze nie chcą powiedzieć albo nie mają na ten temat wiedzy.
- Tomek nie życzy sobie, by przekazywać informacje na jego temat. Wyłączył się całkowicie, odciął od tego środowiska - kwituje Adrian Zieliński.
Autor: Tomasz Wiśniowski / Źródło: eurosport.pl
Powiązane tematy
Udostępnij
Reklama
Reklama